Do góry

Książę z brytyjskiej bajki

Jak przekonać cały kraj, że jest się dobrym monarchą? Wystarczy wziąć udział w grillu, posłuchać o problemach, dać się wycałować fankom i przypomnieć o swojej matce? Książę William, w imieniu Elżbiety II, próbował zrobić dobre wrażenie na Australijczykach, którzy coraz częściej myślą o zerwaniu z monarchią.

Książę William

Pięciodniowa podróż do Nowej Zelandii i Australii planowana była od miesięcy. To pierwsza samodzielna zagraniczna wyprawa księcia Williama, który przejął wiele obowiązków królowej, choć sam jest drugim w kolejce do sukcesji brytyjskiego tronu. Kiedy zjawił się po raz pierwszy w Australii w 1983 r. był jeszcze dzieckiem na ramionach mamy, księżnej Diany. Ten obraz często powracał w trakcie tegorocznej wizyty.

Wcześniej ekipa księcia spędziła 2 tygodnie na antypodach, przygotowując i umawiając wszelkie spotkania. William był mocno zaangażowany w układanie programu, a w podróż wybrał się rejsowym samolotem, jak każdy inny pasażer klasy biznes, bez żadnych specjalnych życzeń.

Wydarzeniu towarzyszyło niezwykłe zainteresowanie dziennikarzy – z samej tylko Wielkiej Brytanii za księciem podążyło ich czterdziestu. BBC, ITV, Sky i Five oraz wszystkie największe gazety wysłały swych korespondentów i fotografów, śledzących każdy krok młodego monarchy, czyhając na jakiś smaczek czy ciekawostkę. Ale o to, w tak dokładnie wyreżyserowanej wizycie, było trudno. Dziennikarka GMTV żaliła się nawet, że czekała 2 godziny, tylko po to, by zobaczyć jak książę zajada kiełbaskę. "Odniosłam wrażenie, że William nie cieszy się za bardzo z obecności fotografów. Nie jest także pod wrażeniem dziennikarskiej fiksacji na temat jego znikających włosów" – napisała w "Daily Mail".

Monarcha na luzie

Misja Williama nie należała do łatwych. Australia i Nowa Zelandia oddalają się coraz bardziej od Zjednoczonego Królestwa, dlatego Elżbieta miała nadzieję, że uda mu się to, co innym członkom rodziny królewskiej nie udało się w ostatnich latach – odzyskać sympatię i scementować związek monarchii z najważniejszymi członkami Wspólnoty Narodów.

William, chcąc się przypodobać, postawił na swobodę, ograniczając oficjalny ceremoniał do minimum – rozmówcy mieli unikać nazywania go "sir", nie było też formalnych i wystawnych kolacji. Zamiast tego uwielbiane w Australii grille z kilogramami pieczonego mięsa, spotkania z dziećmi i Aborygenami. I choć w kraju tym luz jest częścią narodowej kultury, nie wszystkim w ojczyźnie spodobało się takie wcielenie monarchy. Na nieformalny charakter wizyty zżymała się Amanda Platell w "Daily Mail", twierdząc, że książę ubrany był bardziej jak gwiazda telewizyjnego chat show niż pretendent do tronu. Według niej William wyrzucił dumę do kosza, dając się całować tłumom, piekąc kiełbaski, a nawet przeklinając w obecności premiera Australii Kevina Rudda. "To już wystarcza, żeby na tym tle książę Filip uchodził za mistrza taktu i dyplomacji" – podsumowała ironicznie. Przyznała jednak, że taka strategia zadziałała na krótszą metę. Australijska prasa była młodemu monarsze przychylna, a komentatorzy porównywali go z księżną Dianą.

Republika vs monarchia

Tłumy zjawiające się na spotkaniach z Williamem potwierdziły jego sukces. Wizyta nie zdołała jednak zatrzymać toczącej się na antypodach debaty na temat zerwania z monarchią i wprowadzenia republiki. Opinia publiczna wciąż jest w tym względzie podzielona.

