Adam Borowicz zawsze kochał gotować i o tym opowiadać. Na początku wiedziała o tym tylko rodzina i znajomi. Dopiero zachęta kolegi sprawiła, że o pasji Adama dowiedzieli się inni. Filmy pokazywane na YouTubie pod wspólnym tytułem „Jestem Borowicz.” obejrzały już dziesiątki tysięcy internautów. Wciąż ich przybywa.
Co budowlańcowi strzeliło do głowy, żeby opowiadać Polakom o szkockiej kuchni?
A kto powiedział, że budowlaniec nie może gotować i przy okazji opowiadać o tajnikach gotowania?
O nikim takim nie słyszałem.
A widzisz. Dlatego powstał projekt „Jestem Borowicz.”. Bo ja jestem Borowicz.
Kto wpadł na ten pomysł?
Lepsze byłoby pytanie: Przy jakiej okazji wpadliśmy na ten pomysł. Odpowiedź brzmi: Przy jedzeniu. Moja dziewczyna kończy studia i z tej okazji zorganizowała graduation dinner. Zaprosiliśmy na niego między innymi mojego dobrego kolegę jeszcze z podstawówki Tomka. Poszliśmy w Glasgow do A’Challtainn. Jedliśmy owoce morza, z których ta knajpa słynie. Oczywiście zacząłem opowiadać o tym jedzeniu. I wtedy Tomek do mnie: „Ty tyle o tej kuchni wiesz, tyle nam opowiadasz… Może nagrywalibyśmy te Twoje opowieści i puszczali w necie?”.
Do tego jeszcze ja kocham chodzić po restauracjach. Na dobre jedzenie mogę wydać każde pieniądze. Zaliczyłem w Glasgow z 300 knajp. Pamiętam ich menu na pamięć.
Kolega ze szkoły namówił cię do robienia filmów o gotowaniu i wyszło wam bardzo profesjonalnie. Ty jesteś budowlańcem, przynajmniej kolega jest filmowcem?
Skąd. Ma agencję nieruchomości w Glasgow. Pierwszy odcinek nagraliśmy zwykłym aparatem z kamerą i iPhonem, plus dron Tomka. Pomagał nam tylko jego kolega, który trochę lepiej niż my zna się na filmowaniu. Na pierwszy odcinek specjalnie przyleciał z Polski. Poszliśmy właśnie do A’Challtainna, który mieści się w jednej z najuboższych dzielnic Glasgow. Dostaliśmy zgodę i kręciliśmy przez 10 godzin. Tak powstał pierwszy odcinek. Nie mieliśmy lamp, więc nie byliśmy zadowoleni z kolorów. Drugi odcinek kręciliśmy już kamerą Osmo. Wyszło lepiej. Wszystko zmieniło się po dwóch tygodniach od puszczenia pierwszego odcinka.
Co się wydarzyło?
W ciągu półtora tygodnia nasz pierwszy odcinek miał 26 tys. wyświetleń. To przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Zainteresowało się nami „Pytanie na śniadanie” z drugiego programu TVP, a teraz Onet, za nim Dziennik Zachodni. Umówił się już też z nami gościu, który pracuje dla Canal Plus. Co było robić. Kupiliśmy lampy. Mamy już teraz profesjonalną kamerę. Wysłałem też do Olimpusa nasz pierwszy odcinek i wyobraź sobie, dostaliśmy od nich za darmo najnowszy sprzęt. Prosili tylko, abyśmy podpisali ich pod każdym odcinkiem. Teraz mamy już dobry sprzęt i dodatkowo poprosiliśmy grafika, który zrobi nam nową oprawę, bo na początku sami wszystko robiliśmy na kolanie. Poza montażem, który zrobił nam fachowo kolega Jakub. Aaa, no i muzykę od początku mamy dobrą. Zgłaszają się do nas zespoły, które pozwalają wykorzystywać swoje utwory i w ten sposób sami się promują.
Z myślą o kim kręcicie filmy?
Po pierwsze, spełniam jakieś tam swoje marzenia. Po drugie, chcę odczarować mity, że szkocka, brytyjska kuchnia to tylko fish and chips. To nieprawda. Zwłaszcza to, co tu się przygotowuje z owoców morza to prawdziwa poezja kulinarna. Tu są pyszne potrawy z mięs. Tylko mało ludzi jeszcze o tym wie. I my chcemy to zmienić.
Na trzech nakręconych do tej pory odcinkach, poza pysznym jedzeniem i widokami Szkocji, widać przede wszystkim prawdziwego showmana.
Zawsze uwielbiałem to robić - gotować i o tym opowiadać. Ale w Polsce spełniałem się tylko w rodzinnym domu i czasem przed znajomymi. Dopiero tu swoją pasją do gotowania postanowiłem podzielić się z innymi.
