I kolejny tekst:
_______________________________________________________________________________
http://aleksandrakaniewska.natemat....
________________________________________________________________________________
Wielkiej Brytanii poszczęściło się z imigracją
"Migracja jest zawsze korzystna dla migranta, ponieważ gdyby taka nie była, nie opuszczałby swojego kraju. Natomiast korzyści czy straty dla kraju przyjmującego – to odrębna historia" – mówi brytyjski ekonomista, prof. Christian Dustmann w rozmowie z Aleksandrą Kaniewską.
Aleksandra Kaniewska: Z badania, które Pan i Pana współpracownicy przeprowadziliście na londyńskiej uczelni UCL, wynika, że europejscy imigranci osiedlający się na Wyspach więcej wnieśli do brytyjskiej gospodarki niż z niej zabrali. Ten skumulowany zysk wyniósł ok. 22 mld funtów. Jak doszliście do tego wyniku?
Christian Dustmann: Nasza analiza to dość skomplikowana procedura obliczeniowa. Najogólniej rzecz biorąc, zanalizowaliśmy istniejące dane rządowe – wydatki publiczne oraz zyski z podatków, i zestawiliśmy je z zarobkami ludzi z różnych grup oraz wskaźnikami z corocznego badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (Labour Force Survey). I tak doszliśmy do wniosku, że imigracja nie tylko nie miała obciążającego efektu dla stanu finansów publicznych Wielkiej Brytanii, ale że była dla Wysp bardzo pozytywna!
To was zdziwiło?
Niespecjalnie. Przyczynkiem do przeprowadzenia ostatnich badań był wcześniejszy raport, który wydaliśmy w 2009 r. Przyglądaliśmy się w nim efektom, jaki na brytyjską gospodarkę mieli imigranci z krajów A8, czyli m.in. Polski i Węgier, którzy licznie przybyli na Wyspy po 2004 r. Według naszych obliczeń wynikało, że ich wkład netto był pozytywny, czyli że Wielka Brytania zyskała na tym największym rozszerzeniu Unii Europejskiej i późniejszym otwarciu granic m.in. dla Polaków. Zaczęliśmy się więc później zastanawiać, czy te wyliczenia można przełożyć też na większą grupę, czyli na imigrantów z UE oraz Norwegii, Islandii i Lichtensteinu. Nasze przypuszczenia się potwierdziły.
Nagle okazało się, że europejscy imigranci są jak Święty Graal – każdy kraj może o takich pomarzyć. Nie dość że wsparli gospodarkę 22 miliardami funtów, to z tytułu podatków wpłacili o 34 proc. więcej niż dostali od państwa. W ten sposób obaliliście stereotyp migranta-bezrobotnego i darmozjada oraz tzw. turystyki zasiłkowej.
To prawda. Mieliśmy dodatkową motywację – bo debata o korzyściach z imigracji i wpływie imigrantów na stan finansów publicznych była i jest na Wyspach gorąca. ( http://www.instytutobywatelski.pl/1... ) Chcieliśmy przesunąć akcenty ze stereotypów i mitów na konkretne fakty i dane. Uznałem, że to nasz obowiązek. Zresztą, robimy to od dawna – nie tylko badając korzyści fiskalne z imigracji, ale też wpływ imigrantów zarobkowych na średnie wynagrodzenie albo ogólniej na rynek pracy.
Części polityków, którzy od miesięcy stosują retorykę antyimigracyjną, te fakty muszą być nie na rękę.
My jesteśmy naukowcami, więc nasze działania zawsze są kompletnie apolityczne. Gdyby okazało się, że migracja nie była korzystna dla brytyjskiej gospodarki, powiedzielibyśmy to głośno. Fakty były jednak inne. Rzeczywiście, nie wszystkim było to na rękę. Dostałem na przykład bardzo dużo nienawistnych maili od ludzi, którzy uważają, że migracja to zło. Niestety, poziom debaty publicznej o imigracji jest w Wielkiej Brytanii bardzo niski, a argumenty wyjątkowo toksyczne i upolitycznione. Nie ma prawie siły politycznej, może z wyjątkiem liberalnych-demokratów, która w rozsądny i obiektywny sposób rozmawiałaby o imigracji. Do tego swoją cegiełkę dokładają media, zwłaszcza te tabloidowe.
