Do góry

Świat zaklęty w dźwiękach

Geniuszy nazywa się po imieniu mniej więcej w sto lat po ich śmierci. Tak pokazuje historia. Trudno mówić więc o geniuszu w przypadku 24-letniej Magdaleny Filipczak. Polska skrzypaczka udowodniła już jednak, że talent ma nieprzeciętny, a co więcej – wszelkie niezbędne współcześnie predyspozycje na wielką karierę solistki.

Mówi się, że talent stanowi tylko jeden procent sukcesu. Reszta to pot i łzy. Magdalena Filipczak pracuje co prawda bez wytchnienia od dzieciństwa, ale nie zdarzyło jej się płakać z tego powodu.

Muzyka jest jej pasją, a gra na skrzypcach powołaniem. Tak twierdzi. Jest również sposobem na komunikację z ludźmi. "Dźwięki potrafią wprowadzać w rożne, niesamowite stany emocjonalne. Za ich pomocą potrafię przekazać znacznie więcej niż słowami" – mówi Magdalena. Na tle losów emigrantów przyjeżdżających do Wielkiej Brytanii za chlebem, jej historia brzmi jak bajka. Nie ma w niej zmywaków i rozterek – zostać czy wrócić. Szczęściara? Być może. Podczas rozmowy z nią przekonuję się jednak, że jest osobą, która doskonale wie, czego chce i konsekwentnie dąży do celu. Marzy o karierze solistki. Nie ma planu B.

Trudne początki?
Gdzie tam!

Na palcach jednej ręki policzyć można Polaków, którzy w tak krótkim czasie osiągnęli tak wiele, równocześnie w kraju i poza jego granicami. Tylko w tym roku Magdalena dostała dwa prestiżowe stypendia – "Młodej Polski" Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz fundacji The English-Speaking Union. Pierwsze to największa nagroda finansowa dla młodych twórców nad Wisłą. Kwotę 35 tys. złotych artystka przeznaczy na zakup mistrzowskich skrzypiec z kolekcji Floriana Leonharda.

Na razie korzysta z użyczanych jej instrumentów. "Teraz potrzebuję jednego z nich na stałe. Instrument, który planuję kupić kosztuje co prawda 70 tys. funtów, ale będę mogła spłacać tą sumę w ratach" – mówi. Stypendium The English-Speaking Union próbowała zdobyć już dwa lata temu. Wówczas nie przeszła nawet przesłuchania, czyli wstępnych eliminacji do głównego konkursu. "Od tego czasu zdobyłam jednak wiele międzynarodowych nagród, a myślę, że komisja konkursowa bardzo bierze pod uwagę CV" – mówi.

Wygrała między innymi Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. H. Ellera w Tallinie, dwukrotnie zdobyła złoty medal na Międzynarodowym Festiwalu Marlow Concerto Competition w High Wycombe w Anglii oraz dwie nagrody specjalne: Editio Barenreiter Praha i Concerto Grosso za najlepszą interpretację utworu Bachaorazi. Jak twierdzi, największym jak dotąd dokonaniem artystycznym był dla niej jednak ubiegłoroczny występ w londyńskiej Wigmore Hall, słynącej ze swojej niesamowitej akustyki. O koncercie w tej sali marzy każdy wykonawca muzyki klasycznej. Nie każdy jednak okazuje się najlepszym absolwentem Guildhall School of Music and Drama – a tak stało się w przypadku Magdaleny. Koncert w Wigmore Hall był nagrodą za to osiągnięcie.

Talentem trzeba zarządzać

To właśnie z powodu tej uczelni pojawiła się w Londynie w 2004 roku. A dokładniej z powodu prowadzącego w niej klasę muzyczną prof. Krzysztofa Śmietany. Wybitnego skrzypka poznała jeszcze w Polsce, podczas międzynarodowych kursów muzyki kameralnej w Puławach. "Mamy podobny gust muzyczny, naturalnie więc chciałam kontynuować edukację u niego. Od tego czasu miałam okazję uczyć się u wielu mistrzów, ale prof. Śmietana pozostał moim największym autorytetem. Kiedy poznaliśmy się w Polsce nie miałam pojęcia, że cieszy się tak dobrą sławą poza granicami kraju. Dopiero w Londynie dotarło do mnie, że świat docenił go znacznie bardziej niż ojczyzna" – mówi Magdalena.