Ale nie jesteś z zawodu kucharzem?
Nie. Cały czas jestem budowlańcem. Zaczynałem tu od kamieniarza. Teraz zajmuję się czymś, co się nazywa taping i plastering. Pracuję na dachach. Nie jestem zawodowym kucharzem i mogę czasami powiedzieć, czy zrobić coś, co ktoś uzna za nieprofesjonalne – że dodałem sól przed, a nie po, że cukru dosypałem wtedy, a nie wtedy. Ale robię to tak, jak potrafię.
Sam się uczyłeś?
Pierwszych lekcji udzieliła mi babcia. To z nią, jeszcze jako mały chłopak, chodziłem do ogrodu warzywnego zrywać świeże pomidory, pietruszkę, marchew. Mam w Szkocji książkę kucharską, którą dostałem od babci, a ona jeszcze od swojej mamy – „Nowa kuchnia śląska”. Z upływem czasu, to ja gotowałem rodzicom niedzielne obiady, a nie, jak to jeszcze zwykle bywa, mama stoi przy garach. W moim domu przy garach stoję ja. Tak było, gdy mieszkałem na Śląsku, tak samo jest w Szkocji.
W filmach wyraźnie słychać, że jesteś ze Śląska. Dokładnie skąd?
Z Rudy Śląskiej. Tam się urodziłem, tam wychowałem, po tamtych ulicach biegałem. Jestem Ślązakiem. Do tego stopnia identyfikuję się ze śląskością, że za projekt „Jestem Borowicz” zostałem nominowany do nagrody przyznawanej przez moje rodzinne miasto - Unikalni 2017. I to jest dopiero śmieszne: wygrałem w kategorii „Człowiek z pasją”. Nagrodę odebrała mama.
Kiedykolwiek pracowałeś w restauracji, albo chociaż barze?
Nie, ale byłem barmanem w pubie w Brennej.
Jak udaje ci się łączyć pracę z kręceniem filmów?
Pracuję w szkockiej firmie. Wszyscy tam oglądają nasze filmy, łącznie z szefostwem. Te dwa, trzy dni w miesiącu potrzebuję na nakręcenie kolejnego odcinka. Idę do nich i to mówię, a oni: “Nie ma żadnego problemu”. Dobrze trafiłem.
Od jak dawna jesteś w Szkocji?
W grudniu będzie 9 lat. Ja to nawet nie za bardzo chciałem przyjechać do Szkocji, ale znowu moja dziewczyna nie chciała zostać w Polsce. W grudniu 2008 roku wylądowaliśmy w Aberdeen. Tak w ciemno. Dopiero na miejscu rozglądaliśmy się za pracą. Po niespełna dwóch miesiącach z Aberdeen przenieśliśmy się do Glasgow. I tu już zostaliśmy.
Pokazaliście już Glasgow, dolinę Glencoe. Dokąd wybierzecie się w kolejnych odcinkach?
Teraz kręcimy na Hebrydach, a dokładnie w Lewis and Harris. Tam pokażemy takie jedzenie i takie miejsca, że wow!
Bo ty jednak opowiadasz nie tylko o jedzeniu, ale też o Szkocji.
Bo jak nie opowiadać, skoro to taki piękny kraj. Tu są miejsca, krajobrazy, kolory, których nigdzie indziej na świecie nie ma. Tu naprawdę nie jest tylko szaro, buro i ponuro. Pokazujemy to na filmach. Przecież Glencoe to zaczarowane miejsce. Dlatego kręcono tam i Jamesa Bonda i Harry’ego Pottera. W Szkocji są cudne plaże, klify, góry. Zapraszam do oglądania.
Komentarze 21
Z calym szacunkiem ale widze ludzi placych ogniska i zostawiajacych wypalona ziemie i sterte kamienii to mnie krew zalewa.
Leave no trace.
"W ciągu półtora tygodnia nasz pierwszy odcinek miał 56 tys. wyświetleń."
To jakim cudem po 2 miesiącach ma nieco ponad 26? Żeby nie było, że się czepiam:
Dla mnie bomba. Fajne ujecia natury, pozytywny nastrój, z pasją snująca sie opowieść, przyjemna muzyka.
Suuuupeeer
Ja sie nie znam na gotowaniu I nie lubie podrozy, ale popieram hanysow, a ten wyjatkowo sympatyczny. W Rudzie Slaskiej na koloniach bylam...
Mowisz Antek, zeby obejrzec ten film I nabic wyswietlen? Warto? Zeby to jeszcze o czym innym, a nie o gotowaniu miesiura...
@Dr_Chaotica, wideo to nie tylko YT.