Do góry

Burmistrz Londynu i małe rzeczy, które zmieniają życie

Stanowisko burmistrza w Londynie objął laburzysta Sadiq Khan. W jego rękach spoczywać będzie los 8 milionów londyńczyków. Dlaczego burmistrz Londynu ma tyle władzy?

Nowy burmistrz Londynu - Sadiq Khan. Fot. Mattbr (CC BY-SA 2.0)

Gdy w 1998 roku zorganizowano referendum, w którym mieszkańcy miasta mieli zadecydować, czy chcą utworzenia władz Greater London (złożonych z wybieranego w wyborach powszechnych burmistrza oraz rady), za opowiedziało się 72 proc. głosujących. Wynik nie zaskakiwał, bo Londyn, potrzebował koordynacji tego, co dzieje się w jego granicach. A w chwili, kiedy ludzie szli do urn, istniała ogromna luka w samorządowym systemie metropolii.

Było tak od 1985 roku, kiedy Margaret Thatcher podjęła decyzję o rozwiązaniu rady Greater London i przekazaniu części jej uprawnień do poszczególnych boroughs, a tego, co zostało – ministerstwom, czyli sobie.

Nowy system okazał się niewydolny. Wielki Londyn ma 1572 km2, a jego populacja to ponad osiem milionów ludzi. Wielkość gospodarki miasta, które jest jednym z najważniejszych centrów finansowych świata, jest porównywalna ze Szwecją i Iranem, a także większa od polskiej. Dziś powstaje tam 22 proc. brytyjskiego PKB, a swoje siedziby ma 841 tys. firm – jedna na każdych 10 mieszkańców.

Londyn jest też miastem niezwykle zróżnicowanym etnicznie. Zaledwie 44,9 proc. jego mieszkańców to biali Brytyjczycy. 18,5 proc. ma korzenie w Azji. 13 proc. czarny kolor skóry. A 15 proc. to biali imigranci. Różnice dotyczą jednak nie tylko spraw etnicznych.

Ważniejsze są finansowe. Brytyjska stolica to jednocześnie miasto ludzi bardzo bogatych i pracującej biedoty. Metropolia, która mieści Kensington i slumsy Peckham. Jest w niej Chelsea oraz Camden.

By nad tym zapanować, potrzeba było możliwości decyzyjnych skupionych w jednym miejscu. Zmiany zainicjowali laburzyści. Tony Blair chciał dać miastu narzędzia do radzenia sobie z „wyzwaniami XXI wieku”, a przy okazji usunąć – tak o tym mówiono – „deficyt demokracji”. Zaproponowano nowy ustrój Londynu i poddano go pod głosowanie. Londyńczycy byli na „tak”.

Pierwszy taki burmistrz w kraju

Efektem referendum było uchwalenie Greater London Authority Act z 1999 roku – była to najdłuższa ustawa przeprowadzona w brytyjskim parlamencie od 1935 roku (kiedy to decydowano o nowym kształcie rządu Indii). Na jej podstawie miało zostać powołane 25-osobowe zgromadzenie Wielkiego Londynu i utworzone stanowisko burmistrza. Dodatkowo formowała jednolite władze Metropolitan Police oraz zmieniała granice działania stołecznej policji tak, by pokrywały się z granicami miasta. Burmistrza wyposażono w szerokie uprawnienia i miał zostać wybrany w wyborach bezpośrednich, co nigdy wcześniej nie zdarzyło się w Wielkiej Brytanii.

Zadania, którymi obarczono burmistrza to:

  • planowanie strategiczne, w tym dotyczące mieszkalnictwa, zarządzania odpadami, środowiska oraz tworzenia planu zagospodarowania przestrzennego miasta;
  • możliwość przyznania lub odmowy (na podstawie strategicznej wizji rozwoju miasta) pozwolenia na budowę;
  • prowadzenie polityki transportowej, którą zapewnia Transport for London;
  • nadzór nad strażą pożarną oraz służbami kryzysowymi;
  • policja oraz wyznaczanie strategii zwalczania przestępczości oraz działania Met Police;
  • rozwój gospodarczy miasta;
  • tworzenie korporacji celowych, mających związek z rozwojem miasta.

