Do góry

Droga jest moim domem. Rowerem dookoła świata - wywiad z Tomaszem Chyzińskim

Pięć kontynentów, 46 odwiedzonych państw, blisko 50 tys. pokonanych kilometrów i cztery długie lata spędzone w rowerowej podróży marzeń. To liczby Tomasza Chyzińskiego, polskiego podróżnika mieszkającego i pracującego w Edynburgu, który w rozmowie z nami opowiada o swojej pasjonującej historii.

Bohater rozmowy i jego rower. Fot. Tomasz Chyziński

Krzysztof Mielnik-Kośmiderski: Co sprawiło, że pewnego dnia zdecydowałeś się wsiąść na rower i ruszyć w podróż dookoła świata?

Tomasz Chyziński: Zawsze tęskniłem za przygodą, zawsze mnie gdzieś ciągnęło. Niedawno nawet moja mama przypomniała mi, że urodziłem się w dniu, w którym przypada Światowy Dzień Turystyki, czyli 27 września. Zamiłowanie do takiego stylu życia było mi już więc chyba pisane. A dlaczego akurat rower? Pewnie przez to, że dzięki niemu podróżowanie staje się łatwiejsze, bardziej dynamiczne, a mimo tego wciąż łatwo o utrzymanie ciągłego kontaktu z ludźmi i przyrodą. Podróż na rowerze umożliwiała także wzięcie znacznie większego bagażu. Na pieszą wędrówkę nie zdecydowałbym się przede wszystkim dlatego, że tempo byłoby wówczas dla mnie zbyt wolne.

Jak wyglądało wcześniej Twoje podróżnicze życie?

Na tyle, na ile pozwalały mi okoliczności i możliwości finansowe danego okresu, starałem się podróżować jak najwięcej. Począwszy od weekendowych wypadów w okolicach Wałbrzycha, z którego pochodzę, poprzez projekty, na których realizację pozwalały mi ramy urlopu: wyjazd do Kenii połączony z wejściem na Kilimandżaro, do Mongolii, gdzie podróżowałem autostopem, czy rowerowy przejazd na północ Norwegii.

Na ile powyższe doświadczenia pomogły przygotować Ci się do tej największej wyprawy?

Dwoma kamieniami milowymi okazały się Kilimandżaro i wyprawa na Nordkapp. W pierwszym przypadku był to rok 1998. Wtedy jeszcze nie podróżowało się tak łatwo, jak dziś. Koszt krótkiego wyjazdu był astronomiczny, a długi musiałem spłacać przez kolejne lata (śmiech). Był to jednak moment dla mnie decydujący. Kolaż elementów złożonych z egzotycznej przygody, wspinaczki, zgłębiania innego świata… Kompletnie nowe, niezwykle mocne doświadczenie. To niezwykle mocno motywowało do podjęcia kolejnych kroków.

Skandynawia stanowiła drugi z kamieni. Pojechaliśmy z przyjaciółmi rowerami na Nordkapp, najdalej wysunięty na północ przylądek Europy. Założenia i plany były bardzo odważne, tylko nie przewidzieliśmy jednego - niedoboru pieniędzy. Optymistycznie założyliśmy, że jakoś tam będzie. W efekcie już w połowie drogi nasze kieszenie świeciły pustkami. Zaczęliśmy zbierać plastikowe butelki z pobocza drogi. Oddawaliśmy je do supermarketu. Drobnych wystarczało na płatki owsiane, a w porywach jajko czy cebulę. To doświadczenie dało mi siłę i świadomość, że może czasem bywa ciężko, ale skoro można przetrwać pomimo wszystko, to zasadniczo nie ma się o co martwić.

Jak długo przygotowywałeś się przed wyruszeniem w drogę?

Przez dwa lata zbierałem pieniądze, pracując w Wielkiej Brytanii. Zacząłem w roku 2004, jako elektryk. Właśnie weszliśmy do Unii, Polaków na Wyspach było niewielu, więc o pracę było naprawdę łatwo. Ofertę znalazłem przez Internet. Nie mówiłem wtedy prawie w ogóle po angielsku, więc rozmowa telefoniczna z moim przyszłym pracodawcą wyglądała następująco: nagrywałem to, co mówił, przerywałem rozmowę, tłumaczyłem. Po sformułowaniu odpowiedzi układałem ją sobie po angielsku i nazajutrz kontynuowaliśmy rozmowę. Dogadywaliśmy się tak przez kilka dni (śmiech). Brytyjczycy byli wówczas bardzo cierpliwi wobec obcokrajowców, na gwałt potrzebując taniej siły roboczej.

