Trzeba dużo, żeby zyskać zaufanie mieszkających na emigracji Polaków i bardzo mało, żeby je stracić. Trzeba jeszcze mniej, żeby zostać spisanym na straty w biznesie. To ostatnie wychodzi zwłaszcza – nielicznym na szczęście – firmom, które prowadząc swoje pseudo usługi dla Polonii, zamiast deską ratunku, okazują się być z piekła rodem.
Powiedzenie, iż "jeśli Polak za granicą nie zaszkodził rodakowi, to już mu pomógł" nie wzięło się z powietrza. Wielu zostało oszukanych przez polskie firmy działające na Wyspach tylko dlatego, iż są Polakami. Ponoć tak najwygodniej, bo niby której brytyjskiej instytucji poskarży się mówiący jedynie po polsku poszkodowany?
Spotyka się opinie, iż sytuacja ma podłoże w polskich realiach, gdzie co jakiś czas słyszy się o nieuczciwej konkurencji i skandalicznym traktowaniu klienta. To nie jedyna kanwa przenoszona na Wyspy. To samo dotyczy choćby uprzedzeń Polaków do Polaków w UK. Według powszechnej opinii na emigracji najbardziej nielubiane są osoby ze stolicy oraz okolic Warszawy. Gorzej ze znalezieniem przyczyny takich zachowań.
Najprostszym sposobem uniknięcia konsekwencji prowadzenia nieuczciwych interesów jest dla ciasnej strony polonijnego biznesu… zwinięcie żagli i relokacja. Nie sztuka jednak pozostawić po sobie opinię najgorszą z możliwych, uciec z oczu poirytowanym klientom i z hukiem otworzyć firmę w nowym miejscu. Nie sztuka reklamować się w największych polonijnych gazetach i kolorowych przewodnikach. Wyzwaniem byłoby popatrzeć na koniec dnia w oczy Polakom będącym stuprocentową siłą napędową wielu kulejących etycznie firm.
Podobno matactwa to nic innego jak ryzyko wolnego rynku. Szkoda, że są policzkiem wobec wielu z tych, którzy wyciągają rękę po pomoc do innych Polaków – zwłaszcza na emigracji, tysiące kilometrów od ojczyzny. Tym bardziej cieszy fakt, iż Polonia coraz szybciej wychodzi z cienia niewiedzy. Wielu z tych, którzy kiedyś byli "leszczami", jako klienci niektórych prowadzonych przez rodaków firm, jest dziś konsumentami, których świadomości można tylko zazdrościć.
Zawiedzeni klienci będą teraz uciążliwymi "kleszczami", których trudno będzie się pozbyć na długo. Litanie pokory wobec nabitych w butelkę osób i ukłony w stronę agencji reklamowych i PR często na niewiele się zdadzą. Jest przy tym nadzieja, że historie o konsekwencjach działalności nierzetelnych firm odstraszą kolejne rzesze tych, którzy na naiwności Polaków chcieli zrobić interes. Wyjdzie to z czasem nam wszystkim – i naszej reputacji – na zdrowie.
Czy zgadzasz się z autorką tekstu, że powiedzenie "jeśli Polak za granicą nie zaszkodził rodakowi, to już mu pomógł" jest prawdziwe? Co sądzisz o reputacji polskich firm na Wyspach? Jakie są Twoje doświadczenia związane z polskimi firmami tutaj? Czy kiedykolwiek zostałeś oszukany przez nieuczciwą polską firmę? Czy znasz pozytywne przykłady?
Podziel się z nami swoimi doswiadczeniami: [email protected]
Komentarze 17
nie wszystkich mierzy się tą samą miarą, ale ... to prawda, można spotkać nieuczciwych, ja również zostałam oszukana przez rodaków, na szczęście na małe pieniądze, uczę się na błędach i mam ogromny dystans do Polaków, tylko zawsze mnie zastanawiało, po co? dlaczego oszukiwać, przecież pracy jest tu bądź ile, pomoc można dostać zewsząd, tutaj da się spokojnie żyć, zarobić pieniądz bez przekrętów, czy to już jest we krwi?
dobry temat. Polacy wala w ciula nie tylko naszych. Wszystkie pseudo fryzjerki na benefitach, pseudo zlotowy bez taryfikatoro, malarze akrobaci maja w dupie licencje tax itp. Polsky byznes opiera sie tylko na kancie..
a juz myslalem, ze cos o aptekach bedzie :D
są oszuści i cwaniacy - są i uczciwi pomagający za dziękuję.
Normalka
polacy to sie juz chyba nigdy nie zmienia