Zadań jest wiele i wszystkie są ważne. Ważne, bo bezpośrednio wpływają na jakość życia ośmiu milionów ludzi. Na to, ile zapłacą za wywóz śmieci, jak dostaną się do miasta, kto patroluje ulice i gasi pożary, jak dużo płacą za mieszkanie i czy za oknem będą mieli park czy wieżowiec.

Stawka pierwszych wyborów, które odbyły się w 2000 roku, była wyjątkowo wysoka. Zwycięzca miał pchnąć miasto, które przez wcześniejsze lata rozwijało się dość chaotycznie i niespójnie, w wybranym przez siebie kierunku i odcisnąć na nim trwałe piętno. Do wyścigu stanęło 11 kandydatów, ale liczyło się tylko dwóch: kandydat Partii Konserwatywnej Steven Norris oraz startujący jako niezależny Ken Livingstone. Ten ostatni wygrał ze sporą przewagą, która była tym bardziej imponująca, że musiał się mierzyć nie tylko z torysem, ale też z kolegą z Partii Pracy, ponieważ ta zdecydowała się postawić na Franka Dobsona (13 proc. głosów).

Czerwony Ken Królem Londynu

Ken Livingstone - 2008. Fot. World Economic Forum (CC BY-SA 2.0)

Livingstone miał 12 proc. przewagi nad Norrisem. Przy czym trzeba pamiętać, że wybory burmistrza Londynu są przeprowadzane w oparciu o ordynację, w której wskazuje się dwóch kandydatów – jeden jest tzw. „pierwszym wyborem”, głos drugi jest liczony, kiedy nikt nie uzyska wystarczającej większości i trzeba zdecydować o tym, kto z dwójki kandydatów, którzy zebrali najwięcej „pierwszych” głosów, ma objąć stanowisko burmistrza miasta. Takie zasady mają pozwolić na to, by nie kierować się obawą przed straconym głosem i dać szansę zaistnieć kandydatom mniejszych partii oraz sprawdzić, jak dużym poparciem cieszą się głoszone przez nich pomysły.

Zwycięstwo „Czerwonego Kena”, jak mówili o nim koledzy z partii, nie było zaskoczeniem. Nawet pomimo tego, że poparcia odmówiło mu kierownictwo laburzystów i startował jako kandydat niezależny. Już wtedy był to człowiek znany i obdarzony wyjątkowym temperamentem. Livingstone stał na czele rady Greater London, kiedy likwidowano ją w 1986 roku. Chęć odsunięcia od urzędu „Czerwonego Króla Londynu”, jak pisały o nim ówczesne tabloidy, pomogła Thatcher podjąć decyzję o zdemolowaniu ustroju miasta. Jednak kiedy doszło do pierwszych bezpośrednich wyborów burmistrza, Partia Pracy nie zdecydowała się na niego postawić.

Powody były dwa. Po pierwsze w odczuciu Blaira Livingstone był zbyt czerwony. Blair bał się też, że skłonność do wielkich gestów i manifestowania lewicowego światopoglądu, odrzuci bardziej konserwatywnych wyborców. A „Czerwony Ken” był z tego znany. Kiedy w 1981 roku ludzie bili się o bilety na ślub księcia Karola oraz Diany Spencer, szef londyńskiej rady odmówił przyjścia.

Był też powód drugi. Tony Blair nigdy Livingstone’a nie lubił. Obaj nie tylko należeli do różnych pokoleń polityków, ale też dzielił ich światopogląd. Ken reprezentował starą, socjalistyczną oraz robotniczą Partię Pracy, podczas gdy premier starał się nadać jej zdecydowanie bardziej liberalny i socjaldemokratyczny charakter, i celował w elektorat klasy średniej. Chciał więc, by na tak ważnym stanowisku zasiadł ktoś z jego New Labour, a nie weteran, który w partii był od 30 lat.

