Do góry

Czerwony (nie)wesoły autobus

Pojawia się obok takich znakomitości jak Big Ben czy London Eye, widać go prawie na każdej pocztówce, jest nieodłącznym bohaterem zatłoczonych i wąskich ulic Londynu. Czerwony autobus z polskim kierowcą w roli głównej.

6800 autobusów przewozi codziennie około 6 milionów pasażerów ponad 700 różnymi trasami Londynu. Znane są z tego, że nieustannie spóźnione i zatłoczone stoją w korkach lub perfekcyjnie płyną pomiędzy innymi pojazdami po ulicach miasta, podczas gdy wszyscy podróżujący wstrzymują oddech i nie wierzą w możliwość przejechania przez tak wąskie miejsca.

Za co pasażerowie nie lubią kierowców?

Zachowanie kierowcy wydaje się pozostawiać wiele do życzenia, szczególnie kiedy obładowani torbami dobiegamy do autobusu, a kierowca zamyka nam drzwi przed nosem.

„Zawsze czekam na ludzi, ponieważ staram się zrozumieć ich sytuację” – mówi Monika Siemieńczuk, od 2 lat kierowca autobusu firmy Arriva w Londynie, obecnie jeżdżąca liniami 253 i 254.

„Jeśli widzę, że ktoś biegnie, to staram się czekać, ale w lusterkach nie zawsze wszystko można zobaczyć. Zdarza się tak, że już zamknę drzwi i dam kierunkowskaz, a dopiero potem zauważam kogoś w zasięgu lusterka, ale skoro już ruszyłam, to nie mogę stanąć i wpuścić pasażera – health and safety na drodze” – tłumaczy.

Grzegorz Hajduk, doświadczony kierowca autobusu lini 7 należącej do firmy Metroline dodaje w tej kwestii:

„W Londynie autobusy kursują co 5–8 minut i nie mogą czekać na każdego dobiegającego pasażera, który nie dość tego, że jest daleko i biegnie wolno, to jeszcze po drodze upuści komórkę, a kiedy już dobiegnie to nie może znaleźć biletu w torbie itd. A potem jest zziajany i spocony. Za 5 min. nadjedzie następny autobus i na pewno takiego pasażera zabierze” – podkreśla kierowca.

Kolejna denerwująca wszystkich sytuacja to ta, kiedy autobus stoi w korku i pasażerowie wciskają przycisk, aby poinformować kierowcę, że chcą wysiąść lub też osobiście go proszą o otworzenie drzwi, a on nie chce nikogo wypuścić. Tomek Adamczyk, który ma doświadczenie w prowadzeniu autobusu nie tylko w Londynie, ale i w małej miejscowości Chelmsford, obecnie jeździ linią 7 obsługiwaną przez firmę Metroline w Londynie. Tak tłumaczy punkt widzenia kierowcy:

„Kiedyś w Londynie jeździły autobusy bez drzwi typu Routemaster i ludzie się przyzwyczaili, że jeśli autobus stał w korku, to oni sobie wsiadali lub wysiadali. Obecnie, jeśli autobus stoi nawet w małym korku, to już wszyscy dzwonią tymi przyciskami, że chcą wysiąść. Ale ludzie muszą wiedzieć, że przystanek to jest jedyne miejsce, w którym autobus się zatrzymuje i jeśli oni wysiądą i złamią nogę, to należy im się odszkodowanie z ubezpieczenia. Jeżeli otworzę komuś drzwi na światłach i coś się komuś stanie, to jest to moja odpowiedzialność, jeśli ktokolwiek go potrąci, mogę nawet stracić pracę. Jeśli stoję w ogromnym korku, to ludzi wypuszczę, bo to nie więzienie. Ale wówczas podjadę pod krawężnik i sprawdzę, czy na pewno nie ma rowerzystów wyprzedzających z lewej strony itd.” – podkreśla kierowca, polskiego pochodzenia.