Po roku przeniosłem się na Orkady. Duch przygody ciągnął w dzikie tereny. Pamiętam, że kobiecie zatrudniającej mnie przez telefon opuściłem nawet nieco ze stawki. Chciałem koniecznie poznać te nowe dla mnie obszary.

W wolnych chwilach czytałem mnóstwo książek o miejscach, w które mógłbym pojechać. W związku z tym, że zależało mi na towarzystwie w czasie podróży, zamieściłem w Internecie ogłoszenie. Zgłosiła się dziewczyna z Niemiec, Kathrin. Po ustaleniach telefonicznych sprecyzowaliśmy, gdzie tak naprawdę chcielibyśmy jechać. Początkowo myślałem o Azji, gdyż można się tam dostać drogą lądową. Kathrin stwierdziła, że skoro zbliża się zima, dobrze byłoby spędzić ten czas w ciepłym miejscu. Padło na Amerykę Południową.

Towarzystwem niemieckiej koleżanki nie cieszyłem się zbyt długo. Rozstaliśmy się jeszcze w Czechach, gdzie ze względu na chorobę musiałem zatrzymać się na kilka tygodni. Idea kontynuowania podróży w Ameryce pozostała jednak ze mną.

Rezygnacja Kathrin była dla Ciebie bardzo trudnym doświadczeniem?

Na początku tak. Po tym rozstaniu postanowiłem postarać się o nowego towarzysza. Umieściłem ogłoszenia. Czekałem. Jednocześnie miałem bardzo silną motywację, żeby jechać dalej - bez względu na to, czy uda mi się kogoś znaleźć, czy nie. Ostatecznie nie udało mi się napotkać nikogo, kto by miał odpowiednio dużo wolnego czasu i środków finansowych. Zacząłem coraz bardziej przywykać do własnego towarzystwa.

Teraz, z perspektywy czasu wiem, że to było dobre. To, że nie miałem z kim dzielić tych radości, czy smutków stanowiło oczywiście wadę, ale przez to mogłem być bardziej otwarty na spotykanych ludzi. Jeśli chciałem się do kogoś odezwać, do dyspozycji miałem jedynie miejscowych. Rozmawialiśmy więc o kwestiach ważnych dla nich. Było to bardzo wzbogacające. Zmieniło mój punkt postrzegania. W zasadzie jedynym, co mogłem robić w namiocie wieczorami, było czytanie. Dzięki temu dowiadywałem się więcej o danym kraju.

A jeśli miałbyś wyruszyć jeszcze raz? W towarzystwie, czy samotnie?

Zdecydowałbym się jedynie na towarzystwo osoby bardzo bliskiej mojemu sercu. Jeśli takiej by nie było, nie miałbym żadnych oporów, by ruszyć samemu.

W czasie swej wyprawy przemierzyłeś 46 krajów. Które z nich stały Ci się najbliższe?

Ameryka Południowa była dla mnie pierwszym szokiem. Zarówno pod względem kulturowym, jak i krajobrazowym. Największe wrażenie zrobiła na mniej jednak Azja południowo-wschodnia, a w szczególności Indonezja. Niezwykła różnorodność, kultur, obrazów, klimatu - to wszystko razem jest po prostu niewiarygodne. Ta barwność sprawia, że każda minuta tam jest ciekawa.

Ameryka Południowa była drugim kontynentem na trasie. Fot. Tomasz Chyziński

Indonezja to więcej niż 17 tys. wysp, stanowiących największy archipelag na świecie. Nie wiem, iloma dokładnie dialektami mówią tam ludzie, ale na jednej wyspie, nawet tak niewielkiej, jak np. Flores, może występować ich kilkadziesiąt. Jeśli przejeżdżasz z jednej wioski do drugiej, a są one oddzielone górami, występuje duże prawdopodobieństwo, że ludzie po tamtej stronie będą operować zupełnie innym dialektem, bardzo wyraźnie różniącym się od sąsiedniego. W parze z tym idzie także inne ubranie, nieco inne pożywienie… Ludność różni się też wyglądem. Jest wielu ciemnoskórych, jak w Afryce, ale i takich z bardzo jasną cerą. Ogromną barwnością charakteryzuje się flora i fauna. Wszystko to razem daje Ci poczucie, jakbyś uczestniczył w jakiejś kolorowej bajce.

