Do góry

Szczęście odkodowane

Polacy niechętnie szukają pomocy psychologa i jeszcze bardziej niechętnie przyznają się do korzystania z jego usług. Wizyty u specjalisty kojarzą się wciąż z chorobami psychicznymi i problemami osobistymi. Nic zresztą dziwnego – głównym przedmiotem zainteresowań psychologii klinicznej są zaburzenia zachowania. Jednak być może już wkrótce w popularnym myśleniu o psychologii nastąpi zwrot o 180 stopni – dzięki „psychologii pozytywnej” Martina Seligmana. Szczęście na pierwszym miejscu.

Martin Seligman, doktor psychologii i naukowiec wybrany w 1998 roku na prezesa Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologicznego, doszedł dziesięć lat temu do wniosku, że założenia współczesnej psychologii, koncentrującej się na jednostkach chorobowych, nie służą wystarczająco pacjentowi i powinny zostać gruntownie przewartościowane. Brak symptomów chorobowych nie oznacza jeszcze dobrego samopoczucia i szczęścia. Skoro głównym celem medycyny jest zapewnienie społeczeństwu dobrego stanu zdrowia i kondycji pozwalającej cieszyć się życiem, dlaczego nie miałoby być podobnie z psychologią?

Nowa gałąź psychologii pozytywnej rozwija się w niespodziewanym tempie. Choć intensywne badania nad dobrą kondycją psychiczną rozpoczęły się dopiero w połowie lat 90. ubiegłego wieku, już w 2000 roku amerykański periodyk „American Psychologist” poświęcił im swój milenijny numer. Ogromne zainteresowanie psychologią pozytywną znalazło swoje odbicie także na wyższych uczelniach – zarówno w Stanach jak i Europie Zachodniej coraz więcej uniwersytetów otwiera specjalizację z „psychologii pozytywnej”. Pierwszy program magisterski powstał już w 2005 roku i to od razu na bardzo prestiżowej uczelni - należącej do amerykańskiej „Ivy League” i ścisłej czołówki światowej Uniwersytecie Stanforda.

Docenienie psychologii pozytywnej przez środowiska akademickie świadczy o dużym potencjale naukowym nowej dziedziny. Po raz pierwszy szczęście – do tej pory raczej obiekt zainteresowania humanistów i filozofów – znalazło się w centrum zainteresowania naukowców. Wszystko wskazuje na to, że już niedługo ćwiczenia zapewniające „kondycję psychiczną” będą traktowane jako element „zdrowego trybu życia” na równi ze zbilansowaną dietą i wysiłkiem fizycznym. Psychologia pozytywna może się też okazać ważnym impulsem dla gospodarki - bo człowiek szczęśliwy to osoba zdrowsza i bardziej wydajna w pracy.

Anatomia szczęścia

Seligman dostrzegł, że pokutujące we współczesnej psychologii rozumienie szczęścia jako negatywnej wolności od zaburzeń psychicznych nie zdaje w praktyce egzaminu. Badacz zwrócił się więc ku osobom, które odniosły sukces, charakteryzowały się dużym optymizmem, pogodą ducha i zadowoleniem z życia. Na podstawie kilkuletnich obserwacji, zespół psychologów pod kierunkiem Christophera Petersona i Martina Seligmana opracował zestaw charakterystycznych cech powtarzających się u badanych, będących „wskaźnikami szczęścia”. Powstały w ten sposób „Podręcznik klasyfikacji pozytywnych cech i mocnych stron charakteru” miał być z założenia „pozytywną alternatywą” dla używanego w tradycyjnej psychologii „Podręcznika diagnostyki i statystyki zaburzeń psychicznych”.

Jak powstał podręcznik Seligmana? W trakcie badań okazało się, że biorące w nim udział szczęśliwe osoby, bez względu na płeć, wiek i pochodzenie, mają bardzo zbliżone cechy charakteru. Na tej podstawie zespół badaczy opracował szereg kryteriów, służących doprecyzowaniu pojęcia „cecha charakteru” i następnie sklasyfikował wyodrębnione zalety, przypisując je do kilku „grup tematycznych”. W ten sposób powstała w 2005 roku tabela sześciu ogólnych i 24 szczegółowych „wskaźników szczęścia”.

Każda z cech musiała charakteryzować się mierzalnością, powszechnością i niezmiennością, cieszyć się społeczną aprobatą, generować uczucia szczęścia i spełnienia, występować w szczególnym natężeniu u niektórych osobników, a u innych wybiórczo nie występować wcale oraz posiadać negatywne przeciwieństwo. Jakie cechy spełniły zatem powyższe kryteria? Po czym rozpoznać szczęśliwego człowieka? Według Seligmana i współpracującej z nim dr Nancy Park głównymi „wskaźnikami szczęścia” są: wiedza, odwaga, humanitarność, sprawiedliwość, umiar i transcendencja.

Sześć elementów

Pod pojęciem „wiedza” kryje się według amerykańskich badaczy kreatywność, ciekawość świata, otwartość, głód wiedzy i gotowość do dzielenia się tą wiedzą z innymi. Osoby obdarzone powyższymi cechami mają dużo większą szansę na osiągnięcie szczęścia od tych „stroniących od książek”. Tendencja widoczna jest już w samej grupie szczęśliwych osób zbadanych przez Seligmana: 39% z nich miało wyższe wykształcenie; do niewykwalifikowanych pracowników fizycznych należało tylko 4% badanych.