Czasem zdarza się, że nie ma korków na ulicy, a jednak mimo tego, autobus bardzo długo stoi na przystanku i nie rusza. Pasażerowie w pośpiechu mają powody do narzekania.

„Jeśli wiem, że nie było na trasie korków i przyjechałem na przystanek za wcześnie, to żeby nie powiększać tej różnicy czasu, muszę odczekać trochę dłużej na kolejnym przystanku, aby na następny dojechać już na czas” – Tomek Adamczyk cierpliwie objaśnia tego typu zdarzenia.

„I wtedy zaczyna się wojna w autobusie: czemu on nie jedzie? Leniwy jakiś czy co? Jedź, bo ja się spóźnię do pracy. Tutaj ludziom się wszędzie spieszy” – mówi kierowca linii 7 i podaje szczegóły. „Muszę jechać zgodnie z rozkładem. Jeśli jestem za wcześnie, inspektor może napisać na mnie raport i wysłać mnie do menedżerki, a przy regularnym jeżdżeniu za szybko, zostanę odesłany na re-trening, czyli ponowny trening jazdy” – wyjaśnia. „Inspektorzy, którzy są rozstawieni w kilku miejscach na trasie, wiedzą, o której mam dojechać do przystanku, mogę być później z powodu korków, ale nie wolno mi przyjechać wcześniej.”

Czemu winni są sami pasażerowie?

Polscy kierowcy mówią, że nie są informacją turystyczną i jeśli ktoś się ich pyta o stacje lub ulice znajdujące się na ich linii, to z przyjemnością pomogą, ale jeśli chodzi o linie na drugim końcu Londynu, to pytający nie może oczekiwać odpowiedzi. W Londynie funkcjonuje 700 linii i raczej trudno by było poznać je wszystkie. Jednakże tego typu pytania to najmniejszy problem stwarzany przez pasażerów. Kierowcy zgodnie opowiadają o ich koszmarze – niekończącej się ilości pasażerów, którzy chcą jechać bez biletu.

„Niektórzy ludzie nie potrafią zrozumieć, że wchodząc do autobusu, trzeba mieć bilet” – Tomek Adamczyk zachodzi w głowę. „Dla niektórych to jest coś dziwnego i tłumaczą się, że nie mają biletu, bo coś tam albo, że nie mają pieniędzy, żeby bilet kupić. To ja tłumaczę, że jeśli idziesz do sklepu, to też nie możesz powiedzieć, że nie masz pieniędzy. Ja nie mogę dać ci biletu czy wpuścić cię bez, bo mam kontrole i będę miał problemy i ustne ostrzeżenia od menedżera” – mówi kierowca linii 7, przejeżdżającej przez centrum Londynu. „Ludzie oszukują bardzo często, nawet ci wyglądający na inteligentnych i porządnych – wchodzą do autobusu, trzymają bilet w taki sposób, że zasłaniają palcem datę. Kiedy proszę o odsłonięcie daty, tacy ludzie wysiadają, bo wiedzą, że mają bilet wczorajszy lub przedwczorajszy. Sympatyczne młode dziewczyny uśmiechają się i puszczają oczko, bo nie mają biletu i chcą mimo wszystko wejść do autobusu.”

Monika Siemieńczuk, jadąc autobusem 253 na trasie Euston – Hackney Central lub 254 Aldgate – Holloway nieraz znalazła się w różnego rodzaju nieprzyjemnych sytuacjach z pasażerami. Ostatnio pijany pasażer usłyszał głos z taśmy w autobusie informujący, że autobus jedzie do Euston, ale wydało mu się, że to nazwa stacji, na której właśnie autobus się zatrzymywał. Wysiadł więc w pośpiechu, zorientował się, że to nie ta stacja i wsiadł jeszcze raz. Kiedy zaczął się awanturować, Monika poprosiła go o pokazanie biletu, którego on oczywiście nie miał, ofiarował się jednak pokazać jej coś innego. Został wyproszony z autobusu. Monika twierdzi, że tego typu historie jeszcze nie są takie złe i opowiada, co spotkało jej kolegę z firmy.

