Raytoo
Nizoral w Polsce bez recepty, więc kupisz, kupisz. I nie tylko Nizoral. Właśnie od takich ograniczeń, czuję się traktowana jak dziecko. Chcesz mieć Melatoninę, bo pracujesz na noce, to leć do lekarza, bo on gdzieś to musi wpisać, a w ogóle być specjalistą neurologiem. Zjadłaś coś starego i potrzebujesz węgla aktywnego, żeby zaabsorbował toksyny, to tu nie widzieli i nie słyszeli. Musisz zregenerować sobie wątrobę lub nerki - nie ma czym, bo zioła to szamaństwo, więc wywalili je z rynku i z każdego specyfiku.
Młoda i piękna/piękny jesteś, to jeszcze nie znasz tego bólu :).
Antek_z_Zadupia
Dobrze mówisz - wódkę Ci można dać (ponoć też leczy...).
Od służby zdrowia najlepiej się trzymać z daleka, obojętnie w jakim kraju. A ostatnio czytałam (nie pierwszy raz), że też jak najdalej telefonów komórkowych, internetu i tv, bo wartość plemników spada i coraz większe mizeroty chorowite się rodzą, nie mówiąc o tym, że tendencja do niepłodności (męskiej) wzrasta.
Xylomena, raytoo z Antkiem sa oba mlode, piekne, jak i reszta tutejszego towarzystwa.
Ale ja jestem stara i brzydka, wszakze rozumu mi nie odebralo. I tym rozumem nie ogarniam: czemu uparlas sie emigrowac do UK. gdzie to, co wszak najcenniejsze - zdrowie i zycie - zagrozone na kazdym kroku, bo sluzba zdrowia to zbrodniarze ( albo wariaci, ale to tez niedobrze), co kalecza pacjentow i karmia truciznami.
Przeczytaj, cos naplotla w pierwszym poscie, liczac, ze Ci te ambaje na sucho ujda :)
Jeszcze cytat z tego, co zalinkowalas:
''organizacja OECD zaapelowała do brytyjskiego rządu, by zaangażował się w prewencję i bardziej efektywnie zwalczał palenie, niebezpiecznie wysoką konsumpcję alkoholu i otyłość, które najbardziej przyczyniają się do utraty zdrowia wśród mieszkańców Wysp''
Jesli czytamy ze zrozumieniem, to widzimy, w czym sie upatruje glowne przyczyny utraty zdrowia. NIE jest to brak lekow bez recepty, smiertelny czopek,konserwant zywnosci czy kiepska jakosc jaj. NIE jest to podlosc czy glupota brytyjskich lekarzy, jak sugerujesz.
Jest to styl zycia, ktory sobie wielu wybiera, bo lubia i ich stac. A ze potem NHS trzeszczy? To juz temat na inna dyskusje.
harrier
Spokojnie jak na wojnie. Gdyby ludzie z każdego kraju uciekali przez stan medycyny (nauka dynamiczną jest, jak w każdej dziedzinie), to miejsca na planecie mogłoby nie starczyć.
Najwyższych wartości też za mnie wybrać nie możesz (ani za nikogo), choćbyś mi i złoiła skórę na mokro, z powodu nie przypadnięcia Ci do gustu moich tekstów.
no musze przyznac, ze nie sa to teksty najwyzszych lotow, czasami musze przeczytac ze trzy razy by zrozumiec autora a raczej to co chcial osiagnac a i do teraz nie wiem jaki jest cel tego tematu, zeby nie chodzic do GP? zeby sie samemu leczyc bo Polak potrafi i babcie na grype sok malinowy dawaly czy co ?
