Do góry

Jak dzieci emigrantów radzą sobie w polskich szkołach po powrocie?

W 2017 roku po raz pierwszy od lat więcej Polaków zdecydowało się na powrót do ojczyzny z emigracji niż na wyjazd z kraju. Jak powrót wpłynął na ich dzieci? Rozmowa z Joanną Durlik, doktorantką z UJ, autorką badań „(Nie)łatwe powroty do domu. Badanie funkcjonowania dzieci i młodzieży powracających z migracji”.

MHAFB school. Fot. Stephany Miller.

Dorota Peszkowska: Badałaś, jak dzieci polskich reemigrantów, czyli osób, które zdecydowały się na powrót z emigracji do ojczyzny, radzą sobie w polskich szkołach po powrocie do kraju. Jakie były główne wnioski?

Główny wniosek był smutny: polska szkoła nie jest przygotowana na ich przyjęcie. Przy czym warto podkreślić, że często nie chodzi o brak dobrych intencji, tylko brak wiedzy, co w zasadzie robić z takim dzieckiem, brak narzędzi, by mu pomóc.

Na jaką pomoc mogą liczyć polscy rodzice przyprowadzając dziecko zza granicy do polskiej szkoły? Na przykład w UK dzieciom zza granicy pomagają specjalnie przeszkoleni asystenci.

Prawo gwarantuje takim dzieciom uzupełniające zajęcia z języka polskiego, przez 12 miesięcy od przyjazdu. Do tego dochodzą zajęcia wyrównawcze z innych przedmiotów. Jeśli chodzi o asystenta, to istnieje możliwość prawna ich zatrudnienia, ale tylko dla dzieci, które nie mają obywatelstwa polskiego. Nie ma też zbyt wielu osób przygotowanych do tej pracy. Niekiedy szkoły zatrudniają np. rodziców czy innych krewnych takich dzieci.

Co oznacza wspomniany „brak przygotowania” polskiej szkoły?

Nauczyciele nie wiedzą, jak takie dziecko wdrożyć do życia w szkole, nie ma na to procedur. To oczywiście nie jest tylko problem w Polsce. Ale u nas dopiero rodzi się taka podstawowa świadomość, że warto zadbać o adaptację powracających dzieci. Dla przykładu powiem, że jeśli dziecko po powrocie do kraju spotykało się z szykanami czy dyskryminacją ze strony rówieśników, to część nauczycieli zbywała to twierdzeniem, że „dzieci już tak mają”.

Co to była za dyskryminacja?

Głównie były to wyzwiska, śmianie się z akcentu, czasem niestety również napaści fizyczne. Na szczęście takie epizody były nieliczne w tej grupie, z którą miałyśmy do czynienia, ale myślę, że to się zdarza dużo częściej. W naszym badaniu brały udział nie tylko dzieci, ale też ich rodzice i nauczyciele. Zdarzało się więc, że np. rodzice wspominali, że dzieci mają problem w szkole, ale nauczyciele nie chcieli rozmawiać albo odwrotnie. To wręcz eliminowało najbardziej problematyczne przypadki z grupy. Dlatego obawiam się, że mimo iż wnioski z badania były dość ponure, to rzeczywistość jest jeszcze bardziej ponura.

Kto brał udział w badaniu, z jakich krajów powracały rodziny?

W badaniu wzięły udział rodziny, które w wiekszości powracały z Europy Zachodniej; Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemiec. Niektóre urodziły się poza Polską, co oznacza, że dla nich przyjazd do Polski był właściwie emigracją do nowego kraju. Badałyśmy zarówno kilkulatki dopiero rozpoczynające szkołę podstawową, jak i starsze nastolatki z liceum.

Jak wyglądał pierwszy dzień w szkole takiego dziecka?