„Kiedy jechał nocnym autobusem, wsiadł mężczyzna, który tak trzymał bilet, że pokazał mojemu koledze kierowcy palec w obraźliwy sposób. Kierowca kazał mu wysiąść, a tamten wyciągnął pistolet. Mój kolega, bardzo opanowany, powiedział do tego pasażera: „A co, myślisz, że ja nigdy spluwy nie widziałem?” Tamten nic mu nie zrobił. Ja nawet sobie nie wyobrażam, jak bym zareagowała w takiej sytuacji.”

Kamery umieszczone na wewnątrz i zewnątrz autobusów rejestrują tysiące różnego rodzaju incydentów, które zdarzają się kierowcom codziennie. Obelgi i wyzwiska są na porządku dziennym, a ostatnio w modę weszły zmagania z pasażerami pijącymi alkohol, ponieważ jest to zabronione po zakazie wprowadzonym przez mera Londynu.

„W ostatni wtorek wsiadł do mojego autobusu kibic Chelsea, zaznaczam, że mecz Chelsea był dwa tygodnie temu (śmiech)” – opowiada Tomek z wyraźnym rozbawieniem na wspomnienie, z jakimi sytuacjami musi sobie radzić każdego dnia. „Wsiadł z szalikiem na szyi, przeklinając i trzymając piwo w ręku. Wytłumaczyłem mu, że burmistrz wprowadził zakaz picia alkoholu w środkach komunikacji miejskiej, podziękowałem mu, kazałem wysiąść. Rzucił mi więc wiązankę przekleństw i usiadł w autobusie. Zatrzymałem autobus i czekałem dopóki nie wyjdzie lub nie wyrzuci tego piwa – taka jest procedura. W końcu wyrzucił butelkę bezczelnie na ulicę.”

Każdy autobus wyposażony jest również w zestaw do pobierania śliny, na wypadek, kiedy kierowca zostanie opluty przez pasażera. Taki zestaw składa się z rękawiczek, szmatki i rurki z wacikiem. Kierowcy go sobie chwalą, bo podobno odstrasza ludzi. Jeśli jednak kierowca znajdzie się w jakimkolwiek niebezpieczeństwie, ma zainstalowany przycisk w kabinie, a raczej miejsce, dzięki któremu po uderzeniu w nie mocno nogą, daje się znak centrali, że coś się dzieje. W wielu przypadkach kierowca może też wezwać pomoc przez radio.

Zmiany trasy

Opóźnienia autobusów stały się nieodłączną częścią serwisu autobusowego, ponieważ Londyn to prawdziwa dżungla komunikacyjna. Zdarza się, że korki są bardzo uciążliwe i autobus ma nawet 30–40 min opóźnienia. Wówczas, zanim dojedzie na koniec swojej trasy, zawracany jest przez centralę w drugim kierunku, aby jak najszybciej nadrabiać spóźnienie. Informacje o zmianach są zawsze wyświetlane na przedniej tablicy autobusu. Wielu pasażerów nie zwraca jednak na to uwagi, potem bardzo się obraża, denerwuje, a często daje upust swojej złości na kierowcę, który nie dojechał do punktu przeznaczenia.

Trasy autobusów często są tymczasowo zmienione z powodu przewidzianych robót drogowych tudzież zupełnie nieoczekiwanych wypadków. Jakimikolwiek zmianami trasy i przewidywaniem ewentualnych zagrożeń na niej zajmują się kontrolerzy serwisu autobusowego, bazujący w garażu konkretnej firmy operującej daną linią. Eliza Nowak, pierwszy polski kontroler serwisu autobusowego firmy Arriva w Londynie mówi:

„Na pewno jeśli chodzi o wytyczone przez nas objazdy, to część odpowiedzialności spada na nas. Ale też trasy są oznaczone i wówczas kierowca musi uważać” – podkreśla i dodaje, że w Londynie dzieje się mnóstwo wydarzeń jednocześnie i należy radzić sobie ze stresem.