Jak się okazało Blair się mylił. „Niezależny” Ken Livingstone wygrał w cuglach. Nie tylko w 2000 roku, ale też cztery lata później, gdy po ponownym przyjęciu do partii, startował jako kandydat laburzystów. Ważniejsze od tego, jak władzę zdobył, jest jednak to, jak ją wykorzystał. A zmiany, które wprowadził w Londynie, były duże.

Przede wszystkim nowy burmistrz skupił się na kwestiach komunikacji oraz zieleni. Jedną z najważniejszych decyzji było wprowadzenie Congestion Charge, która miała odciążyć potwornie zakorkowane oraz śmierdzące spalinami centrum Londynu. Jednocześnie pieniądze z wprowadzenia 5-funtowej (wówczas) opłaty, przeznaczono na rozwój komunikacji miejskiej – przede wszystkim autobusów. Tak, by do centrum nie było trzeba, tylko można wjeżdżać. To za jego kadencji wymieniono stare i uchodzące za niebezpieczne Routemastery na nowe przegubowce.

To wtedy dzieciaki zaczęły jeździć autobusami za darmo. Jego dziełem jest także wprowadzenie do miasta licznych bus passów. W ten sposób Transport for London miał stać się sensowną alternatywą dla samochodu. Plan powiódł się z naddatkiem, a rozwiązanie stało się wzorem dla innych. – Tylko w pierwszych dwóch tygodniach ruch samochodowy zmniejszył się o ponad 20 proc. W ciągu dwóch lat liczba samochodów na ulicach spadła o 30 proc. Jednocześnie znacząco wzrosła liczba tych, którzy korzystali z komunikacji miejskiej – pisał Edward Glaeser w Triumph of the City. Niemal jednocześnie (w 2003 roku) wprowadzono karty Oyster. A na transporcie się nie skończyło.

Na ulice trafiło 5 tys. dodatkowych policjantów. Livingstone podjął też szereg udanych projektów ekologicznych.

Sukcesem okazał się London Partnership Register, który pozwolił parom homoseksualnym (ale też heteroseksualnym) na rejestrowanie związków i przetarł drogę do legalizacji małżeństw jednopłciowych w Anglii. Czerwony burmistrz przeforsował też londyńskie igrzyska olimpijskie, kierując sprawą tak, by wykorzystać je do rewitalizacji zaniedbanych rejonów wschodniego Londynu. Z wielkim uznaniem spotkało się też to, w jaki sposób zareagował na ataki 7/7. Przemówienie, które wygłosił z Singapuru (dzień wcześniej cieszył się tam z przyznania Londynowi igrzysk olimpijskich) przeszło do historii. A wielu pamięta i to, że miał odwagę, by nie ograniczyć się do zrzucenia winy na terrorystów, ale mówić też o źródłach problemu, które widział w polityce prowadzonej przez Zachód na Bliskim Wschodzie. Zrobił także wiele, by złość miasta nie uderzyła w społeczność londyńskich muzułmanów. Jego epoka skończyła się w 2008 roku, gdy przegrał z Borisem Johnsonem.

Londyn wsiada na rowery

Johnsonem, który pod wieloma względami był jego przeciwieństwem. Znany konserwatysta jest dzieckiem zamożnych londyńczyków, który wykształcenie pobierał w najlepszych szkołach kraju – najpierw w Eton, a później na Oksfordzie. Kiedy wchodził do polityki, miał już za sobą całkiem udaną karierę dziennikarza, publicysty i popularyzatora historii. Zaczynał w The Times. Później pisał dla The Telegrapha (wielu mówi, że jego korespondencje z Brukseli bardzo umocniły eurosceptyczne nastawienie brytyjskiej prawicy) oraz Spectatora. Kariery publicysty nie porzucił zresztą całkowicie, bo – jak mówił – nie mógł sobie wyobrazić, że da radę utrzymać się z wynoszącej 140 tys. funtów rocznie pensji burmistrza miasta i nie przestawał pisać dla The Telegraphu.

Za felietony do “Telegraphu” Johnson inkasuje £1000 tygodniowo.

