Do góry

Problemy ze wzajemnym zaufaniem: konsultacje rządu UK z Polakami (felieton)

W październiku i listopadzie 2017 roku ambasada Wielkiej Brytanii w Polsce zorganizowała serię konsultacji z przedstawicielami polskiej społeczności w Wielkiej Brytanii. Na spotkaniach można było porozmawiać z pracownikami Departamentu ds. Brexitu oraz pracownikami Home Office. Konsultacje ujawniły fundamentalny brak zrozumienia wzajemnych potrzeb – ze strony brytyjskiej i polskiej. Z brakiem zrozumienia łączy się brak zaufania.

Część otwarta, część zamknięta

„Kupa frazesów i zero konkretów”, „ciastka pojedli, herbatkę wypili” – to były niektóre komentarze polskiej społeczności na relację z konsultacji.

Na spotkaniu faktycznie serwowano przekąski. Po części oficjalnej, z kieliszkiem wina w dłoni, można było rozmawiać z urzędnikami odpowiedzialnymi za projektowanie formularzy, które jako obywatele UE w Wielkiej Brytanii w przyszłości będziemy wypełniać. Usłyszeć, jak kontrolowanie imigracji w kraju wygląda od tej drugiej strony, a także dać wskazówki, co powinno znajdować się w formularzach, by były jak najprostsze do wypełnienia. Zwrócić uwagę na to, które aspekty obecnego prawa unijnego są dla nas szczególnie cenne. Urzędnicy państwowi nie mogli sobie pozwolić na podawanie niesprawdzonych infromacji, ale skrzętnie notowali uwagi zgromadzonych.

Nie wszystkie części spotkania były równie pomocne. Podczas części otwartej dla mediów, na której w Edynburgu i Brimingham głos zabierali ambasador Wielkiej Brytanii Jonathan Knott i Anna Clunes, dyrektor wydziału Institutions & Member States, a w Londynie Joyce Anelay, wiceminister ds. wyjścia z Unii Europejskiej, padały głównie ciepłe słowa ze strony oficjeli, którzy nie mogli obecnym złożyć absolutnych gwarancji co do ich przyszłości.

Błędem ze strony ambasady i organizatorów konsultacji było być może zamknięcie części spotkania dla mediów

Błędem ze strony ambasady i organizatorów konsultacji było zatem być może zamknięcie części spotkania dla mediów. Zwłaszcza, że była to właśnie ta część, na której padały konkretne pytania i ocenić można było wiarygodność i profesjonalizm odpowiadających na zapytania urzędników. Organizatorzy tłumaczyli zamknięcie spotkania potrzebą zapewnienia uczestnikom komfortu i anonimowości.

Ważniejszym argumentem mógł być jednak fakt, że ustalenia dotyczące praw imigrantów unijnych w UK dalej wiszą w powietrzu, a wspomniane formularze są na etapie projektowania. Dalej niewyjaśnione są do końca założenia, które będą przyświecać wdrażaniu statusu osoby osiedlonej w kraju, a zatem przedstawianie konkretnych wzorów zgromadzonym byłoby nieodpowiedzialne. Strona brytyjska chciała zapewne uniknąć sytuacji, w której jedna z wielu wstępnych propozycji zostaje źle zinterpretowana, przedstawiona jako obietnica, zrozumiana jako fakt i przeradza się w dezinformację. W efekcie jednak być może zgubili wizerunkowy sens organizacji podobnego spotkania.

Okrągłe frazesy a brutalna prawda

Bo nie tylko Brytyjczycy podchodzili do drugiej strony ze sceptycyzmem.

Moje pytanie brzmiało: co zamierzacie zrobić z naszym nadszarpniętym zaufaniem? Co z osobami, które po referendum w sprawie Brexitu poczuły się tu niechciane? Jak odbudować te więzi? Sprawić, byśmy nie tylko tu zostali, ale chcieli tu zostać?

– opowiadała jedna z uczestniczek spotkania. Dodała też, że problem z brakiem zaufania do rządu jest wśród polskiej społeczności głębszy: „Mamy wyniesiony z kraju uraz do urzędów, wystarczy porównać polską a brytyjską skarbówkę: w Polsce za błąd w zeznaniu podatkowym dostaje się grzywnę. W Wielkiej Brytanii – prośbę o wyjaśnienia. Chciałam przekazać urzędnikom, że będą musieli to wziąć pod uwagę prezentując proces rejestracji Polakom”.

