„Dinozaury są zbyt niebezpieczne, by zabrać je na pokład. Gratulacje dla Lotniska Chopina. Płaczący 4-latek o 6 rano pozdrawia” - taki wpis w języku angielskim pojawił się na Instagramie, a zamieścił go ojciec chłopca, któremu strażnicy graniczni zarekwirowali zabawkę podczas kontroli bezpieczeństwa.
Ze zdjęcia zamieszczonego pod postem wynika, że był to plastikowy, niebieski pistolet na wodę z zamocowanym do niego zielonym dinozaurem.
Faktem jest, że chcąc bezpiecznie podróżować samolotami, trzeba się godzić na szereg ograniczeń, w tym tych dotyczących wnoszenia do samolotów, ale także do stref zastrzeżonych tylko dla podróżnych, rzeczy uznawanych za mogące stanowić zagrożenie. Czy jednak sytuacja z zabawką – plastikowym pistoletem na wodę z doczepionym dinozaurem nie należy już do tych, które można nazwać nadgorliwością służb?
Po tym, gdy sprawę nagłośniły media, Lotnisko Chopina postanowiło odnieść się do tej kwestii.
„Szanowni Państwo, zasady są jasne – na pokład samolotu nie można wnieść nic, co przypomina broń. O ile podczas kontroli dokładnie sprawdzimy, co to jest, o tyle na wysokości 10 kilometrów nikt nie będzie analizować, czy to zabawka, czy prawdziwa broń stylizowana na zabawkę – przepisy są jasne. Przepisy są dla wspólnego bezpieczeństwa. Przykro nam z powodu płaczu dzieci, których zabawki mogą zostać niedopuszczone do lotu, ale te przepisy są również dla ich bezpieczeństwa” – czytamy w oficjalnej informacji warszawskiego lotniska.
Komentarze 21
No i te dinozaury. Gryzo.
Tak, gadka szmatka. Ale prawda jest jedna - straż lotniskowa już zbiera zabawki aby mieli co dać w domu na święta. Ale co z Radomiem? Tam nikt nie lata!!!
Z tymi dzieciami to zawsze jest problem. Albo zabawka nie taka, Albo paszportu taki dzieciak nie ma, zawsze jakiś problem.
Lewackie lotnisko, trzeba było lecieć z prawackiego.
Co prawda, to prawda...