Współzałożycielka i prezes Polish City Club, Roksana Ciurysek, to jedyna kobieta w tym męskim towarzystwie. Kim jest ta dziewczyna i co robi?
Jeden z moich rozmówców stwierdził, że powinnaś być na okładce każdego numeru miesięcznika „Sukces”. A tak na poważnie, to masz CV godne pozazdroszczenia. Spotykamy się w gmachu jednego z największych banków londyńskiego City, gdzie jesteś wiceprezesem i dyrektorem działu. Jak się osiąga tak wysoką pozycję w tak młodym wieku?
Nie jestem na pewno jedyną taką osobą i jeszcze dużo przede mną. Jest coraz więcej Polaków zajmujących wysokie stanowiska w prestiżowych instytucjach międzynarodowych. Na pewno istotna jest solidna baza w formie edukacji, ale to dopiero punkt wyjściowy. Ukończyłam bardzo dobre liceum w Gdyni z rozszerzonym językiem angielskim. Potem zarządzanie i ekonomię na Politechnice Gdańskiej, studia pedagogiczne oraz ochronę środowiska. Dodatkowo zdobyłam międzynarodowe kwalifikacje CFA (Chartered Financial Analyst). Wyjeżdżając wiele lat temu, nie myślałam, że zostanę w Anglii. Początkowo przyjechałam na miesięczne stypendium. Sama musiałam sobie znaleźć miejsce, które mnie przyjmie.
Dlaczego akurat tobie udało się osiągnąć cel?
Nie ja pierwsza i nie ostatnia. Tak naprawdę nie czuję, że osiągnęłam końcowy cel, cały czas się uczę i jeszcze wiele przede mną. Łut szczęścia na pewno pomaga, ale tak naprawdę należy sobie tworzyć to szczęście, a najlepiej tysiące okazji do szczęścia. Przyjeżdżając tutaj, nie znałam nikogo. Chłonęłam wiedzę i doświadczenia.
Doskonale wiedzą to ci, którzy próbowali cokolwiek osiągnąć w dowolnej branży.
To prawda, chociaż u mnie jakakolwiek refleksja pojawiła się dużo później. Na początku nie było na to czasu. Dziś myślę, że nie zdawałam sobie sprawy z mojej sytuacji i przeszkód, jakie musiałam pokonać. Moja praca tutaj nigdy nie była związana z Polską. Nie miałam kontaktu z Polakami i z językiem. Zawsze czułam, że chciałabym być bliżej kraju i mieć jakiś wpływ na tą rzeczywistość – nawet najmniejszy. Stworzenie PCC miało wypełnić tę lukę. Okazało się, że takich osób jak ja jest więcej. Tak narodził się Polish City Club.
Z czasem wasza organizacja zaczęła zapraszać polityków z Polski. Czy potrzeba kontaktów z polskojęzycznymi osobami nie została zaspokojona w ramach PCC?
Wielu przedstawicielom rządowym zależało, abyśmy byli głosem polskich profesjonalistów z Londynu. Takie ambicje mieliśmy od początku, więc nasze oczekiwania spotkały się w połowie drogi. Wśród Członków Honorowych PCC jest wiele wybitnych osobistości, m.in. prezydent Ryszard Kaczorowski, premier Jan Krzysztof Bielecki, profesorowie Norman Davis i Leszek Balcerowicz. Do naszego panelu ekspertów zaprosiłam osobę, która jest znanym w Londynie strategiem. Anglik, ale o polskich korzeniach. Co miesiąc pisze dla nas „Investor View of Poland”.
Czy polscy politycy przyjeżdżają wyłącznie towarzysko, czy są zainteresowani wykorzystaniem waszej wiedzy i doświadczenia, które tutaj gromadzicie?
Myślę, że to nie tylko wizyty towarzyskie. Na ostatnim spotkaniu z ministrem Radkiem Sikorskim chcieliśmy usłyszeć, jakie są plany rządu i w jaki sposób możemy w nich partycypować, służąc wiedzą i doświadczeniem.
Widziałam cię siedzącą obok Borisa Johnsona na konferencji w czasie wyborów na burmistrza Londynu. Johnson wygrał, a co ty zyskałaś?
