Wielka Brytania nie radzi sobie z imigracją. Nie chodzi tylko o cudzoziemców nielegalnie przekraczających granicę. Główny problem polega na tym, że jeśli skala imigracji w następnych latach utrzyma się na tym samym poziomie, już niedługo Brytyjczycy w swoim kraju staną się mniejszością narodową.
Podczas trzynastoletnich rządów Partii Pracy (1997–2010) w Wielkiej Brytanii osiedliły się ponad trzy miliony imigrantów – wynika z brytyjskich danych rządowych. Oznacza to, że w tych latach co minutę na Wyspy przyjeżdżał jeden obcokrajowiec. Oczywiście mowa o cudzoziemcach, którzy legalnie przekraczali granice, bo jeśli wziąć pod uwagę imigrantów nielegalnych, należałoby dodać kolejny milion do liczby przybyszów. Dla zobrazowania skali zjawiska eksperci wyliczyli, że liczba imigrantów w całej Wielkiej Brytanii mogłaby zaludnić trzy miasta wielkości Birmingham.
Rząd Davida Camerona za zaistniałą sytuację obwinia laburzystów, którzy stracili kontrolę nad skalą imigracji szczególnie po 2004 r., kiedy ze względu na otwarcie rynku pracy na Wyspy przyjechały rzesze pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej.
Przewodniczący Partii Pracy Ed Miliband nie oponuje i pokornie przyznaje się do winy. – Nasz rząd nie przewidział, że imigracja z państw Europy Centralnej i Wschodniej będzie tak duża i że uderzy po kieszeni brytyjską nisko wykwalifikowaną siłę roboczą – powiedział lider Partii Pracy na jednym z wystąpień. Co więcej, zdaniem Milibanda, ekonomiczni imigranci z nowych państw UE przyczynili się do powiększenia rozziewu między biednymi a zamożnymi warstwami brytyjskiego społeczeństwa. Dlatego niezbędna jest reforma systemu imigracyjnego – deklarują zgodnie rząd i opozycja. Jednak obie strony zaznaczają, że ograniczenia związane z rynkiem pracy nie będą dotyczyły przybyszów z krajów Europy Wschodniej i Centralnej, lecz imigrantów spoza UE.
Wyspy nadal atrakcyjne
Po kilkuletnim okresie recesji, kiedy Brytyjczycy zaobserwowali mniejszy napływ obcokrajowców, imigranci zainteresowani pracą w UK ponownie przypuścili szturm na Wyspy. Oficjalne statystyki mówią o 238 tys. imigrantów, którzy w 2010 r. przybyli do Wielkiej Brytanii – dla porównania w 2009 r. było ich tylko 195 tys. Również coraz więcej osób spoza UE stara się o azyl na Wyspach. W 2010 r. do urzędów imigracyjnych wpłynęło 5125 podań o azyl, a w 2009 r. było ich 3110. Kto najliczniej przybywa ostatnimi czasy do Zjednoczonego Królestwa? Na pierwszym miejscu w brytyjskich statystykach widnieją Hindusi, na drugim uplasowali się Polacy, a następnie Pakistańczycy, Irlandczycy i Niemcy.
Rząd Davida Camerona najmniej jest zmartwiony imigracją ze strony Polaków – zdaniem przedstawicieli koalicji, wraz z otwarciem rynku pracy przez Niemcy zmieni się kierunek wyjazdów zarobkowych Polaków. Politycy mają również nadzieję, że imigranci z Polski, którzy obecnie mieszkają w UK przeprowadzą się bliżej swoich rodzinnych domów. Problem w tym, że nic na to nie wskazuje. Duża część brytyjskiej Polonii przebywa na Wyspach od 2004 r. i przez ten czas znacznie tu „okrzepła” – dzisiaj Polacy w UK to nie mobilni poszukiwacze pracy, jak to było jeszcze kilka lat temu, ale osoby, które osiadły w tym kraju – o ile nie na zawsze, to na kilka–kilkanaście lat. Większość pracowników ściągnęła (lub ściąga) do Wielkiej Brytanii swoje rodziny i układa sobie tutaj życie. W samym 2010 r. liczba polskich dzieci poniżej 14. roku życia sięgnęła 130 tys., a Polki pod względem współczynnika dzietności wyprzedzają emigrantki z Pakistanu czy Bangladeszu, a nawet – jak pokazują najnowsze dane – rodowite Brytyjki.
Do tego dochodzi kwestia znajomości języka – obecnie Polacy w UK zdążyli się już zaznajomić (lepiej lub gorzej) z angielskim i tutejszymi warunkami pracy oraz życia. Nie ma więc podstaw, by sądzić, że rzucą życie na Wyspach i bez znajomości lokalnego języka wyruszą w poszukiwaniu zatrudnienia do Niemiec, gdzie warunki życia i pracy są zupełnie inne. Poza tym Polonia w Niemczech ma inny charakter, nie jest tak zorganizowana, jak w Zjednoczonym Królestwie.