Całkiem niedawno w prasie można było przeczytać o wypadkach londyńskich autobusów. Jeden z kierowców linii 188, przejeżdżając przez Bridge Road w centralnym Londynie, podjechał za blisko krawężnika w miejscu, gdzie rosną drzewa z nisko osadzonymi konarami. Taki właśnie konar zerwał cały dach autobusu. Jedna osoba zginęła, kilka zostało rannych; kierowca zemdlał, kiedy zorientował się, co się stało. Drugi głośny przypadek, to ten, kiedy autobusy zostały skierowane na trasę objazdową w Camden, która prowadziła pod niskim półokrągłym mostem. Większość autobusów przejeżdżała tam bez problemów, ale jeden z nich zamiast pojechać środkiem, gdzie most jest najwyższy, pojechał nieco z boku drogi i most ściął górę autobusu. Na szczęście nie było ani ofiar, ani rannych.

Czerwony autobus, biało-czerwony kierowca

W Londynie funkcjonuje kilka firm autobusowych, obsługujących różne linie, każda z nich zatrudnia Polaków. Typowe szkolenie dla kandydata na kierowcę w Londynie trwa ok. 5–6 tygodni i nie wymagane jest od niego prawo jazdy na autobus, można je zrobić podczas kursu. Monika Siemieńczuk opisuje swój trening jako przykładowy dla kierowców firmy Arriva.

„Trzeba przejść pierwsze interview z matematyki, bardzo prosta, np. dostajesz 10 funtów za dwa bilety dla dorosłych i 2 dla dzieci, podlicz, ile masz wydać reszty” – mówi i szybko dodaje: „Chociaż widziałam, że kiedy ja skończyłam, niektórzy na sali byli jeszcze w połowie drogi ze swoimi odpowiedziami. Drugie interview: jazda vanem po mieście. Kiedy je przeszłam, zaczęłam kurs na prawo jazdy na autobusy.”

Tomek Adamczyk z firmy Metroline na początku był kierowcą rezerwowym.

„Przez pierwsze trzy miesiące pracujesz na tzw. ‘stand by’, czyli przychodzisz do pracy, ale nie wiesz, którą linią będziesz jeździł, w zależności od tego, który kierowca nie przyszedł do pracy z jakiegoś powodu. Musisz też opanować 6 linii. Każdy kierowca ze stażem, ma już swoją ustaloną linię, którą jeździ, można ją zmienić, ale trzeba poprosić o przeniesienie na piśmie i jeśli jest gdzieś wolne miejsce, to zostanie się przeniesionym.”

Polacy zgodnie wymieniają wysokość wynagrodzenia będącą wielkim plusem tej pracy, waha się ono w zależności od firmy i stażu od 25,000 do 30,000 funtów rocznie. Można również dorabiać nadgodzinami. Podkreślają też, że nie jest to ciężka praca fizyczna, ale ciężki wysiłek umysłowy. Za największe wyzwanie polscy kierowcy zgodnie uważają konieczność myślenia za wszystkich naokoło. Czy pieszy za chwilę nie wejdzie na jezdnię bez patrzenia, czy samochód nie zdecyduje się wśliznąć przed autobus albo rower wyprzedzić z lewej strony.