Jednak tak naprawdę każde państwo ma w sobie coś wyjątkowego. Pamiętam dobrze Iran. Ten kraj zaskoczył mnie niezwykłą kulturą otwartości i przyjaźni wobec innych. Iran, zresztą podobnie, jak i wiele innych krajów, prawdziwie przełamał moje stereotypy. Wyjeżdżając z Polski, miałem pewien obraz każdego miejsca wypisany w umyśle. W zetknięciu z rzeczywistością często okazywał się on zupełnie błędny.

Dajmy na to Tajlandia. Miejsce to kojarzy się ludziom z biedą, ubóstwem. Tak naprawdę jest to jednak wysoko rozwinięty kraj, z bardzo wysoką stopą życiową ludzi żyjących w dużych miastach. Wcale nie odbiega ona od Europy. Jeśli chodzi o prowadzenie zdrowego trybu życia, jesteśmy wręcz bardzo daleko w tyle za nimi. I choć bieda też występuje, to na pewno nie jest tym, co rzuca się w oczy jako pierwsze.

Państwa, po których spodziewałeś się więcej?

Pod względem kulturalnym największego rozczarowania doznałem w Chinach. To właśnie tam, w kraju słynącym z tradycji, legend i długiej historii, spodziewałem się doświadczyć najciekawszych doznań. Chiny okazały się jednak dość… płytkie. Nie wiem, czy większą winę niszczeniu tamtejszej kultury można przypisać procesowi globalizacji, czy rewolucji kulturalnej, niemniej patrząc ze wspomnianej perspektywy nie jest to najbogatsze miejsce na świecie.

Gujana. Tak wygląda główna droga krajowa, prowadząca do Brazylii. Fot. Tomasz Chyziński

Pewne odczucia są jednak subiektywne i trzeba wziąć na to poprawkę. Weźmy przykład Australii. Czytałem o tym państwie dużo i przygotowywałem się na wspaniałe doznania; piękno przyrody itd. W praktyce przyszło mi przez dwa miesiące przemierzać półpustynię, na której nie ma nic! To mocno rozczarowuje i potem rzutuje na odbiór. Jeśli miałbym patrzeć przez ten pryzmat, miałbym teraz prawo uważać, że Australia jest najbrzydszym miejscem na tej planecie. Na moim osobistym “drugim biegunie” była np. Gujana. To mały kraj, o którym wcześniej nic nie wiedziałem. Zakochałem się jednak w tamtejszej dżungli i mam przeświadczenie, że Gujana jest przepiękna. Kwestia odbioru jest czymś mocno subiektywnym.

Podróżując przez cztery lata nie da się pewnie uniknąć różnego typu kryzysów. Doświadczyłeś chwil zwątpienia?

Miałem dwie takie sytuacje, spowodowane kontuzjami. W podobnych momentach wychodzi z człowieka bezradność, poczucie samotności i oddalenia od bliskich. To były najtrudniejsze chwile. Trzeba było walczyć nie tylko z chorobą, ale i z własną bezradnością.

Pierwszy wypadek przydarzył się w Czechach, gdzie złamałem kość ramienia. To wówczas drogi Kathrin i moja rozeszły się. Zatrzymałem się na polu namiotowym na trzy długie tygodnie. Była chłodna jesień, więc nikt poza mną nie korzystał z tego pola. Nie informowałem rodziny o tym, co się stało. Tkwiąc w beznadziejnej sytuacji, utrzymywałem, że jadę dalej. Musiałem walczyć z własną słabością, a nie chciałem, by ktoś wykorzystując ją zaczął odwodzić mnie od dalszej podróży.

