W St Andrews stworzył własną prasę graficzną z części po wojskowym aucie. Józef Sękalski, artysta z Turku, zostawił po sobie ilustracje, grafikę i uczniów, którzy do dziś wspominają jego niezależność i upór. Szkocja była jego ostatnim atelier.
To nie był jeden z tych artystów, którzy lubią pozować do zdjęć w fartuchu i z kieliszkiem w dłoni. Józef Sękalski miał warsztat zbudowany własnymi rękami – dosłownie. W St Andrews, gdzie zamieszkał po wojnie, zbudował prasę graficzną z osi samochodowej i skrzyni transportowej. Zamiast narzekać, tworzył. Zamiast czekać na mecenasa – drukował sam.
Zamieszkał w Bell Rock House – przy samym porcie. U jego boku była Roberta Hodges, malarka, absolwentka Goldsmiths’ College w Londynie. Prowadziła pracownię na strychu, on warsztat na dole. Ich dom był miejscem spotkań artystów, studentów, ludzi zafascynowanych grafiką i malarstwem. Tworzyli osobny świat – cichy, konsekwentny i skupiony na pracy.
Z Turku do Szkocji
Urodził się w 1904 roku w Turku, w środkowej Polsce. Początkowo studiował medycynę, ale porzucił ją dla sztuki. W latach 1929–1934 uczył się na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Po studiach malował polichromie ścienne w kościołach, a od 1937 roku kierował pracownią artystyczną w Łodzi.
Po wybuchu wojny musiał uciekać z okupowanej Polski. W 1940 roku przedostał się do Budapesztu, gdzie zorganizował wystawę grafik przedstawiających płonącą Warszawę. Cieszyła się dużym zainteresowaniem i była jednym z pierwszych wizualnych świadectw zniszczenia stolicy. Następnie przez Francję trafił do Polskich Sił Zbrojnych tworzonych przy armii francuskiej. Po kapitulacji został pojmany, ale zdołał uciec i przedostać się do Szkocji, gdzie w 1942 roku ponownie wstąpił do polskiego wojska.
W kręgu grafiki książkowej
W Szkocji najpierw związał się z polskim środowiskiem artystycznym w Glasgow. Współpracował m.in. z Jadwigą Harasowską, ilustrując antologię „A Call from Warsaw” – publikację zawierającą poezję pisaną w okupowanej Warszawie. Później zamieszkał w St Andrews, gdzie dołączył do kręgu szkockich drzeworytników. Budował własne narzędzia, eksperymentował z materiałami, ilustrował książki i projektował szaty graficzne wydawnictw. Stopniowo zyskiwał renomę jako ilustrator, rytownik i twórca ekslibrisów.

W 1957 roku objął stanowisko wykładowcy grafiki warsztatowej w Duncan of Jordanstone College of Art w Dundee. Pracował tam do 1970 roku. Jako nauczyciel był wymagający, ale niezwykle ceniony. Studenci mówili o nim z szacunkiem i ciepłem. Jedna z jego uczennic, Barbara J. Robertson, która zaczęła karierę dzięki jego wsparciu i naukom pisała:
„Połączenie artystycznego wykształcenia i ogromnego doświadczenia sprawiło, że Josef był nauczycielem niezwykle uważnym i wrażliwym – cechami, które zjednały mu szacunek i zaufanie studentów. Wielu z nich skorzystało z jego rozległej wiedzy o historii i technice drzeworytu, metodach, materiałach i problemach warsztatowych”.
Robert Fraser – grafik i przyjaciel – pisał: Sękalski łączył ogromne doświadczenie praktyczne z wrażliwością i skromnością. Miał rozległą wiedzę o historii drzeworytu, materiałach i technikach. Jego pracownia szybko przekształciła się w dynamiczny dział graficzny, który obejmował wszystkie najważniejsze techniki druku. Wielu studentów zapamiętało go nie tylko jako nauczyciela, ale i przyjaciela.

Dwie sztuki – jedno życie
Roberta, jego partnerka, była malarką pejzaży, nauczycielką i aktywną uczestniczką życia artystycznego St Andrews. Jej obrazy – przedstawiające m.in. lokalne ulice i zatoki – do dziś znajdują się w szkockich kolekcjach. Razem z Józefem stworzyli przestrzeń, w której grafika i malarstwo rozwijały się równolegle – każde w swoim rytmie, ale zawsze w dialogu.
Pracownia przy porcie, gdzie ona malowała, a on odbijał grafiki na własnoręcznie skonstruowanej prasie, stała się miejscem nauki i inspiracji dla kolejnych pokoleń studentów. To tam spotykali się młodzi artyści, by zobaczyć, że sztuka może być rzemiosłem – i że wystarczy silna ręka, by zbudować swój warsztat od podstaw.
Dziedzictwo, które trwa
W 1951 roku Sękalski wyrzeźbił panel „Święty Andrzej i dzik” do ratusza w St Andrews – do dziś można go tam oglądać. Jego linoryty znajdują się w zbiorach National Galleries of Scotland, McManus Galleries, V&A i innych instytucji. Ilustrował książki o polskich legendach, projektował typografię, drukował poezję wojenną.
Po jego śmierci ustanowiono Sekalski Prize – nagrodę przyznawaną studentom ilustracji za wybitne osiągnięcia w grafice warsztatowej.
Zmarł w 1972 roku w St Andrews. Roberta przeżyła go o siedemnaście lat – do końca życia mieszkała w tym samym domu. Razem zbudowali coś więcej niż tylko wspólną pracownię. Zostawili po sobie wzór – jak pracować razem, nie rywalizując i jak tworzyć z potrzeby serca.
Komentarze
Zgłoś do moderacji