„Linia, którą jeżdżę jest bardzo „busy”, duży ruch, dużo pieszych i rowerów” – mówi Tomek, kierowca linii 7 pomiędzy East Acton i Russell Square, przejeżdżający między innymi przez Oxford Street. „Trzeba mieć oczy dookoła głowy i myśleć za innych, nie tylko za siebie. Np. czy pieszy, który idzie po chodniku i rozmawia przez telefon, za chwilę nie będzie chciał przejść przez jezdnię, a ja jadę blisko krawężnika. Czuję się dobrym kierowcą, odpowiedzialnym i ostrożnym, ale potrzeba też dużo szczęścia, bo można jechać wolno, ale ktoś inny może zawinić. W każdej sekundzie i minucie trzeba myśleć, nie można sobie pozwolić nawet na chwilę relaksu” – analizuje. „To jest praca umysłowa – trzeba myśleć za rowerzystów, za rikszarzy i za ludzi. Riksze to już w ogóle jest historia niesamowita, zdarza się, że jedzie jedna z dwiema osobami po Oxford Street, a za nim 15 autobusów w korku (śmiech).”

Jeżdżąc po londyńskich drogach trzeba też wykazać się niezwykłą precyzją.

„Ja mam na przykład opanowane, że z prędkością 30 mil na godzinę mogę przejechać 3 centymetry pomiędzy samochodami stojącymi na ulicy. Tak się jednak nie jeździ, ale doświadczony kierowca wie dokładnie, jak o nic nie zahaczyć” – mówi Tomek Adamczyk.

To samo podkreśla Monika Siemieńczuk, która niedawno wygrała konkurs na najlepszego kierowcę firmy Arriva w Londynie. Opowiada o wyzwaniach, jakim musiała sprostać, aby otrzymać pierwszą nagrodę:

„Zgłaszasz się do konkursu i sprawdzana jest twoja jazda autobusem w pracy, ale ty o tym nie wiesz, kiedy ktoś będzie analizował jazdę. Po takim sprawdzeniu zapada decyzja, czy możesz wziąć udział w konkursie. Polega on na tym, że trzeba wykonać manewry na placu, jechać pomiędzy pachołkami, parkować tyłem, jechać przez hampy, potem na mieście – zatrzymywać się na przystanku w odpowiednich odległościach. Co więcej, testuje się np. parkowanie tyłem, trzeba zaparkować 6 inchy od barierki, której nie widać, można tylko patrzeć w lusterka” – mówi Monika. „Każdemu się wydaje, że autobus jest taki wielki i zastanawia się pewnie, jak drobna kobieta może nad nim zapanować. Chciałabym pokazać dziewczynom z Polski, że coś takiego można robić i to wcale nie jest to takie trudne.”

Podobnego zdania jest Eliza Nowak, kontroler serwisu autobusowego, która wcześniej pracowała 2,5 roku jako kierowca. O pracy kierowcy mówi: „To najlepsza i najprostsza praca, ale z czasem też może się znudzić.”

Dlatego postarała się o awans na kontrolera i marzy o stanowisku menedżerskim za kilka lat. Monika Siemieńczuk, z racji zostania najlepszym kierowcą Arrivy w Londynie, wybiera się na ogólnokrajowy konkurs dla kierowców. Grzegorz Hajduk myśli o studiach logistycznych, a Tomek Adamczyk planuje powrót do Polski za rok. Na razie jednak wszyscy stawiają czoła problemom na drodze i różnym ludzkim zachowaniom.

„Polacy różnie reagują. Ci, którzy mnie znają, wchodzą do autobusu i mówią „cześć”. Kiedyś zdarzyło mi się, że dwóch Polaków skomentowało: „popatrz jaka d... jedzie!” – przyznaje Monika. „W pierwszym roku jazdy zatrzymałam się na przystanku i zobaczyłam dwóch Polaków, którzy nie poznali, że jestem Polką. I jeden do drugiego komentuje: „Ty, dziewczyna za kierownicą, ja p... ja na własne ryzyko nie wsiadam”. Odwróciłam się w drugą stronę i zaczęłam śmiać...”

Komentarze 2

czeska
394
czeska 394
#128.06.2008, 14:22

jak dobrze ze ja nie z lądka zdroj..
w edim kierowcy to rowne chopaki;))

bus_37
Dundee
24 199 114
bus_37 Dundee 24 199 114
#230.06.2008, 11:06

sie wie...........