Syndromy depresyjne nie musza swiadczyc o DEPRESJI. Ale w medycynie jest jedna dobra zasada - najpierw diagnoza, potem terapia. Jezeli mocno niepokoisz sie o swoj stan trzeba pojsc do specjalisty - anonimowo nie da sie zrobic terapii. Jezeli opinia spoleczna jest dla Ciebie wazniejsza niz wlasne zdrowie, to jeden problem juz masz nazwany:)
Przywozimy z Polski duzo traum, agresji. Na granicy nie da sie tego zostawic...
Przydalby sie Osrodek Interwencji Kryzysowej w Glasgow albo w Edynburgu.
Co miałem na myśli, pytasz?
Oczywiście depresja jest "chorobą" i to poważną. Jednak przy odrobinie chęci można i TRZEBA próbować się z nią zmierzyć. Środki chemiczne ( farmaceutyki) tylko na jakiś czas zmieniają w sposób sztuczny "stan umysłu" przyczyn nie likwidują, tylko objawy.
Oczywiście ( tu ukłon w stronę faceplanet ) na jakiś czas zadziałają i przytłumią " złe myśli". Jednak przyczyna depresji zostaje i NAJCZĘŚCIEJ jest wyimaginowana!
Bo:
- jestem brzydka(i)
- nikt mnie nie lubi
- nie mogę znaleźć pracy
- nic mi nie wychodzi
- życie nie ma sensu
oraz wiele, wiele innych "przyczyn". A na to chemia nie pomoże tylko "praca z własnym umysłem". Zmiana sposobu postrzegania otaczającego nas świata, "rozmowa ze sobą" etc. Tu bardziej pomoże dobry przyjaciel lub psycholog. Są grupy wsparcia etc. Lecz itak główną pracę musi wykonać osoba dotknięta depresją.
I trzeba pamiętać, że z depresją można wygrać. Alternatywa jest śmierć.
Napiszę coś być może bardzo okrutnego. Albo lepiej nie...
Poczytaj tutaj (http://www.mhim.org.uk/document_upl...), jest tez pare dobrych ksiazek o depresji (Padesky i Greenberger, Gilbert-przezwyciezanie depresji, Burns- radosc zycia) od ktorych mozna zaczac.
Depresja jest choroba ale nikt nie chce pojsc do specjalisty, bo to jest...psychiatra!
Czy moze pomoc psycholog? Owszem, ale musi miec przygotowanie kliniczne.
Studentow psychologii w Polsce jest dziesiec razy wiecej niz 20 lat temu a etatow w psychologicznych w sluzbie zdrowia zdecydowanie mniej. Zrobienie miesiecznego stazu jest trudne a co dopiero nabycie doswiadczenia w klinice.
Psychologia daje teoretyczne podstawy ale od praktycznej pomocy jest psychoterapia. Nie jest to proces ani latwy ani szybki. A tabletka rozwiazuje problemy szybciej:)
Wyspainski pisal, ze moznaby ,,wiele miec ale najpierw trzeba chciec". Depesja jest choroba nadziei i wlasnie braku ,,tego chcenia". Mowienie, ze ,,trzeba sie wziac w garsc" i inne tego typu zaklecia sa po prostu nieporozumieniem.
Chyba, ze mowimy o ...nerwicy depresyjnej. A to zupelnie inna historia (chociaz czesto mylona z depresja).
Pozdrawiam.
Jestem tu nowa. Czytałam wasze posty już wcześniej ale jakoś nie wiedziałam jak zacząć. W sumie teraz też nie wiem... ale spróbuję. Nie mam stwierdzonej depresji, nawet nie myślałam o tym żeby iść do lekarza. Odkąd pamiętam przychodziły chwilę albo dni kiedy czułam się okropnie. Siedziałam wtedy we własnej głowie i czułam beznadzieję, wszystko było źle a ja głupia. Obwiniałam się o każdą pierdołę, nie chciało mi się wstać z łóżka i mogłam leżeć godzinami nic nie robiąc. Tylko że potrafiłam w końcu się ogarnąć. Powiedzieć koniec tego i jakoś podnosiłam cielsko i żyłam normalnie do następnej "beznadziei". Teraz trwa to po 2-3 a nawet 4 tygodnie. A dobrze jest przez 2-3 dni albo czasem nawet tylko jedno popołudnie dopóki nie dopadną mnie wieczorne przemyślenia przed snem. Od roku nie potrafię się zmobilizować. Nie działa nic. Fakt że nie leżę już całymi dniami w łóżku bo mam syna już 6-cio letniego i siłą rzeczy muszę wstać zająć się nim bo mąż jeździ na tirach i rzadko w domu bywa. Obowiązki wykonuję bo muszę ale kosztuje mnie to naprawdę dużo i nie przeszkadza mi kilkudniowy kurz a zawsze byłam może nie pedantką ale porządek musiałam mieć tzn nie zarastamy brudem ale kiedyś wszystko musiało błyszczeć a teraz wystarczy że jest przetarte. Później przychodzą nerwy że nie potrafię sobie z niczym poradzić i znowu jeszcze gorszy dół. Są momenty że krzyczę na syna dużo bardziej niż to potrzebne w stosunku do tego co zrobił a później dochodzą wyrzuty sumienia i tak w kółko. Nie wiem czy napisałam to wszystko sensownie ale ciężko opisać w kilku zdaniach to co czuję. Chciałabym opisać wszystko ale nie da rady. W sumie sama nie wiem na co liczę. Chciałabym żebyście mi powiedzieli jak sobie z tym radzić- jak żyć bo za długo to trwa i jestem tym naprawdę zmęczona. Nie pamiętam nawet kiedy ostatnio się wyspałam. Co wy robicie kiedy wam jest ciężko?