Cześć Wam wszystkim i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :)
U mnie sytuacja wygląda skomplikowanie - w Anglii jesteśmy z mężem już 11 lat, ale w tym roku chyba wracamy, ze względu na moją mamę (rodzice męża już nie żyją). Mama niedługo kończy 76 lat, od 17 lat jest wdową, mieszka sama w mieszkaniu w bloku. Boryka się oczywiście z problemami zdrowotnymi, bardzo częstymi wizytami u lekarzy, utrzymaniem mieszkania i psa (emerytura na to wszystko nie wystarcza), dochodzi do tego wielka samotność, stany depresyjne, stany lękowe...Nie bardzo udało się na z mężem "odłożyć" gdyż praktycznie wszystko co zarabiałam wysyłałam do domu, wspomagałam mamę, załatwiałam i koordynowałam lekarzy, kupowałam różne rzeczy a z pensji męża utrzymywaliśmy się tutaj. Nie mamy dzieci. Nie jestem jedynaczką, mam starszą o 10 lat siostrę, mieszkającą w tym samy mieście co mama. Siostra jest po rozwodzie, też nie ma dzieci, ma psa, mieszkanie, samochód, super pracę. Nie bardzo mi pomaga w sprawach mamy - w zasadzie opłaca tylko "swoją część czynszu" jako współwłaścicielka mieszkania rodzinnego, ale sprawy typu lekarze, załatwianie czegoś, obecność u mamy, pojechanie na zakupy itp - to nie, trzeba się bardzo naprosić, wysłuchać, że przecież ma swoje życie i ona nikogo o pomoc nie prosi. Ale przecież to chodzi o mamę. Nie mówię, ze siostra jest złą osobą - jest bardzo dobra, ma wielu znajomych, jest towarzyska, uwielbia zabawę i wyjazdy za granicę na urlopy - ale jeżeli chodzi o mamę, to po prostu jest inna. Mamy też inne charaktery, inne podejście do życia. Mąż często mówi, że mam jej kompleks. Na pewno tak jest. Nie powiem, bardzo by mi pomoc siostry i codzienna obecność jej u mamy pomogła, ale co zrobić. Nie w naszym przypadku, nie w tej rodzinie. Mama jest bardzo dobrą, kochaną osobą ale ma wady i przyzwyczajenia, jak każdy. Jest bardzo uparta, autorytarna, jest perfekcjonistką i...emerytowanym pedagogiem :) Wychodzi z zasady - ja nie poproszę o nic, to WY jako dzieci macie się domyślać. Mama chciałaby mieć życie bez zmartwień, aby wszystko było zrobione (tak jak ona robila i pomagała swojej mamie), często słyszę, że pospieszyłam się z wyjsciem za mąż (a byłam juz po 30-tce), że nic nie mamy, nic nie odłożyliśmy - a jak mówię, dlaczego nie dało się odłożyć, to słyszę, że to wszystko jej wina...i sama mam poczucie winy jeszcze większe. Nie ma tygodnia, żebym nie słyszała, że opuściłam ją i zostawiłam (ona by nigdy nie zostawiła nieporadnego dziecka samego - mama lubi się porównywać do bezradnych dzieci), że powinnam przyjechać i być z nią a mój mąż powinien zarabiać w Anglii. Czy mama tak mówi do siostry - nie, mama się siostry boi. Boi się jej reakcji, że ją wyśmieje, zacznie krzyczeć, obrażać (nie raz tak było a ja potem musiałam uspokajać mamę przez telefon, tak płakała). Ja jestem inna, jestem miękka, bardzo mamę kocham, mam potworne poczucie winy. Przez to nie potrafię żyć normalnie w Anglii, skupić się na sobie i na swoim małżeństwie, jestem rozerwana. Podjęliśmy decyzję o powrocie. Mama z jednej strony - kiedy wrócisz, z drugiej - za co tu będziecie żyć i gdzie będziecie mieszkać. Nie przyjmuje do wiadomości, że chcemy wybrać swoje składki emerytalne (wcześniejsze), zamknąć wszystko, wrócić z tym, kupić coś małego niedaleko niej, żeby być blisko...mówi, że nam się nie uda. Mówi, że mogłaby mieszkać pod wspólnym dachem ale tylko ze mną. Z mężczyzną (czyli moim mężem) już nie. A ja wiem, że mnie samej trudno by było mieszkać z mamą. Z mężem chcemy kupić małe mieszkanie niedaleko mamy, znaleźć pracę, zacząć normalnie żyć. Będzie ciężko, potwornie się tego boję. Wiem, że mieszkanie z mamą pod wspólnym dachem nie wchodzi w grę - żadne z nas tego by nie wytrzymało a zwłaszcza tak poturbowana emocjonalnie osoba jak ja. My mamy swoje przyzwyczajenia, mama swoje. Trudno żyć nie pod swoim dachem, nie na swoim podwórku, uważać na każdy krok czy słowo, by nie było za głośno, by nie lać tyle wody, nie kłaść się późno spać, nie spać za długo...trzeba uważać na to, co się mówi, bo ściany mają uszy i potem jest krytyka... Teraz byliśmy na Boże Narodzenie w domu, u mamy - dwa tygodnie. Było ciężko :)
Przepraszam za przydługi post...będzie mi bardzo miło, jak się odezwiecie.
