Brazylijskie jiu jitsu, przez miłośników tego sportu, określane jest “niskim drzewem o rozległych korzeniach”. Choć jego historia sięga dwóch tysięcy lat, odmiana brazylijska została zapoczątkowana dopiero kilkadziesiąt lat temu. W tym roku Polak mieszkający w Szkocji zdobył mistrzostwo Wielkiej Brytanii i Europy w tej niezwykłej sztuce walki.
Z Arkadiuszem Zienkiewiczem, obecnym mistrzem Europy i Wielkiej Brytanii w brazylijskim jiu jitsu, dla Emito.net rozmawia Anna Smykla.
Gratuluję Panu tak wielkiego sukcesu. Zdobycie tytułu mistrza Europy z pewnością kosztowało Pana wiele trudu i wyrzeczeń. Jak się Pan przygotowywał przed zawodami?
Arkadiusz Zienkiewicz: - Niezależnie od zawodów, ćwiczę codziennie. Mam dwa treningi każdego dnia. Pierwszy o ósmej rano - jest to pięć rund po dziesięć minut. Potem mam wieczorny trening, od godz. 18 do 21. Pierwsza godzina to zwykle ciężki sparing, a potem ćwiczę technikę. Swoje przygotowania przed mistrzostwami w Londynie rozpocząłem osiem tygodni wcześniej. Oczywiście przed zawodami muszę trenować bardziej intensywnie, ale najbardziej liczy się psychiczne nastawienie. Całkiem inaczej podchodzi się do treningów przed ważnym turniejem. Problem polega również na tym, że nie mam równego sobie przeciwnika do ćwiczeń. U siebie w klubie mam jedną kobietę z purpurowym pasem - to jest jeden pas niżej ode mnie - która jest mistrzynią Europy. To z nią najczęściej walczę w trakcie przygotowań do zawodów.
Czy w trakcie takich przygotowań stosuje Pan specjalną dietę?
Tak, nie jadłem tak dużo węglowodanów, ponieważ musiałem zbijać wagę. Tydzień przed zawodami okazało się, że ważę cztery kilogramy więcej niż powinienem. Musiałem przejść na rygorystyczną dietę. Było to dość męczące. Ćwiczyłem w dresie pod kimonem, aby dużo się pocić. Dodatkowo mało piłem i mało jadłem. Wagę zbiłem po trzech dniach, a potem tylko ją utrzymywałem.
Wszystkie trudy, jak widać, się opłaciły. Przejdźmy do samych mistrzostw. Ile walk musiał Pan stoczyć, aby uzyskać wymarzony tytuł?
Brałem udział w dwóch turniejach - jeden o mistrzostwo Wielkiej Brytanii, drugi o mistrzostwo Europy. Aby zdobyć to pierwsze musiałem stoczyć dwie walki w kimonach. Walczyłem w półfinale i finale. Obie walki wygrałem na punkty. Mistrzostwo Europy wygrałem w kategorii bez kimon. Technicznie oba style są podobne, jednak w kategorii bez kimon, z oczywistych względów na ma chwytów za kimono.
Jak ocenia Pan poziom przygotowania przeciwników?
Walczyliśmy w brązowych pasach, czyli poziom był naprawdę wysoki. Moim przeciwnikiem był m. in. mistrz Włoch. Wygrałem z nim “dusząc go”, czyli starcie wygrałem przez poddanie się rywala. W walce finałowej zwyciężyłem na punkty, zdobyłem ich trzy, podczas gdy mój przeciwnik uzyskał tylko jeden punkt.
Niezaprzeczalnie jest to duże osiągnięcie. A jak to się stało, że zaczął Pan trenować sztuki walki?
Kiedy miałem osiem lat rozpoczęła się moja przygoda ze sportem. Zacząłem wtedy trenować taekwondo. Potem jak miałem 12 lat zarzuciłem tę dyscyplinę. Do sportu wróciłem w wieku 18-19 lat. Tym razem mój wybór padł na tajską sztukę walki - muay tai. W tym sporcie dozwolone są uderzenia łokciami, kolanami i piszczelami. Interesowały mnie walki w klatkach, a to z kolei skłoniło mnie do trenowania brazylijskiego jiu jitsu, które jest najlepszym krokiem na drodze do tych walk. Uczy ono m.in. co robić, jak się zachować w sytuacji, gdy zostaje się powalonym na ziemię. I tak rozpoczęła się moja miłość do brazylijskiego jiu jitsu.
Wiem, że prowadzi Pan szkołę brazylijskiego jiu jitsu w Aberdeen. Czy to właśnie pomysł na jej otwarcie skłonił Pana do przyjazdu na Wyspy?
Zanim przyjechałem do Wielkiej Brytanii trenowałem w Polsce muay tai, a mój kolega ćwiczył brazylijskie jiu jitsu i bardzo mnie do tego sportu przekonywał. Mnie jednak nie bardzo do tego ciągnęło. Potem zdecydowałem się wyjechać do Szkocji. Mieszkałem najpierw w Fort William, ale tam nie było gdzie trenować. Ktoś tam niby prowadził treningi brazylijskiego jiu jitsu, ale nie miał o tym za dużego pojęcia. Zdecydowałem się przenieść do Aberdeen i tutaj znalazłem szkółkę, gdzie mogłem już bez przeszkód ćwiczyć. Poznałem w tym czasie mojego obecnego trenera - Mariusza Linke, który jest przedstawicielem Gold Team na całą Polskę. Odwiedził mnie tu kilka razy, trenowałem z nim i w sumie to on mnie namówił, żebym otworzył coś swojego, bo poziom w tutejszych klubach był bardzo niski. Również w klubie w Aberdeen, mój menadżer i trener, który organizował mi walki, zmarł. W klubie zostało wtedy dwóch instruktorów, ale nie umieliśmy znaleźć wspólnego języka, kilka razy potraktowano mnie bardzo nie fair. To był moment, w którym zdecydowałem się odejść z klubu i otworzyć własny.