Podobne badania przeprowadzili niedawno Duńczycy i Szwajcarzy. Dzięki przybyszom z Europy Wschodniej Dania zyskała miliardy euro. Także imigracja do Szwajcarii była netto korzystna dla kraju, zwiększając jego PKB o 1,42 proc. w skali 3 lat. Można uznać, że generalnie imigracja jest zawsze korzystna dla kraju przyjmującego?
Nie, zdecydowanie powinniśmy unikać uogólnień w kwestiach imigracyjnych. To zbyt skomplikowany i zróżnicowany temat. W różnych krajach imigracja ma różną kompozycję – ważny jest wiek, wykształcenie oraz kultura imigrantów. Fale imigracyjne następują w różnych okresach oraz momentach koniunkturalnych. Można za to zrobić jedną generalizację: migracja jest zawsze korzystna dla migranta, ponieważ gdyby taka nie była, nie opuszczałby swojego kraju. Natomiast skala korzyści czy strat dla kraju przyjmującego zawsze jest odrębną historią. Zdarzały się w historii migracje nie do końca korzystne dla krajów-gospodarzy.
Na przykład?
Niektóre fale migracji z krajów o problematycznej strukturze społeczno-kulturowej do Holandii czy Danii z pewnością były dla nich wyzwaniem.
Mówi Pan, że sukces imigracji zależy też od kondycji gospodarki kraju. W jakim stopniu?
Podam przykład: kiedy w 2004 roku do UE dołączyło dziesięć nowych państw, brytyjska gospodarka rozwijała się świetnie, nie było żadnych oznak zbliżającego się kryzysu. Decyzja rządu Partii Pracy o otwarciu granic dla pracowników z tych krajów było zrozumiałą i dobrą decyzją. Bylibyśmy w gorszym stanie, gdyby do tego nie doszło. Kiedy jednak do Unii weszły Bułgaria i Rumunia, Wielka Brytania była w recesji. Dlatego dostęp do rynku pracy czasowo zamknięto.
Czasowo, czyli do 1 stycznia 2014 roku. W miesiącach poprzedzających „wielkie otwarcie” na Wyspach toczyły się gorące debaty, co Wielka Brytania ma zrobić, żeby nie zalała jej fala migracji z tych dwóch krajów. To były słuszne obawy?
Oczywiście, że nie. Rumuni i Bułgarzy od siedmiu lat mogą pracować w wielu innych krajach UE, m.in. w Polsce. Ci, którzy mieli wyjechać, już to zrobili. A ci, którzy przyjadą i znajdą tu pracę, dobrze dla nich i dla nas. To debata bez podstaw.
Ale budziła na Wyspach ogromne emocje.
Niestety, tak. Ale zagadnienie ma trochę inny wymiar, niż portretują to media. Chodzi o pytanie, czy wolny przepływ ludzi jest wskazany w momencie, kiedy różne kraje UE mają różną sytuację gospodarczą – średnie zarobki czy PKB per capita. Czasem zapomina się o tym, dlaczego w ogóle w Unii mamy swobodny przepływ obywateli – pracowników. To element wspierający dwie inne zasady działania UE, czyli swobodny przepływ kapitału i wolny handel. Wspólny rynek potrzebuje tych wszystkich trzech czynników. Z drugiej strony, częściowo zrozumiałe są obawy krajów z wyjątkowo hojnym systemem opiekuńczym. Debata o imigracji powinna brać pod uwagę wszystkie argumenty.
Mimo wszystko, można też wysnuć wniosek, że Wielka Brytania miała dużo szczęścia, że trafili jej się migranci tak zaradni i chętni do pracy jak Polacy. Do tego w większości młodzi i dobrze, czasem nawet zbyt dobrze, wykształceni.
Od dwóch dekad migranci, którzy napływają do Wielkiej Brytanii są średnio lepiej wykształceni niż ci urodzeni na Wyspach. Nawet Polacy, którzy tu przyjechali, mają generalnie lepsze wykształcenie niż ci, którzy wyjechali do Niemiec. Do tego dochodzi demografia. Jedyny powód, dlaczego populacja Wielkiej Brytanii ciągle się zwiększa, to imigranci. Cała Europa się starzeje, my starzejemy się wolniej. Dlatego tak, zdecydowanie z imigracją mieliśmy dużo szczęścia!
*Christian Dustmann – profesor ekonomii na University College London, dyrektor uniwersyteckiego centrum badania migracji (CReAM, Centre for Research and Analysis of Migration), badacz związany z Centre for Economic Policy Research (CEPR) oraz Institute for Fiscal Studies (IFS).