#59
ok, spierac sie mozna a nawet trzeba, emocje w dyskusji tez nieraz potrzebne, ale ublizanie i ataki personalne tylko odstraszaja delikatniejszych userow ktorzy czesto maja ciekawe spojrzenie na jakis temat ale boja sie cokolwiek napisac
leczenie w UK
mysle ze pewne wypaczenia, ktore nam sie wydaja nieudolnoscia lekarzy, to przede wszystkim liczenie pieniedzy przez GP, w Polsce zaczyna sie podobnie, na kazdego zarejestrowanego pacjeta przypada pewna kwota od NHS, dlatego im mniej GP wyda platnych skierowan do specjalistow czy na badania, tym wiecej zostanie w postaci zysku
druga sprawa to mentalnosc Brytyjczykow, lekaze przede wszystkim lecza tak zeby pacjent nie mial podstaw do zlozenia pozwu w sadzie o odszkodowanie za blad lekarski, to wsztystko razem wziete doprowadza nieraz do absurdalnych sytuacji
w moim wypadku, mialem problem z lekarzami w jednej z przychodni, przenioslem sie do innej (tam gdzie jest nasza polska pani doktor) jest tam wspomniana pani doktor i pewien Szkot, chyba wlasciciel tej praktyki, niepozorny czlowiek z bardzo rozlegla wiedza medyczna i naprawde dobrym podejsciem do pacjeta, nasza pani doktor tez jest wspanialym lekarzem, problem z nia jest jednak taki ze jest moim zdaniem bardzo atrakcyjna i jak ja widze zapominam co mi dolega
mysle ze czynnik ludzki ma duze znaczenie i tu i w Kraju
@Xylomena
Nic nie mowilam, zeby ludzie mieli skadkolwiek uciekac ze wzgledu na stan medycyny. Rzecz w tym, ze przybylas tu dobrowolnie i strasznie marudzisz, ze nie ma w UK lekow, ze lekarze szkodza i kalecza, ze zarcie bez wartosci - to sa wszystko glupstwa bez pokrycia.
Juz nawet pal szesc, ze to glupstwa szkodliwe - jesli ktos wezmie powaznie Twoje wywody, to sam sobie winien.
Ale jeszcze i glupstwa nieeleganckie - to nie jest pierwszy watek, gdzie demonstrujesz 'polskie' poczucie wyzszosci nad ciemnym brytyjskim ludem, wiec postanowilam Cie troche ukrocic, zebys sie nie rozpedzala :))
O nieznajomy!
Zgadzam się, że nie ma to jak czynnik ludzki w każdym zdrowieniu :).
Harrier
Postanawiaj sobie, co chcesz, ale w sumie to interesujące, jak Ty możesz mnie ukrócać swoim gadaniem. Mam się Ciebie spodziewać z jakimś mieczem, że przyjdziesz mnie skrócić o głowę? :)
Suzi123
Rozumienie własnych słów, to baza pocztalności, więc tego się trzymaj, bo dopiero przestwienie tej kolejności jest niebezpieczne.
A do dawania wyrazu zawodu zawodu tą kulturą udzielam sobie prawa, bo jestem Polką - kimś wychowanym w kulturze czci wobec Zachodu. Nie ma to nic wspólnego z zawodem ludźmi, poczuciem wyższości na kimś, bo ludzie na całym świecie są tacy sami, czyli różni (nazwy narodowe, których użyłam, to tylko synonimy do uproszczeń).
Moim szokiem kulturowym, to bynajmniej nie jest to, że nie znam imprez urodzinowych dla dzieci w McDonaldach (bo bynajmniej - jest to standard w Polsce i trzeba tam nie być ze 20 lat, żeby o tym nie wiedzieć), albo tego, że dzieci urządzają sobie w weekedy wspólne spotkania na maratonach filmowych i nocują potem na podłogach pokotem (dom mi pękał w szwach, bo miałam tych dzieci czworo) - jak na Emito jakaś pani psycholog przekonywała chyba samą siebie - ale raczej to, że wszystko co miałam za swoją kulturę okazuje się być kulturą czyjąś, a nie moją i teraz tej swojej dopiero muszę wypatrywać, czym jestem specyficzna jako Polka. Co innego jako człowiek, bo mam się za silną osobowość, która od byle zagrożenia nie nabiera wody w usta, pomimo łagodnego charakteru, więc z tym problemów nie mam.