Nie powstrzymało go to jednak przed tym, by na początek zamknąć urzędowy biuletyn The Londoner, który kosztował £2,9 mln rocznie. Część zaoszczędzonych pieniędzy Johnson przeznaczył na posadzenie 10 tys. nowych drzew. Dwie kadencje Johnsona minęły jednak raczej w cieniu jego osobowości niż większych zmian. Nie obeszło się też bez kilku skandali, które jednak nie zaszkodziły ani burmistrzowi, ani jego statusowi celebryty.

Przez osiem lat Johnson był oskarżany o romans z Helen Macintyre i nepotyzm, gdy szefową komisji sztuki mianował Veronicę Wadley – byłą redaktorkę Evening Standard, która to gazeta bardzo mocno wspierała go w czasie kampanii wyborczej. Dużym echem odbiła się też samowola budowlana, którą postawił na balkonie swojego domu w Islington oraz to, że w czasie zamieszek w 2011 roku niezbyt żwawo wracał z wakacji, na które wyjechał niedługo przed ich początkiem. Pojawiały się także oskarżenia o nadużywanie miejskich funduszy (np. do płacenia za taksówki).

Z drugiej strony wiele sympatii zdobył sobie, kiedy w 2009 roku uratował kobietę, którą na Camden zaatakowała banda nastolatek. Johnson wpadł na nie, gdy przejeżdżał obok na rowerze. Burmistrz jest bowiem zapalonym miejskim cyklistą, co znalazło zresztą odbicie w jego polityce.

Wiele pochwał Johnson zebrał także za bardzo sprawne przeprowadzenie igrzysk olimpijskich. Ciepło przyjęto projekty rewitalizacji zaniedbanych dzielnicowych „high streets”. Postarał się też o to, by zyskać nieco na dokończeniu inwestycji poprzednika – np. Crossrail.

Jakie zmiany wprowadził Johnson? Stosunkowo niewielkie. Zabronił na przykład picia alkoholu w metrze. Zamówił 1000 Nowych Routemasterów, które miały być metodą przywrócenia tradycji na londyńskie ulice. Największe znaczenie z tego wszystkiego miał jednak rowerowy zwrot w mieście. Uruchomiono system „Boris bikes”. Mianował też pierwszego oficera rowerowego w historii miasta, którym został dziennikarz Andrew Gilligan. Zaczął budować rowerowe autostrady.

Panuje raczej powszechna opinia, że „Czerwony Ken” prowadził o wiele lepszą politykę transportową. Za to londyńczykom o wiele bardziej podobało się to, co Johnson mówił o przestępczości oraz konieczności wspierania gospodarki, która w mieście zależy od sektora finansowego. Obaj panowie cieszą się zresztą sporym i bardzo podobnym uznaniem, i kiedy w 2012 roku po raz drugi stanęli w wyborcze szranki, to Johnson wygrał zaledwie 50 tys. głosów.

Londyńskie głosy

To niewiele. Nawet kiedy weźmie się pod uwagę stosunkowo niską frekwencję w londyńskich wyborach. Niską, ponieważ około 60 proc. mieszkańców miasta należy do mniejszości etnicznych lub jest imigrantami; bardzo wielu z nich nie czuje się w obowiązku, by iść do urn lub nie wie, o co tak naprawdę toczy się gra. Tymczasem toczy się ona o jakość życia we własnym mieście.

Mało jest decyzji, które wpłynęły na nią w podobny sposób, jak wprowadzenie Congestion Charge Zone, bus passów oraz wykorzystanie pieniędzy na rozwój komunikacji miejskiej. A głosować może każdy mieszkaniec Londynu, który skończył 18 lat i jest obywatelem Wielkiej Brytanii, jednego z państw Commonwealthu lub Unii Europejskiej. Dotyczy to także Polaków.

Jak sobie poradzi świeżo wybrany laburzysta Sadiq Khan?

Dotąd był posłem z Tooting. Khan mocno zwrócił się w kierunku mniejszości etnicznych oraz ludzi, którzy wynajmują mieszkania. Zapowiada wprowadzenie London Living Rent oraz powołanie miejskiej agencji wynajmu nieruchomości – jedno z drugim ma stworzyć konkurencję dla prywatnych najemców i stworzyć presję na obniżkę cen, a także pomóc ludziom zaoszczędzić na wkład własny. Obiecuje także wzmocnienie programów budownictwa komunalnego oraz wprowadzenie parytetów etnicznych w Met Police. Mówił także, że będzie starał się o wprowadzenie London Living Wage.