Na „odwagę”, rozumianą jako wytrwałość w dążeniu do celu i walce z przeciwnościami losu, składają się autentyczność, dzielność, determinacja i entuzjazm. Natomiast pod hasłem „humanitarność” kryją się przyjazność, miłość i inteligencja emocjonalna. Do szczęścia konieczna jest także sprawiedliwość, jako jedna z cech zapewniająca harmonijne funkcjonowanie w społeczeństwie. Ujmując rzecz ściślej, „sprawiedliwość” Seligmana zawiera w sobie uczciwość, a także zdolności przywódcze oraz umiejętności pracy w grupie.

Przysłowie „od przybytku głowa nie boli” nie zgadza się z nowymi odkryciami amerykanów. Jedną z głównych cech charakteryzujących „szczęśliwców” jest właśnie umiar oraz wszystkie cechy, które chronią od „przybytku”: oszczędność, skromność, zdolność do samokontroli oraz wybaczania. Ostatnią z cech szczęśliwych ludzi jest „transcendencja”, czyli wiara i umiejętność dostrzegania wyższych celów w życiu.

Gimnastyka dla szczęścia

Odkrycie, że szczęście ma powszechne, empirycznie mierzalne i obiektywne podstawy było pierwszym krokiem do stworzenia zestawu ćwiczeń, pomagających w utrzymaniu „formy” i dobrego samopoczucia na co dzień. Skuteczność ćwiczeń została potwierdzona w eksperymencie, w którym wzięło przez Internet udział 411 uczestników. Zostali oni podzieleni na grupy, wykonujące następujące ćwiczenia, mające na celu poprawiać stymulować różne cechy odpowiedzialne za uczucia szczęścia i spełnienia.

Dla zobiektywizowania wyników eksperymentu, wśród grup znalazła się także „grupa kontrolna”, wykonująca ćwiczenie-placebo: spisywanie przez tydzień wspomnień z wczesnego dzieciństwa. Pozostałe grupy zajmowały się kolejno: pisaniem listu dziękczynnego, spisywaniem przez tydzień trzech dobrych rzeczy, które wydarzyły się każdego dnia, pisaniem opowiadania pod tytułem „ja w najlepszej formie”, rozpoznawaniem swoich mocnych cech przy pomocy skonstruowanych przez badaczy testów oraz wykorzystywaniem ich w nowy sposób w nieznanych sytuacjach.

Osoby biorące udział w eksperymencie były badane zaraz po ćwiczeniach oraz przez następne pół roku w miesięcznych odstępach w oparciu o skalę szczęścia dr Tracy Steen (SHI - Steen Happiness Index) oraz skalę symptomów depresji. Testy potwierdziły hipotezę badaczy co do neutralnego działania ćwiczenia-placebo, a także wykazały związek między trzema z pięciu skonstruowanych ćwiczeń a wzrostem poziomu szczęścia. Najlepszą „gimnastyką dla szczęścia”, okazały się ćwiczenia „trzy dobre rzeczy” oraz wykorzystywanie mocnych cech w nowych sytuacjach. Oba dawały najbardziej trwałe efekty – poziom szczęścia był wyższy od wyjściowego nawet po sześciu miesiącach od zaledwie tygodniowego treningu! Natomiast najlepszym „zastrzykiem szczęścia”, dającym najmocniejszy wzrost jego poziomu zaraz po wykonaniu ćwiczenia okazało się pisanie listu dziękczynnego. W tym przypadku efekty utrzymywały się przez czas jednego miesiąca.

Przetestuj się!

Testy pozwalające zmierzyć wyjściowy poziom szczęścia, symptomy depresji czy poznać mocne strony swojego charakteru dostępne są nieodpłatnie na stronie: www.authentichappiness.org w zakładce „questionnaires centre”. Dziś możemy potraktować testy jako zabawę, ale być może już niedługo poziom szczęścia będzie się mierzyło przy rutynowej kontroli lekarskiej tak jak ciśnienie. Czy naukowcom udało się w końcu rozwikłać tajemnicę szczęścia, od wieków nurtującą filozofów? Na ostateczną odpowiedź trzeba będzie jeszcze trochę poczekać, jednak dzięki „psychologii pozytywnej” jesteśmy bliżej znalezienia powszechnej i taniej „drogi do szczęścia”, co więcej pochodzącej z natury, a nie z apteki - niż kiedykolwiek.

Komentarze 1

eva111
637
eva111 637
#107.10.2010, 16:28

Nawiazujac do wstepu autora artykulu
nie dziwie sie ludzie bardzo niechetnie korzystaja z pomocy przycholga czy jesli juz- mowia o tym
mam kumpele ktora wpadla w powazna depresje tu w Szkocji
kiedy w pracy powiedziala o tym dziewczynom (hm polkom)
a powidziala tylko dlatego iz bardzo czesto plakala
lub czasami poprostu nie miala ochoty z nimi rozmawiac

a te tzw kolezanki (ja osobiscie nie wypowiem sie tu o inteligencji tych pan) zaczely wyzywac ja od wariatek wysylac do psychiatry itp
dziewczyna w rezultacie odeszla z pracy

oby jak najmniej takich smutnych sytuacji