A Brytyjczyk miałby odwrotnie. Zasiadłby przed polskim tv i zobaczyłby swoją ramówkę, wszystkie gadające głowy w tych samych blokach, co u siebie, poranne pichcenie w studio, odmienianie restauracji na lepsze, odmienianie mieszkanek na ekranie, ogródków, te same rozrywki i sposób spędzania czasu, ta sama muzyka i tardycja kultywowania tych samych gwiazd, te same filmy, te same książki, podręczniki, teorie naukowe i uznawani naukowcy (tylko języka by nie znał, żeby to wiedzieć). Akcent polski tak mizerny, że nawet by nie zauważył; chyba, że radio Zet włączyłby w środku nocy, kiedy redakcja ma wolne i kiedy leci tylko polskimi piosenkami, za które nikt nie zapłacił, żeby lansować.
Zresztą miałby wrażenie bycia u siebie nie tylko w Polsce, bo jak pojechałam na wakacje do Norwegii, to identyczna głupawka - nic tam swojego nie mają poza skansenami, cała kultura z kanonu angielskojęzycznego.
Fajnie, bo standard europejski? G.- fajnie! Ich ekspansji bez fizycznego przemieszczania (emigracji) można mieć bardziej po dziurki w nosie, niż to co oni mają do znoszenia z emigrantami, którzy w gruncie rzeczy nic swojego nie wnoszą (nie licząc białych skarpetek do sandałów) i niczego im nie zmieniają.
A jak na nich odrobinę powybrzydzam dla odreagowania ich dominacji, to korona im z głowy nie spadnie, bo mi to tylko tyle już zostało (zresztą każdy Polak lubi krytykować struktury i systemy, włącznie ze swoimi).
temat wrocil do zdartego juz stereotypu, wsrod nowoprzyjezdnych lub jeszcze nieogarnietych w tutejszych realiach, my, swiadomi, wszystkowiedzacy Polacy i oni, nieokrzesani gupi Brytole, Szkoci itp.
To my jestesmy w gosciach i powinnismy sie dostosowac do panujacych u gospodarza zwyczajow, tu nie jest w modzie podwazanie zdania lekarza, jest to grupa ludzi zaufania spolecznego ktora ma szacunek wsrod miejscowych, nawet jak gdzies sie zdazy niedouczona czarna owca to calosc jako taka trzyma poziom co potwierdzaja moje osobiste doswiadczenia jak i rowniez znajomych. Zawsze mozna kupic bilet do Polski i u swojej ulubionej lekarki miec wypisane sterte lekow, na tutejsze place nie sa to jakies bajonskie sumy i czlowiek jest uspokojony ale po co?
Zalecam wieksze zaufanie do tutejszej sluzby zdrowia a, ze klimat tez sprzyja (morskie powietrze) to nie chorowaniu.
#85
nie chodzi w temacie o lekarzy. polscy sa jedni z najlepszych na swiecie. chodzi o swiadomosc pacjenta. taki temat?
idzie polak do GP z przeziebieniem dostaje paracetamol, wkurwiony. w Polsce dostaje antybiotyk leki oslonowe witaminy itd. happy. 200pln do tylu.
polski pacjent wie co to wirus? na co dziala antybiotyk? wielgachne plakaty wisza u GP "nie pros o antybiotyk"
why? dlaczego? warum?
Kuba 2010...to pewnie pytanie retoryczne co?Bierzesz Pan i lecisz do Katowic na przyklad.Wybierasz pierwszy lepszy gabinet (ale lepiej lepszy),ubierasz sie w gajerek,fryz na brylantyne(czy czym to ty tam smarujesz),zachodzisz i od wejscia wolasz machajac trzema dwusetkami :panie doktorze,panie doktorze,ratuj pan...kanałowke pilnie potrzebuje....samolot do glesgoł za godzine a tak mnie rypie ze zara zejde..!!