Po tym, gdy już ruszyłem dalej, poprosiłem swoją siostrę, żeby codziennie przesyłała mi sms-a. Dla poprawy kondycji psychicznej okazało się to genialnym rozwiązaniem! Powstał łącznik z rodziną. Czułem namacalne wsparcie. Od tamtego zresztą momentu dostawałem sms-y od siostry codziennie, aż do chwili zakończenia podróży.

Przystanek w podróży. To miejsce stało się domem na jedną z ponad tysiąca nocy na trasie. Fot. Tomasz Chyziński

Druga z historii miała miejsce w Indonezji. Zerwałem sobie prawdopodobnie przyczepy mięśnia do kości. Byłem uziemiony na miesiąc. Aby nie czuć się w tym wszystkim aż tak osamotniony, starałem się nawiązać bliższy kontakt z miejscowymi. Okazało się to bardzo łatwe, bo Indonezyjczycy są bardzo otwarci. Nie mogłem chodzić, więc taksówką motocyklową dotarłem do centrum miasteczka, usiadłem w rynku i czekałem aż ktoś podejdzie do mnie. Ludzi zaczęło przybywać naprawdę wielu. Nie ruszałem się stamtąd przez długi czas. Po jakimś okresie zaprzyjaźniłem się ze studentkami anglistyki. Wymieniałem też korespondencję mailową z Polonią w Indonezji. To dodawało mi sił i na pewno pozwalało szybciej się regenerować. Ostatecznie to nasz mózg jest przecież motorem wszelkich działań.

Tutaj przeczytacie dalszy ciąg wywiadu z Tomaszem Chyzińskim.

Komentarze 16

TuneUp
70 455
TuneUp 70 455
#123.06.2014, 10:13

pomimo bledow fajny artykul. czekam na czesc druga :P

Profil nieaktywny
yourteacher
#223.06.2014, 11:57

Tomku Chyziński ...... zazdroszcze i podziwiam.

Diadioo
1 213 463
Diadioo 1 213 463
#323.06.2014, 14:30

respect :)

astroman
7 842
astroman 7 842
#423.06.2014, 15:59

Więcej zdjenciuf w 2 części prosimy.

WarnBrother
478
#523.06.2014, 17:13

W taka podróz samemu nigdy bym sie nie wybrał. We dwóch lub trzech tak. Szacunek

bus_37
Dundee
24 102 114
bus_37 Dundee 24 102 114
#723.06.2014, 18:53

Górnik Wałbrzych!

Fajna historia i to jeszcze swój.

Btw Astroman, niedługo Cie nawiedze w czasie podobnej wyprawy(oczywiscie w mniejszej dużo skali).

astroman
7 842
astroman 7 842
#823.06.2014, 20:00

Spoko bus, byle nie w tym tygodniu, bo ja jutro wybywam na małe tygodniowe phototournee po Skye, a potem zachodnim i północnym wybrzeżu oraz przylegających do nich górach.

Antek_z_Zadupia
7 533
#923.06.2014, 22:46

Chyba wiekszosc chcialaby zerwac sie z codziennego lancucha obowiazkow i zrobic cos niepospolitego, np cos takiego jak Tomasz Chyzinski. Ja rowniez.

Szacun za przekucie mysli w czyn.

Arthur_L
1 298 3
Arthur_L 1 298 3
#1023.06.2014, 23:24
gerg
6 188
gerg 6 188
#1124.06.2014, 00:11

Niewilu ludzi decyduje sie przejechac 100 km,ba 50,twoj rekord jest wielki,chyle glowe:P

Esha_
42 134
Esha_ 42 134
#1224.06.2014, 01:04

Fajna przygoda, fajna trasa, niezłe wyzwanie, tylko trochę mało tych kilometrów. ;) :P

Tomaszek8888
493
#1324.06.2014, 12:05

co Wy wiecie o wycieczkach rowerowych...

Esha_
42 134
Esha_ 42 134
#1424.06.2014, 13:18

Chcesz o tym porozmawiać, zweryfikować czyjąś wiedzę i podzielić się własną?

Tomaszek8888
493
#1524.06.2014, 16:13

niekoniecznie... ale fajnie brzmi to zdanie ;)

Esha_
42 134
Esha_ 42 134
#1624.06.2014, 19:23

Oki, oki... ;)