Kto przychodzi do szkoły, którą Pan prowadzi? Czy są to dzieci czy raczej dorośli?
Mam grupę dzieci w wieku od pięciu do dziewięciu lat, grupę młodzieżową trzynasto- i czternastolatków oraz grupę dla dorosłych.
A jakby Pan, czerpiąc z własnego doświadczenia i z perspektywy trenera, określił, jakie trzeba mieć predyspozycje do trenowania tej dyscypliny? Czy w ogóle są potrzebne jakiekolwiek?
Właściwie to nie trzeba mieć żadnych. Wszystkiego można się nauczyć podczas treningu. Brazylijskie jiu jitsu jest dla każdego. Na przykład w moim klubie trenuje córka i matka; córka ma 20 lat a matka 57. I ta pani, która ma 57 lat, zaczęła uprawiać jiu jitsu w wieku 55 - co udowadnia, że nie ma żadnych ograniczeń wiekowych. Oczywiście, niektórzy mają w sobie to “coś” i szybko wszystko “łapią”. Często jednak zdarza się tak, że tacy ludzie, którzy szybko się uczą równie szybko się wypalają. Wszystko przychodzi im bez trudu i mają przeświadczenie, że jest to dla nich za łatwe. Takie osoby bardzo często rezygnują z treningów a szkoda, bo z takim talentem mogliby wiele osiągnąć.
Wiadomo, że w każdej dyscyplinie sportu, najważniejszym czynnikiem jest motywacja lub/i inspiracja. Czy zdarzyło się kiedyś Panu być dla kogoś inspiracją? Czy “wciągnął” Pan kiedyś kogoś w brazylijskie jiu jitsu?
Tak mam ośmioletnią córkę, która w ostatni weekend zdobyła żółty pas.
W historii brazylijskiego jiu jitsu był okres, gdy do walk dochodziło na ulicach. Były to czasy, gdy rzucano sobie wyzwania a przeciwnikiem mógł być każdy. W związku z tym mam pytanie, czy kiedykolwiek zdarzyło się Panu użyć jakiejś umiejętności jiu jitsu w codziennym życiu, na przykład w celu samoobrony?
Oczywiście, zdarzyło mi się. Brazylijskie jiu jitsu to właściwie techniki samoobrony. Dodam, że jest to jedna z najlepszych form obrony własnej, którą można zastosować po prostu na ulicy, ponieważ nie uderza się i nie ma ryzyka zrobienia krzywdy napastnikowi, a można go bardzo łatwo obezwładnić. I to jest to, co uważam za najważniejsze, bo czasami “ofiara”, która skutecznie się obroni, może mieć więcej problemów niż napastnik, szczególnie jeśli broniąc się skrzywdzi atakującego. Znając techniki jiu jitsu, nawet jeśli ktoś zaatakuje rękami i nogami, można go bardzo łatwo powalić. Ja osobiście użyłem dwa razy “na ulicy” technik brazylijskiego jiu jitsu.
Jakie ma pan plany na przyszłość? Wiem, że posiada Pan brązowy pas i ciągle jest przed Panem do zdobycia czarny.
Tak, od półtora roku mam brązowy pas. Na razie zdobyłem m.in. wicemistrzostwo oraz mistrzostwo Wielkiej Brytanii i Europy. Oczywiście najważniejszą rolę grają tu pieniądze, więc ciągle poszukuję na własną rękę sponsorów, którzy np. mogliby dołożyć się do moich wyjazdów. Planuję wyjazd z trenerem do Nowego Jorku. Tam organizowane są mistrzostwa świata i myślę, że jeślibym tam wygrał, to być może dostałbym czarny pas. Bez wątpienia liczy się tu też staż - nawet jeśli mam już tak ważne tytuły, to muszę przebyć jeszcze długą drogę.
W takim razie życzę Panu dalszych sukcesów i bardzo dziękuję za rozmowę.
Arkadiusz Zienkiewicz w 2011 roku został wicemistrzem Szwajcarii i Wielkiej Brytanii w brazylijskim jiu jitsu. W 2012 roku wygrał mistrzostwa Wielkiej Brytanii i Europy w kategorii brązowych pasów. Mieszka w Szkocji (Aberdeen), gdzie od 2011 roku prowadzi własny klub sportowy.
Komentarze 99
lol brawo.nie ujmujac umiejetnosciom P.Arka ale chyba MIstrzem w BBJ jest Wojciech Klimkiewicz.
Autor zanim zrobi kolejny wywiad powinien troche poczytac na temat.
http://www.kurierlubelski.pl/artyku...
a poza tym:
http://www.fight24.pl/wojciech-klim...
ale i tak gratulacje oby wiecej takich jak on
pozdrowienia
1# z tego co ja sie orientuje, a mozliwe, ze sie myle bo malo mam wspolnego z bjj to z tylulem "mistrzow" z takich zawodow wyjezdza kilkoro zawodnikow. Sa przeciez rozne kategorie wagowe czy pasowe.
kiedy ja jezdzilem na zawody to jeden wyjezdzal z tytulem mistrza w pointing inny np w light con advanced a jeszcze inny w light con intermediate.
wspolczesne zawody to nie mortal combat gdzie startuje 100 a zostaje tylko jeden ;)
a tak poza tym to gratulacje!
Ćwiczenia wyrabiają także charakter.