Nosz i masz po godzinie nie dosc ze zrobione wogole to jeszcze dokladnie i bez bolu...Chociaz nie powiem..Jak mialam raz kanalowke tu w Dundee to ciapaty nie dosc ze zrobil za raz to i nie bolalo
Co kraj, to inna kultura medyczna, a czasem cała filozofia leczenia (ach, żeby wszędzie były pensje tylko za wyleczonych pacjentów). I o dziwo nawet w obrębie Europy, gdzie działają podobne koncerny medyczne, te same czapy nad przemysłem farmaceutycznym i ujednolicony pomiar skuteczności służby zdrowia, taka kultura się różnicuje.
To jak leczy się Brytyjczyk, a Polak, to ogromna różnica. Jeden nie kontroluje, co z nim robią w celu „wyleczenia”, a drugi bardzo, bo na ogół sam umie to robić sprawnie. A z całą pewnością umie zdiagnozować lekarzy umiejących leczyć, a - nie.
Taki efekt powstaje czasem z przyczyn nie zamierzonych, jak np. łatwy (bezpłatny) a trudny dostęp do leków, przez który trzeba się interesować zamiennikami, składem i sposobem działania. Czasem przez celową edukację – Polak ma wpajaną biologię człowieka od podstawówki, z działaniem poszczególnych narządów i witamin na organizm, niektórymi chorobami, robaczycami, profilaktyką zdrowotną; Brytyjczyk - nie jest tego uczony i musi wskoczyć na najniższy szczebel kierunkowy, żeby w ogóle zetknąć się z pojęciem fizjologii, enzymów, hormonów, czy choćby komórki. No, a zasadniczo przez inny standard leczenia, w którym Polak ma samoleczenie zadawane przez pierwsze trzy dni choroby, swojej, czy dziecka, bo przyjście do lekarza wcześniej jest jak nadużycie. Nie ważne jak bardzo gorączkujesz – skoro od dzisiaj, to nie zawracaj głowy, tylko się lecz człowieku, albo powiedz, co na tą gorączkę dawałeś dziecku, bo chyba nie czekasz z założonymi rękoma, aby ci wykitowało.
I chociaż nawet polscy lekarze nie przepadają za swoim własnym dziełem, czyli pacjentami świadomymi, to z całą pewnością mają ich dzięki temu mniej na sumieniu. Nie przez pomiar śmiertelności, ale tej wolności wyboru, czym i jak się leczyć.
Brytyjczyk, choćby chciał być samowystarczalny medycznie jak Polak, to nie ma takiej możliwości. Nie ma takiego dostępu do leków bez recepty jaki jest w Polsce. A w ogóle łącznie z tymi co na receptę, to w jego kraju występuje niemal zupełny brak leków – same syntetyki i trutki. Bazują na likwidacji objawów, otumanianiu zmysłów i znieczulaniu bólu, pozbawiwszy się wszelkich wyciągów ziołowych i tego co leczy. Myślisz, że kupujesz czopek na żylaki odbytu, żeby ci obkurczyło i wsiąkło jak w Polsce, a to tylko sama gliceryna z nowokainą do znieczulenia odbytu i wywołania ewentualnego zawału, choć z nazwy na hemoroidy. Próbujesz pokonać stan zapalny dróg moczowych, które przeziębiłeś, to według nich ma ci na to pomóc konserwant żywności E331 sprzedawany jako środek medyczny do tego celu. Itd. Z ich leków nie masz wyboru jak zrobić sobie więcej szkody, niż pożytku. Gwarantowane kalectwo i dożywotni pacjent.
Albo jakim cudem w tym kraju nie wkopać się w problemy z tarczycą po kilku latach mieszkania (z chorą w ogóle nie radzę ryzykować przyjazdu), jak mleko wyjaławiają, że nic w nim nie ma poza białkiem, w jajach jodu nie ma, bo nie karmią kur trawą, a soli nie jodują, bo są mądrzejsi od światowej organizacji zdrowia i pewni, że mają ten pierwiastek pod dostatkiem w nadmorskiej ziemi. Tyle, że jedzenie sprzedają wykarmione syntetycznie lub importowane, z wyjątkiem baraniny. To weź się teraz przestaw Polaku na barany…