W Australii głową państwa pozostaje królowa brytyjska Elżbieta II. Zgodnie z artykułem 2 konstytucji australijskiej, jej reprezentantem jest gubernator generalny, choć w opinii wielu komentatorów władza gubernatora jest czystą fikcją.

Podział na republikanów i monarchistów pojawił się już w latach 70., kiedy gubernator generalny John Kerr zdymisjonował laburzystowskiego premiera Gougha Whitlama i następcą mianował przywódcę opozycyjnej partii liberalnej Malcolma Frasera. Sama królowa dowiedziała się o zajściu dopiero kilka godzin później. Dymisja premiera Australii przez przedstawiciela królowej angielskiej wywołała kryzys konstytucyjny, którego skutki odczuwano przez wiele lat. Po raz pierwszy w historii Australijczycy tak dotkliwie odczuli, że nie są w pełni niezależnym państwem. Dla jednych działanie Kerra było przejawem uzurpacji władzy, dla innych aktem prawdziwego męża stanu w obliczu kryzysu rządowego. Obecne sondaże na temat republiki wciąż odzwierciedlają zarysowaną wówczas linię podziału.

W 1999 r. doszło do pierwszego referendum, które miało zadecydować o przyszłości tego kraju i związkach z Wielką Brytanią. Głosowanie zakończyło się jednak niespodzianką – Australia pozostała monarchią. Za utrzymaniem dotychczasowego stanu zagłosowało 55 proc. obywateli. Zwolennicy republiki zwyciężyli – ułamkiem procenta głosów – tylko w jednym stanie, Wiktorii, oraz w największym mieście – Sydney.

Jak do tego doszło? Monarchiści podczas kampanii przed referendum nawet nie próbowali bronić Elżbiety II ani niepopularnego księcia Karola, lecz ostrzegali jedynie, że proponowany ustrój republikański będzie drogo kosztował i wprowadzi wszechwładzę polityków. – Po co zmieniać system, skoro działa zupełnie dobrze? – pytali.

Dla australijskich mediów, niemal wyłącznie prorepublikańskich, głosowanie było dniem klęski. – "Nie" w referendum jest dla mnie oznaką braku wiary Australijczyków w samych siebie – pisał komentator dziennika "Sunday Telegraph". Republikanie twierdzili, że formalne odcięcie więzów od Wielkiej Brytanii pomoże zbudować "australijską tożsamość" i odegrać większą rolę w regionie.

Królestwo sportu

Nigdy nie były to jednak podziały ostre, a republikanów i monarchistów zawsze godził sport. Już chwilę po ogłoszeniu wyniku referendum w 1999 r., prawie cała Australia zasiadła przed telewizorami, by zobaczyć, jak jej drużyna rugby pokonuje ekipę Francuzów w meczu o mistrzostwo świata na stadionie w walijskim Cardiff. Los przygotował kolejną ironię: kapitan australijskiej drużyny, zażarty republikanin John Eales, odebrał puchar z rąk Jej Królewskiej Mości Elżbiety II.

Frakcja republikańska nie składa jednak broni, mając poparcie w osobie obecnego premiera. Kevin Rudd twierdzi, że głową państwa powinien być Australijczyk, który mieszka w Australii, a nie ktoś, kto akurat zostanie królem czy królową w Wielkiej Brytanii. Dlatego zadeklarował on, że mimo sukcesu książęcej wizyty, będzie kontynuował politykę zmierzającą do wprowadzenia republiki. Jeśli zwycięży w wyborach, które odbędą się w tym roku – kolejne referendum w sprawie zmiany ustroju może odbyć się już w 2011 roku.

Która z opcji zwycięży? Nawet sam książę William przyznał, iż jest świadomy, że teraz wybór należy do Australijczyków.

Komentarze 16

Paula_79
947
Paula_79 947
#130.01.2010, 11:26

i tak zawsze bedzie..wybór należy do ludzi a on jest uroczy

elastycznyjozef
21 092 15
elastycznyjozef 21 092 15
#230.01.2010, 11:36

Wyruchałabyś go?

