Do góry

Polak na rowerze pokazuje Londyn

Książka „London Cycling Guide” napisana przez Tomasza Bogdanowicza zawiera 40 tras, których pomysłodawcami, poza autorem, są wolontariusze stowarzyszenia London Cycling Campaign. Stowarzyszenie skupia 12 tysięcy członków, dla których rower stanowi codzienny środek lokomocji. W przygotowaniu jest trasa rowerowa po polskim Londynie.

Tomasz Bogdanowicz. Fot. Archiwum prywatne

Nie wygodniej jest zwiedzać Londyn korzystając z transportu miejskiego? Jest metro, autobusy, kolej podmiejska.

Rower to najlepszy sposób zwiedzania miasta. Choćby dlatego, że jest znacznie szybszy niż piesze wycieczki. Natomiast zwiedzanie Londynu samochodem jest całkowicie niepraktyczne. Po pierwsze wiele miejsc jest niedostępnych dla samochodów. A jeśli nawet można gdzieś wjechać, to są kłopoty z zaparkowaniem. Autobusy jeżdżą natomiast swoimi trasami i nie zatrzymują się tam, gdzie akurat byśmy chcieli. Korzystając z roweru można zobaczyć wszystkie główne atrakcje. I coraz więcej osób tak robi.

Dlatego powstała London Cycling Campaign?

Założyła ją grupa pasjonatów, którzy na co dzień jeżdżą rowerem, także do pracy. Na początku głównym celem było poprawienie warunków i bezpieczeństwa jazdy na rowerze, na przykład poprzez ograniczenie prędkości dla samochodów, czy specjalne skrzyżowania. Dziś nasze stowarzyszenie liczy 12 tysięcy członków. Są też Polacy. Ilu dokładnie? Tego jeszcze nikt nie policzył.

Dziś London Cycling Campaign nie walczy już tylko o poprawę infrastruktury rowerowej i bezpieczeństwo. Organizujecie rowerowe wycieczki po Londynie.

My po prostu lubimy jeździć na rowerach i tą pasją dzielimy się z innymi. Między innymi poprzez organizowanie wspólnych wycieczek. Także dla osób, które nie są członkami London Cycling Campaign. Ja prowadzę wycieczki w czasie wolnym, najczęściej w weekendy. Czasami też w ciągu tygodnia, po pracy. Oczywiście jako wolontariusz, nie pobieram za to żadnych pieniędzy.

Jak wygląda organizacja takich wycieczek?

Informacje zamieszczane są na naszej stronie internetowej lcc.org.uk oraz na stronach klubu w poszczególnych boroughs, czyli dzielnicach Londynu. Danego dnia zainteresowani spotykają się o wyznaczonej godzinie w umówionym miejscu i jadą na wycieczkę, która trwa trzy, cztery, pięć godzin. Takie wycieczki liczą sobie do dwóch tuzinów osób. Oczywiście zatrzymujemy się na lunch lub kanapkę.

Które trasy by pan polecił?

Wspaniała jest ta biegnąca między innymi obok The Tower of London, London Eye, Parlamentu, Buckingham Palace, aż do Kensington Palace. Ta trasa jest opisana u mnie w książce. Jeździ nią naprawdę sporo ludzi.

Ja prowadzę wycieczki, których tematem przewodnim jest architektura. Organizuję je z grupą z Lambeth. Na taką wycieczkę warto zaprosić nie więcej niż 20 osób. To liczba wystarczająca. Przy większej, trudno o skupienie uwagi na tym, co akurat oglądamy. Przy 10-12 osobach można spokojnie rozmawiać, wymieniać się spostrzeżeniami.

Czy oprócz tras, wycieczki czymś się od siebie różnią?

Jedne są na przykład bardziej sportowe – na nich jest mniej przystanków. Na tych służących dokładniejszemu zwiedzaniu, częściej się zatrzymujemy. Są też wycieczki dla dzieci, które wymagają wolniejszej i ostrożniejszej jazdy.

Jazda na rowerze i oglądanie z niego zabytków to jedno. A co wtedy, gdy chcemy się zatrzymać i wejść na przykład do British Museum?

W przypadku British Museum ilość miejsc, gdzie można bezpiecznie zostawić rower jest wystarczająca. Podobnie jest przed wieloma innymi atrakcjami. Przyznaję, że infrastruktura rowerowa nie jest jeszcze na takim poziomie, który by nas w pełni zadawalał. Istnieje już jednak kilka zasadniczych tras rowerowych przez centrum Londynu, z których codziennie korzystają tysięce ludzi.