Sluchaj, Ty jestes wojskowy, to wez tam sie za taktyke i strategie, co robic ze starymi rodzicami, co jecza w Polandzie, skoro nie chca sie wdrapac na drzewo ( mlode trzesa drzewem i ktory stary spadnie, to juz trudno).
Cześć Wam wszystkim i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :)
U mnie sytuacja wygląda skomplikowanie - w Anglii jesteśmy z mężem już 11 lat, ale w tym roku chyba wracamy, ze względu na moją mamę (rodzice męża już nie żyją). Mama niedługo kończy 76 lat, od 17 lat jest wdową, mieszka sama w mieszkaniu w bloku. Boryka się oczywiście z problemami zdrowotnymi, bardzo częstymi wizytami u lekarzy, utrzymaniem mieszkania i psa (emerytura na to wszystko nie wystarcza), dochodzi do tego wielka samotność, stany depresyjne, stany lękowe...Nie bardzo udało się na z mężem "odłożyć" gdyż praktycznie wszystko co zarabiałam wysyłałam do domu, wspomagałam mamę, załatwiałam i koordynowałam lekarzy, kupowałam różne rzeczy a z pensji męża utrzymywaliśmy się tutaj. Nie mamy dzieci. Nie jestem jedynaczką, mam starszą o 10 lat siostrę, mieszkającą w tym samy mieście co mama. Siostra jest po rozwodzie, też nie ma dzieci, ma psa, mieszkanie, samochód, super pracę. Nie bardzo mi pomaga w sprawach mamy - w zasadzie opłaca tylko "swoją część czynszu" jako współwłaścicielka mieszkania rodzinnego, ale sprawy typu lekarze, załatwianie czegoś, obecność u mamy, pojechanie na zakupy itp - to nie, trzeba się bardzo naprosić, wysłuchać, że przecież ma swoje życie i ona nikogo o pomoc nie prosi. Ale przecież to chodzi o mamę. Nie mówię, ze siostra jest złą osobą - jest bardzo dobra, ma wielu znajomych, jest towarzyska, uwielbia zabawę i wyjazdy za granicę na urlopy - ale jeżeli chodzi o mamę, to po prostu jest inna. Mamy też inne charaktery, inne podejście do życia. Mąż często mówi, że mam jej kompleks. Na pewno tak jest. Nie powiem, bardzo by mi pomoc siostry i codzienna obecność jej u mamy pomogła, ale co zrobić. Nie w naszym przypadku, nie w tej rodzinie. Mama jest bardzo dobrą, kochaną osobą ale ma wady i przyzwyczajenia, jak każdy. Jest bardzo uparta, autorytarna, jest perfekcjonistką i...emerytowanym pedagogiem :) Wychodzi z zasady - ja nie poproszę o nic, to WY jako dzieci macie się domyślać. Mama chciałaby mieć życie bez zmartwień, aby wszystko było zrobione (tak jak ona robila i pomagała swojej mamie), często słyszę, że pospieszyłam się z wyjsciem za mąż (a byłam juz po 30-tce), że nic nie mamy, nic nie odłożyliśmy - a jak mówię, dlaczego nie dało się odłożyć, to słyszę, że to wszystko jej wina...i sama mam poczucie winy jeszcze większe. Nie ma tygodnia, żebym nie słyszała, że opuściłam ją i zostawiłam (ona by nigdy nie zostawiła nieporadnego dziecka samego - mama lubi się porównywać do bezradnych dzieci), że powinnam przyjechać i być z nią a mój mąż powinien zarabiać w Anglii. Czy mama tak mówi do siostry - nie, mama się siostry boi. Boi się jej reakcji, że ją wyśmieje, zacznie krzyczeć, obrażać (nie raz tak było a ja potem musiałam uspokajać mamę przez telefon, tak płakała). Ja jestem inna, jestem miękka, bardzo mamę kocham, mam potworne poczucie winy. Przez to nie potrafię żyć normalnie w Anglii, skupić się na sobie i na swoim małżeństwie, jestem rozerwana. Podjęliśmy decyzję o powrocie. Mama z jednej strony - kiedy wrócisz, z drugiej - za co tu będziecie żyć i gdzie będziecie mieszkać. Nie przyjmuje do wiadomości, że chcemy wybrać swoje składki emerytalne (wcześniejsze), zamknąć wszystko, wrócić z tym, kupić coś małego niedaleko niej, żeby być blisko...mówi, że nam się nie uda. Mówi, że mogłaby mieszkać pod wspólnym dachem ale tylko ze mną. Z mężczyzną (czyli moim mężem) już nie. A ja wiem, że mnie samej trudno by było mieszkać z mamą. Z mężem chcemy kupić małe mieszkanie niedaleko mamy, znaleźć pracę, zacząć normalnie żyć. Będzie ciężko, potwornie się tego boję. Wiem, że mieszkanie z mamą pod wspólnym dachem nie wchodzi w grę - żadne z nas tego by nie wytrzymało a zwłaszcza tak poturbowana emocjonalnie osoba jak ja. My mamy swoje przyzwyczajenia, mama swoje. Trudno żyć nie pod swoim dachem, nie na swoim podwórku, uważać na każdy krok czy słowo, by nie było za głośno, by nie lać tyle wody, nie kłaść się późno spać, nie spać za długo...trzeba uważać na to, co się mówi, bo ściany mają uszy i potem jest krytyka... Teraz byliśmy na Boże Narodzenie w domu, u mamy - dwa tygodnie. Było ciężko :)
Przepraszam za przydługi post...będzie mi bardzo miło, jak się odezwiecie.