**Aleksandra Kaniewska – analityk polityczny ds. Wielkiej Brytanii w Instytucie Obywatelskim, absolwentka Modern Japanese Studies na Uniwersytecie Oksfordzkim
_______________________________________________________________________________
http://aleksandrakaniewska.natemat....
_______________________________________________________________________________
Premier David Cameron skoncentrował swoja politykę przedwyborczą na imigrantach, a Polakom szczególnie się w tej politycznej grze oberwało. Chcąc podkraść elektorat największego konkurenta Torysów, antyeuropejskiego ugrupowania jakim jest UKIP, brytyjski premier zaatakował grupę o sporym potencjale politycznym. Zaatakował i rozjuszył.
Wyjście z Unii jedynym wyjściem Camerona
Według brytyjskiego premiera Polscy imigranci nadużywają gościnności pobierając, w ramach tutejszego systemu socjalnego zasiłki (tzw. benefits) na dzieci, które nie przebywają na terenie Wielkiej Brytanii.
Niestety, owa „luka” w prawie imigracyjnym Wielkiej Brytanii jest częścią ogólnoprzyjętego prawa Unii Europejskiej (European Union Freedom of Movement). Według tego prawa obcokrajowcom pochodzącym z terenów Unii Europejskiej przysługuje takie samo prawo do zasiłku, jak obywatelom kraju, w którym przebywa. Wynika to z artykułu 18 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE), który stanowi o podstawowym prawie każdego obywatela Unii, mianowicie prawa do równego traktowania na jej terenie. Zatem podważając ten konkretny przepis unijny, Premier David Cameron w efekcie odmawia imigrantom ich podstawowych praw.
Aby zmienić obecne prawo brytyjski premier musiałby wpłynąć na zmianę regulacji obowiązującej w całej Unii Europejskiej, która obecnie wiąże 27 państw europejskich. Logistycznie rzecz biorąc jest to niemożliwe. Zatem jedynym sposobem, by doszło do zmian w tej materii jest wystąpienie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.
Migracyjny blef
Zdaniem brytyjskiego Ministerstwa Pracy i Świadczeń Socjalnych (Department of Work and Pensions) w 2011 roku z zasiłku dla bezrobotnych (Job Seekers Allowance) ogółem skorzystało 1 milion 440 tysięcy osób, z czego obywatele Unii Europejskiej stanowili niespełna 2,6 %.
Według danych dotyczących siły roboczej, unijni imigranci w latach 2001-2011 zapłacili o 34% więcej podatku niż otrzymali wsparcia od brytyjskiego rządu. Ci sami imigranci są o 45% mniej skorzy, by pobierać zasiłki, w porównaniu do rodzimych brytyjczyków.
Rzetelność i konsekwencja wymagałyby od Premiera Camerona, aby odmawiając prawa do zasiłków imigrantom był równie zdeterminowany w stosunku do swoich rodaków zamieszkujących lub pobierających zasiłki za granicą.
Dla przykładu, Hiszpanię zamieszkuje ponad milion Brytyjczyków, przy czym stosowna większość przebywa tam tylko przez połowę roku, a spora część z nich to emeryci.
„Emeryci ci o wiele częściej potrzebują opieki zdrowotnej aniżeli Hiszpanie mieszkający w UK,” tłumaczy w wywiadzie dla Huffington Post Glenn Gottfried z Institute for Public Policy Research.
Innymi słowy, Brytyjczycy rezydujący w tym kraju częściej korzystają z przysługujących im świadczeń, mając przy tym znacznie mniejszą kontrybucję w rozwój hiszpańskiej gospodarki.
Ponadto, według najnowszych statystyk nieco ponad 10% wszystkich Brytyjczyków zamieszkujących Niemcy otrzymuje od niemieckiego rządu wsparcie rzędu 23 tysięcy funtów rocznie na osobę. Jest to kwota znacznie przewyższająca tę, oferowaną przez władze Wielkiej Brytanii.
Mitem jest także powszechny zarzut jakoby imigrantom przysługiwały świadczenia już w momencie przekroczenia Kanału La Manche. Pracownicy z Unii Europejskiej mogą pozostać w Wielkiej Brytanii przez okres trzech miesięcy, pod warunkiem że w tym czasie znajdą pracę lub posiadają wystarczające środki utrzymania. W przeciwnym razie po upływie trzech miesięcy nie mogą pozostać na Wyspach i nie przysługują im żadne świadczenia.
