Do góry

Brytyjczyk w polskim kinie

Po ostatnich, udanych dla polskiego kina, latach, naznaczonych nagrodami na międzynarodowych festiwalach oczekuje się, że nie tylko eksperci, ale też międzynarodowa widownia docenią polskie produkcje. Z perspektywy Wielkiej Brytanii można dostrzec stały i umiarkowany wzrost zainteresowania rodzimym kinem.

Jak kuchnia regionalna...

Od dawna zakorzeniona jest w nas, Polakach chęć porównywania się z innymi narodowościami pod względem rozwoju gospodarczego, politycznego czy kulturalnego. Nie inaczej jest w przypadku kina. Dlatego, gdy polski film ma się dobrze, liczymy, że zostanie to zauważone na arenie międzynarodowej, a w konsekwencji przełoży się na wzrost widowni nie tylko w Polsce, ale też zagranicą.

Na Wyspach nasza kinematografia już od kilku lat cieszy się stałym zainteresowaniem. Stałe zainteresowanie nie oznacza bynajmniej pojawiania się w czołówce najpopularniejszych filmów wyświetlanych w kinach. Nie oznacza też widowni równej produkcjom hollywoodzkim. Byłoby nieporozumieniem oczekiwać, że polskie filmy mogą zawojować wyobraźnię globalnego odbiorcy. Tak, jak kuchnia regionalna nie przyciągnie tylu konsumentów, ilu globalna sieć fast foodów.

Stałe zainteresowanie polskim filmem utrzymuje się na poziomie charakterystycznym dla całego kina europejskiego. Ma on swoje wąskie, ale wierne kręgi wymagających odbiorców. Dowodem na to są już nie tylko polscy widzowie uczestniczący w corocznych pokazach w ramach Festiwalu Filmów Polskich Kinoteka oraz East End Film Festival.

W poszukiwaniu sensu egzystencji

Co pociąga obcokrajowców w polskim kinie? Po pierwsze - temat. Podobnie jak film europejski w ogóle, polskie kino jest atrakcyjne dla wszystkich znużonych łatwą rozrywką i prostymi historiami z happy endem. – Obcokrajowców przyciąga wyszukane kino – zarówno jeśli chodzi o Polskę, jak i całą Wschodnią i Środkową Europę – twierdzi Mila Lipowicz, organizatorka sekcji polskich filmów East End Film Festival. – To nie będą komedie, ale filmy ciemne, psychologiczne, traktujące o egzystencjalnych problemach. Ludzie, którzy chcą poznawać kino innych krajów szukają w nim czegoś głębszego. Po drugie - znane nazwiska.

Filmy cenionego w Wielkiej Brytanii Jerzego Skolimowskiego prezentowane przez Instytut Kultury Polskiej w Londynie przyciągają widzów także poza sezonem festiwalowym. Wywiady z twórcą ukazywały się w „The Guardian” oraz programie radiowym BBC. Magia nazwiska zadziałała również podczas ostatniego East End Film Festival w przypadku filmu „Jestem Twój”. Choć Polacy na pokazie przeważali, to Lipowicz pamięta, że na seansie odsetek widzów angielskich był większy niż w przypadku pozostałych polskich filmów na festiwalu. W opinii organizatorki sekcji polskiej to zasługa znanego na całym świecie reżysera filmu Mariusza Grzegorzka.

Po trzecie - nagrodzone filmy. Takie stara się prezentować publiczności Marlena Łukasiak, Ekspert Filmowy z Instytutu Kultury Polskiej organizującego Kinotekę. – Nie można zignorować filmu, który uzyskał rozgłos na arenie międzynarodowej. Stąd bez względu na to czy mnie podobałby się na przykład „Królik po berlińsku” czy nie, uważam że naszym obowiązkiem jest pokazanie go, bo to jeden z najważniejszych filmów stworzonych w ubiegłym roku w Polsce – argumentuje Łukasiak.

