Zabierz kolegów Anglików do Polski na wakacje. Oprócz nadwiślańskich krajobrazów możesz uraczyć ich pysznym obiadem. I wcale nie muszą to być ruskie pierogi i bigos za którymi Anglicy z reguły nie przepadają. Zwiedzając stolicę wskoczycie na „tradycyjnie brytyjskie“ fish 'n‘ chips i każdy poczuje się jak w domu.
Na ulicy Koszykowej 30 znajdziesz bar z szyldem Fish and Chips Traditional British Fast. Serwują tam ryby w panierce, frytki i puree z zielonego groszku. Na stolikach nie stoi keczup lecz ocet słodowy. Warszawski „chippie” nie powinien zawieść Anglika, można tam oprócz ryby najeść się bekonem sprowadzanym prosto z Wysp, a nawet skosztować peklowanych jajek. Zamieszkali w Warszawie Anglicy wpadają na Koszykową po lunch, a wieczorami stojąc przy barze nad kuflem piwa opowiadają z dumą o tym jak brytyjska ryba z frytkami skropionymi octem podbija serca Polaków.
Dorsz w panierce z kawałki ziemniaków smażonych na głębokim oleju to danie skomponowane przeszło 150 lat temu. W 1858 r. w Oldham John Lees otworzył pierwszy sklepik z fish ‘n’ chips. Od tamtego czasu w Wielkiej Brytanii powstało ponad 11 tys. tego typu miejsc. Ta pożywna, aczkolwiek mało wysublimowana potrawa zrobiła karierę w Australii, Nowej Zelandii, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, a od niedawna można zajadać się nią nad Wisłą. Fish ‘n’ chips na Koszykowej to zaraz po ambasadzie jeden z najbardziej brytyjskich zakątków Warszawy. Dlatego tym trudniej oswoić się z myślą, że ryba w cieście z frytkami nie jest taka brytyjska jak nam się wydaje. Zajmujący się tematem imigracji i przenikania tradycji prof. Panikos Panayi z Laicester ośmielił się obalić brytyjski rodowód fish ‘n’ chips.
W książce „The Spicing Up of English Life“ Panayi twierdzi, że narodowa potrawa Anglików jest wynikiem pomieszania kulinarnych tradycji przywiezionych na Wyspy przez imigrantów. Prof. Panikos z uniwersytetu De Montfront śmiało dowodzi, że gdyby wiktoriańska Anglia nie wpuściła do siebie imigrantów, to nikt nigdy nie usłyszałby o fish ‘n’ chips. To dzięki imigrantom z Francji Anglicy poznali tajniki smażenia frytek, a od społeczności żydowskiej nauczyli się jeść ryby, tak popularne w kuchni koszernej. Pochodzący z imigranckiej rodziny Panayi, syn Maltanki i piekarza z greckiego Cypru głosząc teorie o niebrytyjskim rodowodzie fish ‘n’ chips nie zyskuje sobie wśród Brytyjczyków grona zwolenników. Na początku tego miesiąca w tekście „Pride and prejudice: The Victorian roots of a very British ambivalence” opublikowanym w „The Independent” pozwala sobie na jeszcze więcej złośliwości. W sprawie kulinarnej kreatywności Wyspiarzy zasugerował, że dzięki Francuzom powstały na Wyspach najlepsze restauracje, a gdyby nie wpływy tradycji kulinarnych z całego świata Anglicy nadal jedliby bez smaku i tylko po to, aby nie umrzeć z głodu.
Komentarze 45
' Anglicy nadal jedliby bez smaku i tylko po to, aby nie umrzeć z głodu.'
i wszystko na temat
brytyjczycy jedza byle co i byle jak, forma podania posilku nie ma dla wiekszosci zadnego znaczenia, tak samo jak ich wyglad (patrz breja ziemniaczana pomieszana z miesem mielonym)
kiedys zaprosilem szkotow i do obiadu postawilem swiece to zrobili wielkie oczy ze taki posh jestem...
"kiedys zaprosilem szkotow i do obiadu postawilem swiece to zrobili wielkie oczy ze taki posh jestem..."
urodziny syna dla szkockich kolegow
wyleczyly malzonke z takich imprez raz na zawsze
cos w tym jest...
"Warszawski „chippie” nie powinien zawieźć Anglika"
a gdzie ma ich zawieźć ?
Z tym jedzeniem, to nie tak do końca. Wszystko zależy z kim mamy do czynienia. Nie spodziewajmy się, że typowy mieszkaniec council flata i żywiciel Icelandu będzie miał "gust". Trzeba wziąć pod uwagę, że to dno społeczne, takie samo mamy w Polsce, ale nie każdy z nas miał z nim do czynienia na co dzień. Tu często wiele osób z racji wykonywanej pracy, jest skazana na przebywanie z taką klientelą, gdzie normalnie w PL nawet nigdy nie milei takich znajomych.
Stad biorą się utarte wypowiedzi, że to debile, pijusy itp.
Co do jedzenia. Pewnego razu zgadaliśmy się ze szkockim sąsiadem na grila. Bardzo sympatyczny facet, zawsze gadaliśmy jak wychodziliśmy na balkon. Przygotowaliśmy trochę jedzenia i jakieś polskie piwko. On, samotny Szkot narobił sałatek, różnych przysmaków, bynajmniej nie z Icelandu.
Warto spotkać też tych normalnych i nie szerzyć propagandy.
U nas klientela socjali, obszczane bloki to nie rzadkośc.
"Ta pożywna, aczkolwiek mało wysublimowana potrawa zrobiła karierę w Australii, Nowej Zelandii, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie,"
Nie wiem skąd dane o USA, ale każdy Brytyjczyk co jedzie na Florydę mówi, że było super, tylko fish n chips tam nie ma. Chyba, że mowa o frytkach z McDonalda.