Jak uczyć panie jeździć tak, by mogły maksymalnie wykorzystać swoje wrodzone predyspozycje, a także o czym powinien pamiętać nauczyciel jazdy w relacji mistrz (mężczyzna) – (kobieta) uczeń, mówi dr hab. Adam Tarnowski, psycholog transportu.
O czym warto wiedzieć, ucząc jeździć żonę, dziewczynę czy koleżankę?
Kobiety potrzebują więcej pewności siebie, wsparcia i przestrzeni do bycia samodzielną. Gdy uczeniem kobiety nie zajmuje się profesjonalny instruktor, tylko doświadczony kierowca, musi on pamiętać, że ma inną perspektywę niż osoba prowadząca samochód. Nie widzi sytuacji drogowej z tego samego miejsca. Samochód jest tak skonstruowany, by najlepsze pole widzenia miał kierowca. Zatem gdy uczącemu wydaje się, że musi już interweniować i komentować, sytuacja w rzeczywistości może wcale tego nie wymagać.
Co jeszcze jest istotne?
Trzeba też pamiętać, że każdy z nas ma swoje nawyki, np. hamuje w odpowiedniej odległości. Gdy inna osoba ma inne nawyki, czujemy się niepewnie. Skoro ja bym już hamował, a samochód jeszcze nie zwalnia, to wydaje mi się, że nie działają hamulce. Tak działa podświadomość bardziej doświadczonego kierowcy, który oczekuje, że w takiej a takiej sytuacji powinno się jechać wolniej. Jeśli decyzja kierowcy jest nieznacznie inna, wydaje nam się, że samochód jest zepsuty, wolniej reaguje, ma rozregulowane hamulce i rozchwianą kierownicę.
Uczący uważa, że ponosi odpowiedzialność. Nie jest tylko pasażerem, ale wczuwa się w ruch pojazdu, a także w decyzje kierowcy. Postawa nieprofesjonalnego instruktora – oczywiście zakładając jego dobrą wolę i chęć rzeczywistej pomocy w nauce jazdy – powinna zatem uwzględniać tę zmianę perspektywy.
Jakich porad powinien udzielać kobiecie instruktor czy doradca?
Udzielanie bezpośrednich dyrektyw typu: "Skręcaj!", "Hamuj!", itp., poza naprawdę groźnymi sytuacjami, nie jest dobrym pomysłem. Lepiej zasugerować ruch odpowiednio wcześniej, mówiąc np.: "Zobacz, na tym skrzyżowaniu wygodniej będzie ci skręcić z następnego pasa". Wtedy, kiedy nie jest to ostatni moment na wykonanie ruchu i kierowca może wypracować własną taktykę na zmianę pasa, nie czując gwałtownej presji. Poza tym, w ten sposób nauczy się samodzielnie podejmować właściwe decyzje, we właściwym czasie i zbierać informacje potrzebne do wykonania manewru.
Co powinno być najistotniejszą wskazówką dla znajomego, przyjaciela, partnera, małżonka – dla mężczyzny, który jest doświadczonym kierowcą i usiłuje pomóc partnerce czy koleżance uczyć się jeździć? Czego powinien unikać, a na czym się skupiać?
Dobrą zasadą jest patrzeć jak najdalej. Nie skupiać wzroku tuż przed maską, tylko patrzeć 100 metrów w przód. Nie mówić przez cały czas. Pozwolić koleżance czy partnerce skoncentrować się na jeździe, ale od czasu do czasu rzucić uwagę o tym, jak wygląda sytuacja przed nami, co może się zdarzyć za 20 sekund. Takie informacje dadzą osobie uczącej się możliwość przygotowania się do manewru i poradzenia sobie z nietypową sytuacją. Na pewno błędem jest dyrygowanie: "Teraz zrób to" – z reguły pojawiające się i tak zbyt późno.
Co powiedziałby Pan o emocjonalnej stronie komentarzy instruktorów i innych nauczycieli? Ona często wydaje się problemem kobiety-kierowcy. Na przykład, partner zaczyna nagle reagować w bardzo emocjonalny sposób?
