Historie emigracyjne są już wyeksploatowane, zdawałoby się, do granic możliwości.
Mieliśmy już nie raz przykłady mrożących krew w żyłach historii i historyjek. Książki, seriale, filmy fabularne – było już chyba wszystko. Niby temat już oklepany. Co jest takiego w tych książkach, że czyta się je z zaciekawieniem?
Wiele przygód opisywanych przez autorów „emigracyjnych” oraz przez scenarzystów filmów, jest niejako skupieniem wszystkich legend i mitów, które krążą nad polskim środowiskiem na Wyspach. Oczywiście niektóre z opisywanych historii spotkały pewnie niejednego czytelnika żyjącego w polonijnym społeczeństwie, jednak zgrupowanie ich ciasno na obszarze jednej powieści, może trochę tego realizmu „emigracyjnego” odebrać. O ile „Opowieść Emigracyjną” czyta się czasem jak bajkę, to ma to też swoje zalety. W bajce jest książę, księżniczka, dobra wróżka, czarodziej i kilka czarnych charakterów. Książę, chociaż nie bez wad (przecież musi być trochę realności) przybywa po swoją królewnę, a ona już bez trapiących ją wcześniej wątpliwości moralnych, oddaje się mu bez reszty… Dobra wróżka sprawia, że życie staje się łatwe do zniesienia no i na końcu zawsze można napisać, że „żyli długo i szczęśliwie”.
Co sprawi, że książka przypadnie nam do gustu? Coś takiego, co sprawia, że uwielbiamy czytać o życiu innych. Co pozwala nam się identyfikować z główną bohaterką. Powoduje, że trochę jej współczujemy, trochę rozumiemy, bo mamy podobne doświadczenia. W końcu zazdrościmy jej szczęśliwego zakończenia i sami liczymy na to, że nas również spotka coś podobnego. Tyle o fabule – oczywiście w takim stopniu, żeby jednak nie zdradzić nikomu jej szczegółów i nie pozbawić potencjalnego czytelnika odrobiny zabawy.
Zastanawia fakt, czy można mówić tutaj o literaturze obrazującej polską społeczność w Wielkiej Brytanii? Do pewnego stopnia tak. Jak pisałem wcześniej, o przygodach głównej bohaterki słyszał, w różnych wersjach, niejeden Polak. Można pokusić się na stwierdzenie, że niektóre z nich to nawet pewien kanon miejskich mitów i legend, stanowiących trwały element „nowej emigracji”. Tutaj właśnie może być problem, czy to nie jest już jakieś wtórne, czy nie czytaliśmy już o tym wcześniej? Czy nie mamy dejavu?
Być może. Jednak książkę Justyny Nowak czyta się lekko. Jej proza nie jest tworzona na siłę. Przygody głównej bohaterki, Klary, następują po sobie swobodnie i jakby naturalnie. Do pewnego momentu nie dziwi nas nic. Czasem można pokusić się jedynie na refleksję, że życie nie jest takie barwne… lecz jak o tym przekonać czytelnika żyjącego na „emigracji”?
Książka może i nie wyróżnia się specjalnie na tle podobnych, ale jest godna polecenia na miłe wieczory przy kominku z lampką wina w dłoni – jeśli ktoś takowy kominek posiada. Może też być miłą odskocznią od codzienności i dobrym prezentem pod choinkę. Polecamy.
Komentarze 4
Eh temat rzeka :)
Eh temat rzeka :)
....bylo sobie trzech przyjaciol
przyjechali razem do uk , zamieszkali w jednym pokoiku...
Pewnego dnia jeden z nich zlapal paskudne grypsko
....wyrzucili go z pokoju jak wyrzuca sie psy w Polsce ....spal na korytarzu....
Mial troche szczescia ktos mu pomogl i z czasem wszystko mu sie ulozylo
....poszla na przyjecie do znajomych...
Wypila o kieliszek za duzo namieszanych drinkow
woli juz nie myslec ze wrzucili jej pigulke gwaltu ....
Choc to by tlumaczylo dlaczego nie wezwali pomocy po tym co sie stalo...
Na drugi dzien obudzila sie zalana krwia z dziura w glowie........
Nikt z uczestnikow przyjecia nie zadzwoni po karetke
tlumaczyli sie (o zgrozo) ze nr na taxi byl zajety :)))
Polsy sasiesiedzi
rodacy ha ha
Polak Palakowi.....
Recenzent mial slaby dzien. W kilku akapitach walkuje to, co moznaby z powodzeniem pomiescic w kilku wersach. Czyzby dostawal "wierszowke?"
Jesli w ksiazce mam odnalezc fragment wlasnych przezyc, to po co mam czytac o czyms, co doskonale juz znam?
eva111:
Coz, szukaj znajomych wsrod Polakow, a nie "polactwa".
Na codzien nie slucham takich historii, w ogole mnie one nie interesuja, bo dzieki nim ani sie nie rozwijam, ani nie poszerzam horyzontow, nie dowiaduje sie tez niczego nowego, ciekawego czy zajmujacego a utwierdzanie sie w przekonaniu, ze CZESC naszej emigracji to degeneraci i idioci tak naprawde do przyjemnych nie nalezy- moze prowadzic do kompleksow i niepotrzebnych frustracji na tle narodowosciowym :)
Nie zrozum mnie zle, ale opowiesci takie jak Twoja znam tylko z emito, gdyz na codzien ludzi ekscytujacych sie nimi omijam szerokim lukiem- m.in. z wyzej wymienionych powodow.
Uwazam to za zbyteczna strate czasu, choc lubie, gdy czasami przeplywa mi on przez palce :)
Zgłoś do moderacji