Egzaminy wstępne na uczelnię zdała śpiewająco. Dostała pełne stypendium na czteroletni kurs Bachelor of Music, a teraz również na studia magisterskie. Jest także laureatką wielu londyńskich fundacji stypendialnych, między innymi the Philharmonia Orchestra/Martin Musical Scholarship Fund, the City of London Corporation, the Music Students Hostel Trust. "Dzięki nim mogłam skoncentrować się podczas studiów tylko na graniu" – twierdzi. Ale zrobiła znacznie więcej. Korzystając z okazji, zrealizowała również swoją drugą wielką pasję – śpiew operowy. Na egzaminie wykonała polską kolędę. "Rzecz jasna nikt w komisji nie znał polskiego, więc jakoś mi się udało" – mówi. Głos szkoliła cztery lata. W przyszłości zamierza zorganizować koncert łączony – jak twierdzi bowiem, skrzypce i śpiew operowy idą w parze.

Studiując w Londynie Magdalena zrozumiała też jednak, że żaden sukces nie jest dziełem wyłącznie talentu i szczęścia. "Konkurencja w Londynie jest ogromna. Na mojej uczelni studiują najbardziej utalentowane osoby z całego świata. Większość z nich to stypendyści. Żeby wybić się na tle tak wielu uzdolnionych osób, trzeba konsekwentnie budować swoje CV – zdobywać jak najwięcej stypendiów i wygrywać w międzynarodowych konkursach" – mówi. Na czas nauki stała się więc sprawnym managerem własnej kariery. Teraz jednak rozgląda się już za profesjonalnym agentem. "Po studiach chcę przede wszystkim jak najwięcej grać. Agent będzie mi więc równie niezbędny co własne skrzypce" – mówi.

Świat jest wielki, a ja jestem Polką

Pomimo wielu sukcesów na międzynarodowej scenie, Magdalena dba również o kontakty z polonijną publicznością. W ubiegłym roku zorganizowała koncert muzyki kameralnej w polskim kościele na Islington. "W Londynie kościoły służą również za „uduchowione” sale koncertowe, dlatego prawie każda parafia posiada fortepian, ale polska jest wyjątkiem. Dlatego też dochód z koncertu został przeznaczony na zakup fortepianu. Jeszcze cztery takie koncerty i pojawi się w kościele" – mówi. A wtedy będzie organizować w nim koncerty muzyków z różnych krajów.

Gdy pytam ją, czy miewa czas wolny od grania lub organizowania koncertów wykrzykuje bez namysłu: "oczywiście, że tak!". Ale odpowiedź na pytanie, co wtedy robi, zabiera jej trochę więcej czasu. W końcu mówi, że kocha kino i relaksuje się oglądając filmy. Ulubiony? "Wszystkie poranki świata". To przepiękna opowieść o… pewnym kompozytorze. Nie mam już złudzeń – życie Magdaleny Filipczak toczy się wokół dźwięków. I nawet nie da się powiedzieć, że za swoje muzyczne sukcesy płaci wysoką cenę. Bo co to za cena, jeśli sięgając do kieszeni człowiek szeroko się uśmiecha?

Katalog firm i organizacji Dodaj wpis

Komentarze 3

Dolys
9 478
Dolys 9 478
#130.03.2010, 11:08

Pięknie...Trzymam kciuki:)

DarekGLA
1 121
DarekGLA 1 121
#231.03.2010, 11:08

Wszystko fajnie, tylko ,ze to lepiej brzmi niz w rzeczywistosci wyglada (bynajmniej nie chodzi mi o brzmienie skrzypiec :) ).Takich konkursow jak w Tallinie jest 'jak mrowkow' (mowimy o ilosciach idacych w setki) a miejsca na scenach bardzo ograniczone oraz silnie obsadzone.
Tego typu konkursy, nawet wygrane, to zdecydowanie zbyt malo by myslec powaznie o jakiejkolwiek karierze solistycznej.Co innego ,gdybysmy mowili o konkursie Czajkowskiego w Moskwie czy Krolowej Elzbiety w Brukseli, tam zwyciezcy innych miedzynarodowych konkursow(i to duzo lepiej sobsadzanych niz taki,ze stazem scenicznym nie wchodza nawet do drugiego etapu.

Oczywiscie, zycze wszystkiego najlepszego, ale daleki bylbym od hurra-optymizmu, takich zyciorysow znam na peczki.Niestety, tak sie sklada,ze wszyscy mysla o tym samym...ale szanse na to,ze plan sie zrealizuje sa naprawde niewielkie.

Zycze,by potrzebny byl agent, ale patrzac na dziesiejszy rynek dobrze bedzie,jezeli dziewczyna znajdzie prace lepsza niz praca w szkole muzycznej lub gra w drugoligowej orkiestrze.

Dolys
9 478
Dolys 9 478
#307.04.2010, 10:53

Kazdy ma jakas tam swoje droge. Najwazniejszy jest optymizm i praca, praca. Ja tam trzymam kciuki:)