Ray
1 370
Ray 1 370
#330.01.2010, 12:38

elektryczny józef Loża Szyderców (#...)
#2 | Dziś - 11:36

If I had an opportunity to make such easy bets, I would be a millionaire.

Profil nieaktywny
Użytkownik
#430.01.2010, 18:03

W każdym razie już wiadomo kto zostanie królem na tej wyspie;P

Alternatywa_PL
491
#530.01.2010, 21:18

i tak zawsze bedzie..wybór należy do ludzi a on jest uroczy

Matko Boska Czestochowska!

Sorry, ale nie moglem sie powstrzymac.

Alternatywa_PL
491
#630.01.2010, 21:26

Jak czytam ten artykól to mi sie na vomit zbiera.
Ale ten swiat momentami jest denny. Dziennikarze normalnie jak hieny, a ksiaze podrózuje bez zadnych ulepszen jak kazdy inny pasazer. Pomyslalem sobie wtedy o monarchii i chcialem powiedziec ze arystokracja zawsze bedzie góra nad pospólstwem jakkolwiek na to nie spojzec. Uwazam ze William polecial normalnie aby nie denerwowac ludzi i nie wzbudzac kontrowersji. Ale...
wciaz jest arystokrata i znizanie sie do normalnego poziomu godzi w idee monarchii. Skoro chce byc tak na równi z nami to proponuje mu jeszcze zatrudnic sie na zmywaku, albo w smazalni.
Przeciez zadna praca nie hanbi, czyz nie??

Profil nieaktywny
walter6079
#731.01.2010, 14:01

angels dark
#1 | Wczoraj - 11:26 .i tak zawsze bedzie..wybór należy do ludzi a on jest uroczy

Jasne. To jest marzenie wszystkich kobiet: debil z kasa + slawa.

Jestes prawdziwa kobieta. Bravo

Paula_79
947
Paula_79 947
#801.02.2010, 23:00

do wszystkich idiotycznych wypowiedzi...
klase pokazujecie sami własnie kim jesteście i co reprezentujecie własną osoba..kretynskie komentarze...
dla mnie jest to jeden z tysiaca innych młodych ludzi..a urode ma po swej Matce Dianie... jest uroczy ..i tyle...
swe komentarze tego typu proponuje wam wsadzić sobie w buty lub ..
bez komentarza

elastycznyjozef
21 092 15
elastycznyjozef 21 092 15
#902.02.2010, 10:36

Gruba jesteś.

Alternatywa_PL
491
#1002.02.2010, 19:07

...i za duzo solarium.

Paula_79
947
Paula_79 947
#1102.02.2010, 22:39

elektryczny józef Loża Szyderców
ja chociaż mam własne zdjecie i nie wstydze sie pokazywac swej twarzy... po drugie nie każdemu musze sie podobac...a po za tym każdy człowiek jest inny i ma inny gust...

Paula_79
947
Paula_79 947
#1202.02.2010, 22:40

Alternatywa Polska
nie solarium... bo to niszczy skóre... to moja naturalna karnacja..
jestem jaka jestem...i tyle...

Alternatywa_PL
491
#1303.02.2010, 00:37

a lyzka na to - niemozliwe

elastycznyjozef
21 092 15
elastycznyjozef 21 092 15
#1404.02.2010, 10:49

Może to brud?

marios
108
marios 108
#1504.02.2010, 17:51

Zostawcie ja! Ona go kocha!....Kogo?!(pyta lud)....ksieciunia.... Gdzie jestes moj mily,gdzie jestes moj uroczy?! (wola ona) ...W kiblu,nie widzisz,ze sram!!!...odpowiada on ( ksieciunio). Koniec przedstawienia(brawa).....Pojechaliscie Pani po bandzie chlopaki.

Profil nieaktywny
naa
#1604.02.2010, 20:37

"i tak zawsze bedzie..wybór należy do ludzi a on jest uroczy"

...podejrzewam ze 99% damskiej czesci spol. na tym portalu mysli podobnie i to jest jak najbardziej naturalne (mlody, piekny(?) bogaty) tylko tego nie napisza ... a pozostale 1 % lubi mewy...