Bardzo różnie, stosunkowo często zdarzało się jednak, że pierwszy dzień wiązał się z pewnym szokiem językowym, dla obu stron. Nauczyciele – nawet jeśli rodzice sygnalizowali wcześniej, że dziecko właśnie przyjechało z zagranicy – uznawali: „No dobrze, ale dziecko nazywa się Ania Kowalska, odpowiada po polsku, znaczy dziecko jak każde inne”. A tu się okazywało, że dziecko, które potrafi się przedstawić po polsku, nie zna szkolnego słownictwa, polskich terminów na odejmowanie i dodawanie i tak dalej. Jest też przyzwyczajone, że wiedzę zdobywa np. po angielsku, więc przyswajanie informacji po polsku zajmuje mu więcej czasu.

Co było głównym problemem?

Ważnym obszarem były różnice programowe. Nie chodzi tylko o to, że dzieci co innego przerabiały na angielskiej matematyce i w ogóle nie znały polskiej historii, ale też o to, że w Europie Zachodniej dominuje bardziej zintegrowany system nauczania, zwłaszcza w pierwszych klasach szkoły podstawowej.

Drugim problemem była niedostateczna znajomość języka polskiego, o której już mówiłam, i brak nauczycieli, którzy byliby przygotowani do nauczania polskiego jako języka obcego czy drugiego.

Kolejna kwestia, to integracja, wtopienie się w klasę. Mówię tu zarówno o reakcjach rówieśników na „obcego” jak i samopoczuciu samych dzieci, które nagle konfrontowały się z myślami: „Jestem inna. Mówię z akcentem. Kim w zasadzie jestem?”

Zdarzyły się też przy tym oczywiście zabawne sytuacje. Np. chłopczyk, który wrócił ze Szwajcarii, gdzie po skończeniu lekcji dzieci ściskają dłoń nauczycielowi, dziękując mu za lekcje. Próbował to robić w Polsce. Dopiero po kilku podejściach zorientował się, że tu się tak nie robi i było mu wyraźnie smutno z tego powodu. Miał ok. 10 lat. Inny chłopczyk zaraportował nauczycielce, że ktoś od niego ściąga na klasówce. Nauczycielka oczywiście nie mogła go skarcić, ale miała problem, bo grupa zareagowała jednoznacznym ostracyzmem. Ale akurat tę sytuację udało się przezwyciężyć, zyskał potem kolegów. Inne dzieci miały problem na przykład z tym, że w polskiej szkole nie je się podczas lekcji, nie chodzi po klasie.

Czy dzieci na te różnice były jakoś uczulane przed rozpoczęciem roku szkolnego?

Zdarzali się nauczyciele, którzy się do tego przykładali, z jednej strony szykowali pakiet informacji dla przyjeżdżającego ucznia, a z drugiej strony mówili kolegom w klasie: przyjdzie do nas ktoś nowy, pokaże nam inne zwyczaje, to świetna szansa dla nas, ale też bądźmy wrażliwi i mu pomagajmy. To zdecydowanie pomagało.

Jak cała ta sytuacja powrotu wpływała na dzieci? Miały gorsze stopnie, żaliły się na złe samopoczucie?

Nie odważyłabym się na wyciąganie ogólnych wniosków, celem badania było zdiagnozowanie przygotowania szkół na ich przyjęcie. Ale tak, oczywiście, zdarzały się dzieci, które nie reagowały dobrze na te zmiany, były zestresowane, smutne.

Jeśli chodzi o kraj z którego dzieci wracały, to czy dzieci z Wielkiej Brytanii miały jakieś szczególne problemy?

Raczej wręcz przeciwnie; pomagała im znajomość języka angielskiego, dość powszechnego języka obcego w polskich szkołach. Potem takie dzieci na lekcjach angielskiego były traktowane jako eksperci, co bardzo dobrze wpływało na ich samoocenę.

Jak rodzice mogą przygotować dzieci na powrót?

Przede wszystkim, obojętnie, czy to emigracja czy reemigracja, trzeba dzieci przygotować z wyprzedzeniem, mówić, że są takie plany. Zdecydowanie też lepiej radzą sobie dzieci, które dołączają do nowej klasy z początkiem roku szkolnego, a nie w połowie.