Nieszczelne granice
Imigranci z Europy Środkowo-Wschodniej to "błahostka" w porównaniu z obcokrajowcami spoza Unii Europejskiej, którzy znaleźli się na Wyspach przez błędy i zaniedbania urzędników imigracyjnych. Specjalny raport przygotowany przez Johna Vine z UK Border Agency wykazał setki aktywnych wiz imigrantów, którym dawno już skończyły się kontrakty. Vine zbadał również rządowy program przyznawania punktów wykwalifikowanym pracownikom, którzy chcą przyjechać i pracować na Wyspach. Tylko wśród tej grupy znalazł kilkaset przypadków, kiedy imigrantom po zakończeniu pracy nie cofnięto wiz, dzięki czemu mogli pozostać w Wielkiej Brytanii nieniepokojeni przez służby celne. Takich przypadków może być dużo więcej. To jednak nie wszystko.
Kolejna wpadka dotyczy więźniów. Okazuje się, że 70 z ponad tysiąca więźniów-cudzoziemców wypuszczonych z brytyjskich więzień po 2005 r. rozpłynęło się w powietrzu – nie doszło do deportacji, więc pewnie byli skazańcy żyją sobie spokojnie na Wyspach. Jak zawsze, winne takiemu stanowi rzeczy są pieniądze. Gerry Sutcliffe, minister ds. imigracji w gabinecie cieni, zauważa, że w ramach cieć budżetowych rząd Davida Camerona zlikwidował ok. 5,2 tys. etatów w UK Border Agency. – Tymczasem wszyscy zdajemy sobie sprawę, że konieczne jest zwiększenie skuteczności naszego systemu imigracyjnego. UK Border Agency czeka poważne zadanie, a rząd wcale nie ułatwia jego realizacji – oznajmił Sutcliffe w komunikacie prasowym.
Brytyjczycy mniejszością w UK
Eksperci ds. demografii na podstawie danych brytyjskiego urzędu statystycznego, w oparciu o wskaźnik płodności i umieralności, przewidują, że przed 2051 r. populacja na Wyspach osiągnie poziom 77 milionów, a do 2083 r. – 85 milionów. Taki wzrost ludności i zmiany w jej składzie rodzą pytania o możliwości ekonomiczne, mieszkaniowe i tożsamość narodową Wielkiej Brytanii. Jeśli imigracja nadal utrzyma się na takim samym poziomie, zmieni się charakter demograficzny państwa.
Temu zjawisku przyjrzał się dokładnie demograf prof. David Coleman z Uniwersytetu w Oksfordzie. Naukowiec wyliczył, że za ok. 50 lat w Zjednoczonym Królestwie nastąpią zmiany demograficzne i rdzenni mieszkańcy Wielkiej Brytanii znajdą się w grupie mniejszości narodowych. Głównymi przyczynami takiego stanu rzeczy są: rekordowy poziom imigracji utrzymujący się od kilu lat oraz stosunkowo duży wskaźnik emigracji wśród Brytyjczyków. Zdaniem Colemana, napływ imigrantów w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat był o wiele większy i gwałtowniejszy niż kiedykolwiek w historii.
To, że Brytyjczycy będą mniejszością, nie ma żadnego znaczenia pod względem demograficznym, ale jest bardzo istotne z punktu widzenia politycznego i psychologicznego. – Nastąpią ogromne zmiany tożsamości narodowej – w aspekcie kulturowym, politycznym, ekonomicznym i religijnym – komentuje prof. Coleman i podkreśla, że wyniki badań opinii publicznej z ostatnich lat na temat imigracji wskazują, iż takie zmiany nie będą zbyt mile widziane przez brytyjskie społeczeństwo.
Komentarze 11
a nie przyszlo mu do glowy,ze styl zycia brytyjczykow , jak i europejczykow doprowadzil to takiego stanu rzeczy?czyli hedonizm, konsumpcjonizm i szydzenie ze wszystkiego co odnosi sie do wartosci tradycyjnych tj rodziny, wiary, religi. po kiego miec dziecko skoro to jest obowiazek, mniej pieniedzy dla siebie, mniej na piwo i mniej czasu na imprezy. lepiej byc wygodnickim.
strzal w dziesiatke z przyjemnoscia to przeczytalem
nie artykul tylko ciebie
5/5 :) Tez oczywiscie dla weegesa
Acha, dzisiaj jest dzien kiedy o nas pisza zle. Jutro znowu bedzie jak to sie znaczaco przyczyniamy do rozwoju brytyjskiej gospodarki... Cykliczny belkot. Cos jak przegladanie polskich mediow. Dzisiaj odcinek 124 o katastrofie smolenskiej, jutro o Rydzyku, pojutrze o Michniku i tak w kolo Macieju... Kogo to w ogole jeszcze obchodzi? Ja rozumiem, ze emito.net nie produkuje wlasnych tematow tylko robia przedruki, ale na prawde dalibyscie juz spokoj z tym oklepanym tematem...