Zadziwić widza

Kontrowersyjny temat czy nietypowa konwencja decydują o atrakcyjności każdego filmu. Potwierdzają to doświadczenia organizatorów wspomnianych wyżej festiwali. Film Artura Pilarczyka „Teraz i Zawsze” został nieufnie przyjęty przez kierownictwo East End Film Festival. Lipowicz wspomina, że nie łatwo było przekonać dyrektor festiwalu do postawienia na obraz, którego treść wydała się Brytyjczykom obca. – Jest to film o chłopaku, który odkrywa, że ma powołanie kapłańskie. Zrywa wtedy ze swoją dziewczyną i postanawia pójść do zakonu. Taka tematyka nie przemówiła do nikogo z osób zaangażowanych w organizację festiwalu – wspomina. Wobec tego przyjęcie filmu przez widownię, w tym jej angielską część, było zaskoczeniem dla samych organizatorów. – Kino było praktycznie pełne. Nie wiem ilu Anglików przyszło na seans, ale było ich więcej niż się spodziewałam, ponieważ Polacy przyprowadzili swoich znajomych. Kilku z nich po seansie chwaliło film. Pamiętam jednego, który dziękował mi za wybór, bo film dał mu wiele do myślenia i wniósł coś do jego życia – mówi Lipowicz.

Z kolei pokaz „Wojny polsko-ruskiej” w ramach ubiegłorocznej Kinoteki pomógł przełamać stereotyp polskiego kina jako tego, które skupia się na tragicznych historiach epatujących przygnębieniem. Mimo, a może właśnie dlatego, że film miał się nijak do wyobrażeń przeciętnego brytyjskiego widza o polskim kinie - odniósł sukces. – Po pokazie miałam wrażenie, że film został zrozumiany, bardzo się podobał, a widownia była mile zaskoczona – opowiada Łukasiak. – Pomyślała sobie: w Polsce nie robi się tylko depresyjnych filmów o problemach społecznych czy tematyce czysto politycznej, takiego „kina moralnego niepokoju”. Widać, że polskie kino jest tworzone przez inteligentnych ludzi. Jest w nim energia i próba szukania nowych formalnych rozwiązań.

Co z polskim kinomanem?

Czy w pogoni za uczynieniem naszego kina bardziej europejskim i rozpoznawalnym w świecie, polski widz nie zostaje zapomniany? Łukasiak zapewnia że nie. – Jesteśmy otwarci na wszystkie osoby, które chcą oglądać polskie filmy. Zależy nam na tym, żeby Polacy utrzymywali kontakt z rodzimą kulturą, bo oni są jej najlepszymi ambasadorami. Jednocześnie mamy poczucie, że łatwiej jest nam dotrzeć do polskiej publiczności niż do brytyjskiej, więc większym wyzwaniem jest przyciągniecie Brytyjczyków niż Polaków – przyznaje Łukasiak.

Polacy są atrakcyjnym segmentem widowni dla kin działających w miejscach zamieszkanych przez mniejszość polską. Te często dostosowują ofertę do jej oczekiwań. Właśnie dlatego powstała sekcja polska East End Film Festival mająca zaspokoić zapotrzebowanie Polaków na kontakt z ojczystą kulturą. – Festiwal jest jak firma, która musi na siebie zarobić. Jeżeli firma wie, że na rynku jest nisza, to stara się zaspokoić popyt. We wschodnim Londynie trwa popyt na polskie kino, bo jest tu duże skupisko Polaków. Dlatego program polski festiwalu układamy głównie z myślą o Polonii – charakteryzuje politykę organizatorów festiwalu Lipowicz.

Polscy widzowie nie muszą się obawiać, że zostaną zapomniani przez organizatorów festiwali - przecież to oni przede wszystkim zasiadają na widowni. Brytyjczycy stanowią na polskich seansach mniejszość, tak samo jak na seansach jakiegokolwiek kina europejskiego adresowanego do wymagającego widza. Należy jednak przyznać, że ta mniejszość w ostatnich latach systematycznie rośnie. Potwierdza to Łukasiak. – Myślę, że mamy taki zdrowy balans między polską, a brytyjską publicznością. Aczkolwiek z roku na rok mam wrażenie, że przychodzi coraz więcej Brytyjczyków. Wysiłki organizatorów zmierzające do promocji kina polskiego na Wyspach przynoszą rezultaty. To czy uznane zostaną za sukces, zależeć będzie od tego, jak ten sukces się zdefiniuje.

Komentarze