Nie interesowały mnie okrągłe frazesy, które padły na początku. Mimo to cieszę się, że przyszłam, bo naprawdę czuję, że zostałam wysłuchana. Przyszłam tu nastawiona sceptycznie, natomiast okazało się, że było to ciekawe spotkanie, bo to, co mam do powiedzenia, moje obawy i wątpliwości, są naprawdę cenne dla osób projektujących ten proces, często niezdających sobie sprawy z tego, jak to wygląda z naszej perspektywy, z czym możemy mieć problemy. Skąd mają wiedzieć, jeśli im nie powiemy?

– mówiła kolejna.

Obecna na konsultacjach specjalistka ds. komunikacji jednego ze szkockich uniwersytetów podsumowała:

„To jest różnica kulturowa. Brytyjczycy organizują to spotkanie, bo chcą być mili. Polaków z kolei nie interesują puste słowa”

To jest różnica kulturowa. Brytyjczycy organizują to spotkanie, bo chcą być mili. Polaków z kolei nie interesują puste słowa i w nosie mają warsztaty liderskie – ta część spotkania była słaba. Wolałam, gdy słyszałam konkretną i szczerą odpowiedź na konkretne pytanie: „tego nie wiemy, nad tym pracujemy. A w tym i tym aspekcie potrzebujemy waszej pomocy”. Dlatego właśnie to spotkanie miało sens.

Nie wszyscy członkowie polskiej społeczności zdają się jednak podzielać pogląd, że wyrażanie swoich pytań i wątpliwości w obecności drugiej strony ma jakikolwiek sens lub że na tym polegać może idea „konsultacji społecznych”.

Wielu Polaków nie interesuje sam fakt, że ktoś wyciągnął do nich dłoń, a konsultacje się odbyły. Z powodu sceptycyzmu wielu zapewne nie zaprzątnęło sobie głowy rejestracją na spotkanie. Można się domyślać, że milczący nieobecni chcą konkretów do ręki i mieć cały proces z głowy, nie wnikając na przykład w takie górnolotne zagadnienia jak: kto powinien mieć dostęp do ich danych osobowych, przesyłanych w formularzu o przyznanie „settled status”?

Konsultacje mogłyby mieć zatem faktycznie więcej sensu, gdyby ich przebieg był w całości otwarty, a one same objęły tym samym szersze grono odbiorców. Być może polska społeczność w UK faktycznie doceniłaby szczerą wypowiedź wysokiego rangą urzędnika, o tym, że „jeszcze nic nie wie, ale jak się dowie, to wy tu obecni dowiecie się pierwsi”. W zamian dałaby Brytyjczykom to, czego ci potrzebują: porady i głos ze strony społeczności, która ma prawo czuć się zaniepokojona Brexitem. I w rezultacie poprawę wizerunku.

Sens konsultacji

Nie da się ukryć, że na spotkaniu było trochę świecenia oczami. Obecni na nim przedstawiciele administracji odpowiedzialni za przygotowanie Brexitu, znajdowali się pomiędzy młotem a kowadłem. Z jednej strony negocjatorzy premier May, politycy ścierający się o władzę oraz przeciągający negocjacje z Unią, niepodający konkretów. Z drugiej strony społeczność, dla której trzeba przygotować odpowiednie nowe procesy, co jest możliwe tylko przy jej współpracy.

Polacy – społeczność, która chciałaby rozwiązania całego problemu po swojej myśli, ale bez swojego udziału.

Społeczność, która chciałaby rozwiązania całego problemu po swojej myśli, ale bez swojego udziału. Która po Brexicie czuje się niechciana i która w ogóle z gruntu nie wierzy, że podobne spotkania odbywają się po to, by ktokolwiek kogokolwiek wysłuchał.

Z drugiej strony, Brytyjczycy zdecydowanie wyciągnęli w stronę Polaków w UK dłoń. Czy sama organizacja konsultacji i próba porozmawiania z nami twarzą w twarz nie jest próbą zrozumienia naszej specyfiki? By przyjść na spotkanie, wystarczyło wysłać wiadomość e-mail – po polsku lub angielsku – na adres ambasady. Organizatorzy oferowali częściowy zwrot kosztów podróży. Oraz, szczegół, wkład w budowanie naszej przyszłości po Brexicie.