Jak będzie, pokaże czas.

Katalog firm i organizacji Dodaj wpis

Komentarze 17

astroman
8 078
astroman 8 078
#107.05.2016, 08:55

Teraz tylko trzeba poczekac na komentarze typu:
"Co ? Ciapaty burmistrzem Londynu ? To szczyt poprawności politycznej i objaw islamizacji europy" ;).

astroman
8 078
astroman 8 078
#307.05.2016, 12:51

Paul Golding, lider Britain First, SZCZela focha jak mały Kaziu w przedszkolu ;).

http://www.huffingtonpost.co.uk/ent...

Zbychu_zPlebani
7 988
#407.05.2016, 13:51

Sadiq Khan otrzymal najwieksza ilosc glosow w historii UK. Szacun.

Profil nieaktywny
Konto usunięte
#507.05.2016, 20:13

#4
Biorac pod uwage ilosc nie calkiem bialych twarzy w Londynie,nie widze w tym nic niezwyklego.

Zbychu_zPlebani
7 988
#607.05.2016, 20:20

ale zawsze lepiej ze poszli na wybory niz by mieli zrobic "Tottenham 2011"

Profil nieaktywny
ona.
#707.05.2016, 20:36

Mysle, ze to cudownie, ze muzulmanin wygral, zycze Wielkiej Brytanii powodzenia...

astroman
8 078
astroman 8 078
#807.05.2016, 21:42

at 5

Naprawdę ? Według danych statystycznych tylko około 15% mieszkańców Londynu to wyznawcy islamu

Profil nieaktywny
raytoo
#907.05.2016, 21:47

przestan w koncu przytaczac te dane statystyczne, wg statystyk w tej twojej wsi zyje pol Polaka, to ty ? statystyka to nie wszystko

Profil nieaktywny
raytoo
#1007.05.2016, 21:52

zapomnialem o tych nawiaskach to ;) :):p:d

kijevna
18 940
kijevna 18 940
#1207.05.2016, 23:24

odliczyłes dzieci?

Zbychu_zPlebani
7 988
#1307.05.2016, 23:31

nie, ale szwagier zglosil moj post do moderacji jako manipulacja ;)

kijevna
18 940
kijevna 18 940
#1407.05.2016, 23:44

moderacja śpi w weekendy;)

ChaoticBiker
3 078
ChaoticBiker 3 078
#1508.05.2016, 02:46

at #11 wszystko fajnie, ze 1.3 miliona glosow to 15% z populacje Greater London...
Ale. Trza miec 18 lat to raz.
Dwa, jeszcze nigdy sie nie zdarzylo, aby 100% jakiejkolwiek spolecznosci poszlo do glosowania (nawet w PL za komuny frekwencja oscylowala w granicach 95%)

Tym bardziej, ze muzulmanie w Londynie pochodza z kilkunastu roznych krajow, rozmawiaja roznymi jezykami, a nawet wyznaja inne odlamy islamu.

To tak samo, jakby katolikow, protestantow, anglikanow, prawoslawnych, luteran, zielonoswiatkowcow (jehowych), baptystow, metodystow i mormonow wrzucic do jednego worka.

Wiec Zbychu, jesli Twoje obliczenia to zart, to w sumie nawet smieszny, nie powiem.

Jesli Ty tak na serio, to lepiej wez te swoje obliczenia wydrukuj i spozytkuj je jako papier toaletowy, bo do tego sie wlasnie nadaja.

kijevna
18 940
kijevna 18 940
#1608.05.2016, 09:39

nie rozumiem za co lecą niektóre posty, a inne nie, no ale...

astroman
8 078
astroman 8 078
#1708.05.2016, 10:09

at 9

Obawiam się, że w czasie wyborów liczby (statystyka), to jednak wszystko :). No ale jak ktoś miał religię w szkole zamiast matematyki, to moze mieć inne zdanie, nie znaczy to jednak, że ma rację :D.