Niebezpieczny populizm
Atak Premiera Camerona na imigrantów z Polski, choć nikczemny, to jednak nie dziwi. Antyeuropejska partia UKIP rośnie w siłę. Najnowsze sondaże świadczą o coraz większej popularności tego ugrupowania i rosnącej konkurencyjności względem Torysów. Zatem wybierając sobie Polaków na kozła ofiarnego brytyjski premier uderzył taktycznie.
„Ten cały argument przeciw Polakom jest czysto polityczny, to partyjna polityka bo Konserwatyści, widząc rosnące poparcie dla UKIP, boją się o własne pozycje. Konserwatyści powinni się wreszcie okreslić co do tego, czy chcą wystąpić z Unii Europejskiej,” – mówi Stefan Kasprzyk, były burmistrz londyńskiej Borough of Islington.
Do pewnego stopnia mógł sobie na ten antyimigracyjny populizm pozwolić, gdyż tzw. imigranci zarobkowi z Europy Środkowo-Wschodniej do tej pory nie wykazywali większego zaangażowania w życie polityczne Wysp. I choć Polacy mają spory wkład w tutejszą gospodarkę, politycznie nikt się z nimi nie liczy.
Atak Premiera Camerona niestety podsyca antypolskie uprzedzenia w społeczeństwie. Polacy obawiają się wzmożonych aktów przemocy i mowy nienawiści pod swoim adresem. Na tego typu echo słów premiera nie trzeba było długo czekać – 35 letni Polak został pobity przez piętnastu Brytyjczyków we wschodniej części Londynu, a powodem agresji była naklejka z biało-czerwoną flagą na jego kasku.
Są i pozytywne reperkusje. Polacy nagle wybudzili się z politycznej apatii chąc zadbać o swoje brytyjskie podwórko.
Zainteresowanie tutejszą sceną polityczną i zaangażowanie w debatę społeczną raptownie wzrosły. Świadczyć o tym mogą komentarze internautów oraz liczne maile odnoszące się do słów premiera wysyłane do organizacji zrzeszających Polaków na terenie Wielkiej Brytanii, w tym także do VOTE!.
Maciej Bator, koordynator kampanii VOTE!, uważa, że dzięki słowom Premiera Camerona Polacy zdali sobie sprawę z faktu, że żyjąc w Wielkiej Brytanii mają prawo czuć się jak u siebie i powinni wziąć sprawy w swoje ręce:
„Dzięki premierowi osiągnęliśmy w krótkim czasie to, czego normalnie nie udałoby się osiągnąć w dwa lub trzy lata – wreszcie mamy prężną debatę na temat sytuacji, a przede wszystkim roli Polaków na Wyspach.”
Równie poruszeni słowami obecnego premiera są imigranci powojenni.
Rażąca jest krótka pamięć lokalnego rządu o zasługach naszych rodaków, którzy w trakcie II Wojny Światowej walczyli o demokrację i wolność nie tylko Polski, ale i całej Europy.
„Cała ta sytaucja jest bardzo przykra – mówi osiemdziesięciopięcioletnia mieszkanka Londynu i przekonuje młodsze pokolenia by zadbały o swoją reputację na Wyspach:
„Wielu tutejszych Polaków jest wykształconych i dobrze wykwalifikowanych, powinni zatem bardziej angażować się politycznie, ale w jedności, stanąć za sobą murem.”
Wybór Polaków na kozła ofiarnego może stać się zatem wyborem niefortunnym. Mobilizacja naszych rodaków może przysporzyć kłopotów obecnemu rządowi i zaważyć na losie Davida Camerona i jego partii. W końcu Polakom jaki i pozostałym obywatelom Europy Środkowo-Wschodniej szczególnie zależy, by granice Wielkiej Brytanii pozostały otwarte.
„Polacy mają duży wpływ na ten kraj dlatego muszą się tutaj zarejetrować i głosować w tutejszych wyborach. Polacy muszą uświadomić sobie, że ich dalsze losy zależą właśnie od wyniku wyborów w tym kraju, a nie w Polsce.” – przekonuje Kasprzyk."
Marta Gregorczuk-Migdałek – Campaign Press Officer
http://glosuj-vote.org/2014/02/04/s...