Dzieci w różnym wieku różnie sobie radziły z przeprowadzką. Starsze nastolatki cieszyły się na przykład na wyjazdy z powrotem do znajomych ze szkół za granicą, powrotów wakacyjnych do kraju emigracji. Młodszym pomagało, jeśli mogły zobaczyć chociaż na Skypie dawnych kolegów.

Oczywiście trzeba zadbać też o naukę polskiego, znalezienie szkoły z wyprzedzeniem, tak by może dziecko przyjechało do niej wcześniej na parę dni, nawiązało kontakt z nauczycielem, poznało rówieśników. Świetnie, jeśli dziecko będzie podekscytowane nową przygodą. Ale też trzeba budować realistyczne oczekiwania. Nie chodzi o to, by je straszyć, ale nie można mu też mówić „Teraz jedziemy do babci do Polski i już zawsze będzie wspaniale, jak na wakacjach”. Bo wtedy dzieci cieszą się na sam wyjazd, ale na miejscu czeka je zimny prysznic.


O rozmówczyni

Joanna Durlik – doktorantka na Uniwersytecie Jagiellońskim, pracownica Laboratorium Psychologii Języka i Dwujęzyczności LangUsta. Zajmuje się mechanizmami, które pomagają osobom dwujęzycznym na oddzielanie od siebie języków oraz wpływem kontekstu obcowania z językiem na dwujęzyczność. W grudniu 2017 roku prowadziła w Edynburgu badania Jak emigracja wpływa na używanie języka?

Komentarze 7

Profil nieaktywny
Detektor
#113.01.2018, 10:23

Polskie szkoły na wiele rzeczy, nie są jeszcze gotowe.

fisandrzej
410
#213.01.2018, 10:40

Nie ma co porownywac krajow europejskich, z ktorych do tej pory ubywalo obywateli a krajow do ktorych imigracja jest powszechna od wielu lat. Jest wiele roznic, nie tylko jezeli chodzi o nauczanie ale i ludzka mentalnosc i podejscie do drugiego czlowieka pomiedzy np. Polska, Bulgaria, Rumunia czy Slowacja a Niemcami, Szwajcaria lub Wielka Brytania. Polska i polskie szkoly nie mialy dotad wiekszego problemu z takim zjawiskiem i potrzeba czasu aby sie do tego przygotowaly.

fisandrzej
410
#519.01.2018, 09:16

@ Polelum- nikt nie twierdzi ze polskie podstawowki sa "be". Polskie podstawowki bija na glowe te brytyjskie pod wzgledem poziomu nauczania. Chodzi o to ze po prostu nie sa przygotowane do pracy z dziecmi, ktore wracaja. Dziecko z 2 czy 3 klasy secondary school taki 14to latek jest na poziomie wyksztalcenia polskiego trzecioklasisty z podstawowki czyli w granicach 9-10cio latka. I co w takim przypadku zrobic?

Profil nieaktywny
Polelum
#619.01.2018, 10:15

Jest mnóstwo ludzi , którzy normalnie się szczycą ,że ich dzieciak do "brytyjskiej" szkoły chodzi i na dodatek jeszcze mi cisną ,że będzie "do przodu" bo angielskiego się w szkole nauczy.

Buuuuha ha ha ha ... !

No dobra , jeszcze bym mógł przystać na to jeśli z dzieciakiem w domu ktoś pracuje , jakiś materiał przerabia , no i dodatkowy angielski u angielskiej nauczycielki , ale tylko sama szkoła ? Gdzie "slang" jest językiem "urzędowym"

"no chance" !

Jakiego "angielskiego" nauczy się w Szkocji ??

Szkotom trudno się porozumieć w Manchesterze, a ta mi mówi " że się angielskiego , perfekcyjnie nauczy .

Rozbawiła mnie , normalnie ;-)

Bartoloo
19
#715.04.2020, 12:48

Najlepsze filmy i seriale online!

Obejrzysz u nas każdy film !

https://twojvod.pl/