Czyli, krótko mówiąc, jak się nauczyć jeździć, nie rozwodząc się przy tym? Doświadczony kierowca, zaangażowany w sytuację, ma problem, bo wydaje mu się, że samochód powinien działać inaczej. To budzi w nim bardzo silne emocje. Kierowca, który czuje, że samochód nie hamuje wtedy, kiedy według niego powinien hamować, odczuwa wewnętrzny strach. Tak rodzą się te komentarze. Nie ma to nic wspólnego z tchórzostwem. Jest to fizyczne pobudzenie, które pojawia się wtedy, kiedy rzeczy dzieją się "nie tak". Jeśli jadę samochodem i on nie zwalnia wtedy, kiedy ja chcę zwolnić, to poziom adrenaliny podnosi się.
Druga strona oczywiście także czuje się wtedy niepewnie, czuje się oceniana, czuje się gorzej. Albo jest to sytuacja codzienna – kiedy kobieta czuje się zdominowana w związku i komentarz partnera potraktuje jako kolejne "ciosanie jej kołków na głowie", albo – gdy na co dzień są partnerami – ona powie do niego: "Zaraz, ty nigdy taki nie byłeś? Ty się zupełnie zmieniasz".
Jak więc poradzić sobie z taką sytuacją?
To są emocjonalne niebezpieczeństwa pomocy osobie za kierownicą. Jako nauczyciele bądźmy więc trochę doradcą, a trochę pasażerem. Doradzajmy z dużym wyprzedzeniem. Miejmy zaufanie, że najbliższe sekundy przebiegną zgodnie z planem i że kobieta widzi to samo, co my. Jeśli coś poszło nie tak, możemy powiedzieć o tym po fakcie, np. "Ścięłaś zakręt". Mówienie o błędach w trakcie może być bardzo stresujące i generować kolejne błędy. Zwłaszcza, jeśli są to informacje niekonkretne, np.: "Co ty robisz?", "Jak ty jedziesz?". Zamiast koncentrować się na sytuacji na drodze, kobieta zaczyna przypominać sobie, jakie manewry wykonała wcześniej i który z nich mógłby być błędny, powodując taką reakcję partnera.
"Świeczki" stają nam przed oczyma, przypominamy sobie wszystkie niedobre momenty naszego związku i jesteśmy o krok od kłótni. Osoba, która się uczy, powinna także przyznać się przed sobą, że chce coś usłyszeć i może dać sobie prawo do bycia uczniem czy uczennicą, do zadawania pytań. W ten sposób możemy zwiększać przestrzeń wymiany informacji. Na pewno warto mówić to, co trzeba, i wtedy, kiedy trzeba.
Dr hab. Adam Tarnowski - ur. 1965, adiunkt w Katedrze Psychologii Poznawczej Uniwersytetu Warszawskiego. Magisterium 1989, Wydział Filozoficzny, ATK, doktorat 1998, Wydział Filozofii UJ. Habilitacja 2010 UW.
Wywiad powstał przy współpracy z firmą Emano.
Komentarze 34
Hahaha przechodzilem to dwa razy. Raz w polszy raz w uk :) wole w polszy zaplacic za kurs niz tu uczyc samemu :)) pozdro dla goracych babek za kolkiem :)
Czemu nie zaplacisz za kurs tutaj? Nie bedziesz musial uczyc. Mnie tez denerwowalo na poczatku jak moj maz robil mi uwagi za kierownica, ale podeszlam do tego konstruktywnie i staralam sie jezdzic "jak facet". Pewnosci siebie nabralam prowadzac samochod SAMA, od wielu lat mam wlasny samochod i robie 3 razy tyle kilometrow niz moj maz wiec argument "wyjezdzenia" zniknal. Ja zreszta tez robie mu rozne uwagi na drodze, szczegolnie gdy prowadzi moj samochod. Nienawidze gdy maz nagle mowi "Uwazaj!" - to dziala na mnie jak plachta na byka. Przeciez ja uwazam do cholery!
Baby som gupie ;)
@2
iwand
podwaz jeszcze jedna jego 'kompetencje" i bedziesz rozwodka:)
W MOIM samochodzie nikt nie ma zadnych kompetencji, z wyjatkiem mnie. W moim samochodzie ja jestm nauczycielem a kierowca uczniem. Jak on sobie prowadzi jego samochod, ja sie nie wtracam. Ale jak moim jedzie 30 mph i przelacza na 4 bieg to dostaje tantrum... A o moje malzenstwo sie nie martw, my sie jednak troche lubimy...