Czytaj więcej:

Komentarze 11

astroman
8 078
astroman 8 078
#124.11.2017, 16:45

Ja nadal nie rozumiem w jakim sensie są to konsultacje, skoro decyzje na temat proponowanego statusu obywateli EU już dawno zapadły i są przedmiotem negocjacji.

Z tego tylko powodu, nie jest to żadne wyciąganie dłoni, tylko pusty gest w dodatku po niewczasie.

No chyba, ze to konsultacje na temat tego czy formularz poświadczający prawo pobytu będzie miał 2 czy 4 strony i czy powienien być drukowany czerwoną farbą czy niebieską, by nie stresować aplikantów ;).

Profil nieaktywny
Detektor
#224.11.2017, 17:01

#1. "skoro decyzje na temat proponowanego statusu obywateli EU już dawno zapadły i są przedmiotem negocjacji.".

Bez sensu.

Skoro już zapadły decyzje, to jak mogą być przedmiotem negocjacji??

astroman
8 078
astroman 8 078
#324.11.2017, 17:08

at 2

Dezycje na temat propozycji (proponowanego statusu) zapadły, a końcowe decyzje są przedmiotem negocjacji.

Czyli jak najbardziej z sensem.

astroman
8 078
astroman 8 078
#424.11.2017, 17:10

Oczywiście są przedmiotem negocjacji ze stroną EU, a nie przedstawicielami obywateli EU w UK.

Profil nieaktywny
Detektor
#524.11.2017, 17:14

No teraz to się nie mam czego czepić ;-)

pozyczona
11 711
pozyczona 11 711
#624.11.2017, 18:42

Jakie wino bylo...?

astroman
8 078
astroman 8 078
#724.11.2017, 18:45

Tanie, bo dziura budźetowa ;).

pozyczona
11 711
pozyczona 11 711
#824.11.2017, 18:57

Jaki szczep winogron....bo moze cos stracilam....;)

Arthur
278
Arthur 278
#924.11.2017, 19:25

Zastanawiałem się czy się zarejestrować i przybyć na spotkanie. W końcu uznałem, że nie warto. Dlaczego? Bo nie wierzę, że ktokolwiek weźmie pod uwagę to co myślimy, to tylko taki PR. Gdyby ktokolwiek się z nami liczył dostalibyśmy prawo głosu w referendum ws. Brexitu. Nie dostaliśmy. Pokazano nam nasze miejsce w szeregu. Nie wierzę temu rządowi, dziś mówi jedno, jutro powie drugie. Zawsze musi być na wierzchu interes Anglii. Poczytajcie historię. Nie liczy się Szkocja, ani Irlandia Płn, tym bardziej jacyś przybysze z UE. Rule, Britannia! Pani Teresa pozbawiła wszystkich złudzeń co do swej osoby (nie tylko nas, ale zwykłych Brytyjczyków) swoją postawą po pożarze Grenfell Tower. Ona nigdy nie stanie po stronie zwykłego obywatela. Jedyna szansa dla tego kraju to upadek torysów...

rogov
21
rogov 21
#1024.11.2017, 20:07

Te konsultacje to masło maślane...Jesienią 2018 UK zostanie postawiona pod ścianą i podpisze wszystko,co jej podsuną negocjatorzy z ramienia UE w zamian za dostęp do rynku unijnego.

Inaczej kryzys zacznie się szybciej niż przewidują poważni i niezależni eksperci ekonomiczni.A kryzys jest pewny !!!

nshadow.
3 372
nshadow. 3 372
#1124.11.2017, 21:49

Konsultacje publiczne się robi jak już jest plan, strategia czy wytyczne. To co się tam odbyło to jedynie karta na brukselski stół negocjacyjny pt paczta jak nam zależy na waszych ziomkach aż się ich pytamy jaki wolą kolor formularza (i mam nadzieję że nie opaski na ramie).

Ci co przyszli chyba by bardziej na tym skorzystali gdyby byl chociaz jakis gosciu z garnkami czy innym termomixem.