„London Cycling Guide”

Ale cały czas walczymy o więcej tras. Burmistrz Sadiq Khan obiecał nam, że potroi ich liczbę. Zadeklarował też, że poprawi ich stan w wielu rejonach Londynu. Stolica Zjednoczonego Królestwa jest ogromna. W jej poszczególnych boroughs ścieżki różnie wyglądają. A liczba osób poruszających się rowerami bardzo szybko rośnie. Wystarczy wspomnieć, że o ile w 2002 roku ilość przejazdów rowerowych po Londynie była obliczana na 300 tysięcy dziennie, to teraz wynosi ona 700 tysięcy. Burmistrz ma w swoim planie podwojenie tej liczby. W roku 2026 liczba przejazdów ma wynieść półtora miliona.

W Warszawie organizowane są tak zwane Masy Krytyczne, na które zjeżdżają się setki rowerzystów. Na trasie takich rajdów zatrzymywany jest ruch samochodowy. Podobnie jest w Londynie?

Raz w roku organizowany jest rajd, która obejmuje cały Londyn. W tym roku odbędzie się 29 lipca. Nazywa się Freecycle. W takim rajdzie bierze udział nawet 80 tysięcy ludzi. Uczestnicy zjeżdżają się do centrum. Na trasie przejazdu wstrzymany jest ruch. Freecycle wiedzie poprzez najbardziej atrakcyjne miejsca Londynu – w tym Buckingham Palace, Westminster, City, The Tower of London. Wszystko trwa od 9 rano do 5-6 po południu. We Freecycle bierze udział bardzo wielu turystów. Nie trzeba mieć swojego roweru. Można go wypożyczyć na przykład w Santander Cycles, która posiada kilkaset punktów w całym Londynie.

Z własnego doświadczenia wiem, że nie wszędzie jazda rowerem jest bezpieczna. Nie wszyscy rowerzyści w Londynie tolerują rowerzystów.

Jeżdżę na rowerze od kilkudziesięciu lat. Sytuacja bardzo się poprawiła. Jest więcej oznaczonych tras rowerowych i zwykłych ścieżek biegnących wzdłuż bardzo bezpiecznych bocznych ulic, na których często samochody jedynie parkują. Sam jeżdżę często z Islington do Hackney i właściwie nie widuję tam jeżdżących samochodów. Jeśli chodzi o kierowców, to o tych z Londynu mam o wiele lepszą opinię niż tych przyjezdnych.

Po Londynie właściwie nie da się jeździć szybko. Przeciętna prędkość samochodów wynosi w centrum 7-8 mil na godzinę. Przy takich prędkościach ilość wypadków w porównaniu z poprzednimi latami jest mniejsza. Nie jest to jeszcze sytuacja idealna, bo nawet jeden wypadek, to i tak o jeden za dużo. Ale i tu sytuacja się poprawia i ilość wypadków w stosunku do rosnącej liczby rowerzystów, z roku na rok się zmniejsza.

Są wycieczki po polskim Londynie?

Myślę o ich organizowaniu. Na trasie takich wycieczek znalazłoby się na przykład Ognisko Polskie w południowym Kensington, Instytut Sikorskiego na Knightsbridge, Polski Ośrodek Społeczo-Kulturalny na King Street, ale także istniejąca od 1947 roku, położona w południowym Kensington polska restauracja Daquise.

Myślę też o nowych polskich punktach na mapie Londynu, w tym pałacu Janka Żylińskiego, który wybudował na Ealingu, czy położonym w południowej części miasta klubie Orła Białego. Do tego mogłyby być także polskie kościoły, z najstarszym z nich, czyli pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej przy Devonia Road. Miejsc do zobaczenia jest dość dużo, więc byłaby to wymagająca trasa. Trzeba by zjeździć niemal cały Londyn.

Kiedy będzie się można wybrać na pierwszą wycieczkę rowerową po polskim Londynie?

Skoro już mnie pan tak zachęca, to może zaproponuję taką „polską trasę” w mojej grupie wycieczek architektonicznych. Ale to już raczej w przyszłym roku. Taką wycieczkę trzeba dobrze przygotować. Musi być atrakcyjna dla Polaków w różnym wieku.

Książkę Tomasza Bogdanowicza pt. „London Cycling Guide” można kupić na stronie amazon.co.uk w cenie £9.98.

Komentarze