Brytyjska polityka jest zainteresowana kontaktami z Polonią, zwłaszcza z jej elitą. Oni nas obserwują. Chcą wiedzieć, jak się ukształtujemy. W czasie wyborów liczyli na nasz udział i nie przeliczyli się. Współorganizowaliśmy akcję „Polacy głosują”. Próbowaliśmy zmieniać nastawienie rodaków, a tym samym ich odbiór jako ludności o niskiej świadomości obywatelskiej. Mieliśmy też spotkanie z Kenem Livingstonem, ówczesnym merem stolicy, który u siebie w biurze przyjął różne polskie organizacje. To miało ogromne znaczenie, bo było pierwszym oficjalnym sygnałem: „My wiemy, że jesteście, rośniecie w siłę, w dużym stopniu przyczyniacie się do wzrostu ekonomicznego”. Jest nas na tyle dużo, że trzeba się z nami liczyć. Na tym spotkaniu nie zajmowaliśmy konkretnego stanowiska, bo jesteśmy organizacją apolityczną.
Do odegrania ważnej roli w społeczeństwie potrzebna jest siła, jaką tworzy nie jednostka, a grupa lub wspólny rodowód. W jakim stopniu wywodzenie się z tej samej, elitarnej uczelni wpływa na rozwój kariery w Wielkiej Brytanii?
W bardzo dużym. Prestiżowe uczelnie mają markę rozpoznawaną na całym świecie, bo stamtąd wychodzi się nie tylko z wiedzą, ale i solidnym pakietem kontaktów. Nie bez znaczenia jest fakt, że na takiej uczelni student często uczy się od legend lub osób rozpoznawalnych. Jednak tak naprawdę edukacja to dobry punkt wyjściowy, później bardziej liczy się doświadczenie, choć szeroki wachlarz kontaktów może pomóc na każdym etapie kariery. Niektóre uczelnie swoim absolwentom wysyłają tzw. contact list z adresami do potencjalnych pracodawców. Organizowane są różne eventy. My też chcemy stworzyć taki network, bo najważniejsze interesy dokonuje się w ramach sieci, a nie pojedynczo. Z czego to wynika? Z prostej rzeczy, z zaufania. W mojej pracy dużo czasu poświęca się budowaniu tych relacji.
W czym najczęściej specjalizują się Polacy zatrudnieni w City?
Chyba większość z nich zajmuje się regionem. Mają klientów w Europie Środkowo-Wschodniej lub w Polsce. Prowadzenie negocjacji, to tylko w pewnej części znajomość języka, równie ważna jest znajomość charakteru nacji i realiów kraju, z którym prowadzi się biznes. Osobiście nigdy nie zajmowałam się regionem bezpośrednio, tylko rynkami kapitałowymi. Moja znajomość polskiego akurat w pracy nigdy się nie przydała.
Nabywanie doświadczenia w Londynie jest wyjątkowo cenne. To centrum finansowe świata.
Cenne jest osiągnięcie zupełnie innej perspektywy na sprawy z danego obszaru. Oddalenie od niego powoduje co najmniej wyostrzenie tego spojrzenia. Doświadczenie międzynarodowe jest niezbędne. Polska giełda prawdopodobnie nigdy nie doścignie londyńskiej. Inne kraje też. Nie o to jednak chodzi. W sektorze bankowym Londyn wyprzedził nawet Nowy York, również Hongkong staje się bardziej znaczący. Rzecz w tym, by zaczerpnąć wiedzy od tych, którzy podobną drogę pokonali jakiś czas temu.
Roksana Ciurysek (ur. 1974) – pracuje w branży bankowej, w Londynie od 11 lat. W 2004 roku założyła Polish City Club w Londynie, którego jest prezesem. Studiowała także fotografię i sztuki piękne w Vancouver w Kanadzie.
Komentarze 4
jakies 2 lata temu program o Niej widzialam w polskiej tv.
Ladne zdjecia robi:)
Dzieki za podniesienie mnie na duchu :) Jestem gdynianinem z tego samego rocznika co Roksana. Od grudnia jestem bez pracy. Zwolniono mnie po trzech latach z uwagi na economic downturn. Nie bede juz czekal na laskawe przyjecie mnie przez innego pracodawce. Rozpoczynam swoja dzialalnosc. Mam pietnascie lat doswiadczenia i tylko wiary mi czasem brakuje :) Pozdrawiam Serdecznie! Adam z Southampton
Adam, bardzo dobra decyzja. A z wiarą jest tak, że jak sam w siebie nie uwierzysz, to nikt w Ciebie nie uwierzy. Oprzyj się na swoim doświadczeniu.
Kolejny poprzekręcany artykuł o pani Ciurysek... wiceprezes to ktoś kto jest bezpośrednio pod prezesem (czyli CEO). Pani Ciurysek to Vice President, czyli od prezesa (CEO) JP Morgana oddalona jest o: jednego z Deputies, kilku Managing Directors, Executive Director, i jest jedną z co najmniej kilkuset Vice Presidents w tym banku. Mniej kitu a więcej konkretów proszę następnym razem.
Zgłoś do moderacji