Wystawa plakatów została wypożyczona dzięki uprzejmości Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Franciszek Andrzej Bobola Biberstein-Starowieyski (1930 – 2009) urodził się w Bratkówce koło Krosna na Podkarpaciu w rodzinie szlacheckiej pieczętującej się herbem Biberstein. Malarz utrzymywał, że wcielił się w niego duch żyjącego w XVII wieku przodka i konsekwentnie podpisywał swe prace datami o trzysta lat wcześniejszymi. W jednym z wywiadów wyjaśniał: "Ja żyję w tamtych czasach, a reszta - to co później się zdarzyło, aż do pozornego dziś - jest tylko kwestią wyobraźni".
Starowieyski chciał zostać inżynierem-wynalazcą, ale w 1947 r. zdał do liceum plastycznego w Szczekocinach. Na egzaminie dostał temat "Człowiek i drzewo". Narysował więc wisielca dyndającego na gałęzi. Już wtedy uwielbiał makabryczne żarty.
Zobacz także:
"Pręgi" w Edynburgu - o projekcji wielkrotnie nagradzanego debiutu reżyserki Magdaleny Piekorz (5 listopada) oraz filmów krótkometrażowych
(4 listopada, Screen Academy, Napier University)
Polish Art Scotland ma przyjemność zaprosić wszystkich na wystawę plakatu autorstwa wybitnego polskiego artysty Franciszka Starowieyskiego, która będzie wystawą towarzyszącą pokazom filmowym Katowickiej Szkoły Filmowej ("Pręgi" w reżyserii Magdaleny Piekorz – 5 listopada).
Plakaty będzie można obejrzeć w cafe/bar w kinie Filmhouse w dniach od 5 listopada do 1 grudnia 2009.
Artysta studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (1949-1952) m.in. w pracowni Wojciecha Weissa oraz w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (1952-1955). Uprawiał rysunek, plakat (ponad 300 prac), malarstwo ścienne i scenografię. Wykształcił w malarstwie własny styl charakteryzujący się m.in. rysunkową formą o kaligraficznej precyzji kreski. Na płótnach Starowieyskiego często pojawiają się fantastyczne kłębowiska nagich kobiecych ciał, co zdradza fascynację artysty barokiem. Często opatrywał on swoje rysunki niemieckimi, stylizowanymi na XVII-wieczną kaligrafię, komentarzami.
"Malarz czy rysownik to zawód, który trzeba wykonywać codziennie, nie wystarczy działalność okazjonalna. Okazjonalnie można pisać, ale nigdy malować. Potrzeba tu zbyt wiele manualnego kunsztu" - twierdził Starowieyski.
Starowieyski był wielkim samotnikiem polskiego malarstwa. "Cały mam czas poczucie nie przynależenia do żadnej grupy artystycznej ani myślowo, ani stylistycznie. Nie czuję się związany nawet z ponurymi, brudnymi w kolorze surrealistami (...) Wszystkie moje niepowodzenia biorą się z artystycznego odosobnienia. Nie znalazłem w Polsce takiej grupy ludzi, wśród których mógłbym funkcjonować. Nasi malarze są zbyt gładcy, a ich świat jest brudny i straszliwie posępny. Na moich obrazach to, że ktoś ma odciętą głowę, zupełnie mu nie przeszkadza w odczuwaniu wielkiej radości" - powiedział malarz.
Starowieyski zyskał popularność w latach 60. jako autor plakatów teatralnych i filmowych. Zajmował się także malarstwem, grafika użytkową, scenografią teatralną i telewizyjną. Jest twórcą tzw. Teatru Rysowania - pokazach wirtuozerii rysowania, które zrealizował około 30 razy. Choć każdy spektakl jest inny, obowiązywały pewne zasady - zawsze była naga modelka, zawsze też spektakl rozpoczynał się od wykreślenia pośrodku kompozycji koła (bez pomocy cyrkla, jedną ręką). Franciszek Starowieyski zawsze podczas Teatru Rysowania miał na sobie te same spodnie, zamiast paska związane sznurem, z którego - jak twierdził - odcięto wisielca.
Kreował sugestywne, fantastyczne wizje, niepodobne do niczego, co istniało w sztuce polskiej. Wyróżniał się; był charakterystyczny, rozpoznawalny. Miał swoje ulubione chwyty, stale używane akcesoria i wypróbowanych bohaterów, a raczej bohaterki. Inspirowała go barokowa ornamentyka oraz rubensowskie, bujne kształty. Najczęściej kreował stwory o kobiecym ciele i zwierzęcym łbie bądź ptasim dziobie zamiast głowy. Chętnie też wyposażał swoje boginie w skrzydła zamiast rąk, czasem dodawał im wężowe ogony, to znów wypychał brzuchy smoczym jajem. Innym razem przeobrażał tułów w promieniejące, magiczne oko.
Polecamy:
Będę tęsknił za Szkocją - przeczytaj wywiad z konsulem Aleksandrem Dietkowem podsumowujący cztery lata jego kadencji.
Zmysłowość łączył z okrucieństwem; urodę cielesną zderzał z rozkładem i śmiercią; erotykę "przełamywał" symbolami śmierci – czaszkami, szkieletami, toczącym cielesną materię robactwem.
Upodobanie do barokowej estetyki przejawiało się również w charakterystycznym dla Franciszka Starowieyskiego makabrycznym poczuciu humoru. Przede wszystkim uwielbiał gorszyć rodzinę. "Był rok 1955, stryj postanowił wprowadzić mnie w dorosłe życie na spotkaniu rodzin ziemiańskich" – wspominał Starowieyski. "Stawiłem się odziany w elegancki strój wieczorowy, zachowywałem nienagannie. Wszyscy wydawali się zawiedzeni. Do momentu, gdy ktoś szepnął: tu śmierdzi diabłem… Wtedy zauważono, że spod smokingowej marynarki wystaje mi długi, cuchnący ogon! Zrobiłem go sobie przed przyjęciem z upapranego smołą kabla. Familia odetchnęła z ulgą – tego właśnie się po mnie spodziewano".
Teresa Starowieyska, żona artysty, na długo zapamiętała dzień, gdy weszła do domu i znalazła męża leżącego na łóżku, z zakrwawioną twarzą i pływającym we krwi, wyłupionym okiem. Do tego makabrycznego żartu Starowieyski użył koncentratu pomidorowego i piłeczki pingpongowej.
Od dziecka sprawność fizyczna należała do jego priorytetów. Chętnie demonstrował muskulaturę i cielesną tężyznę. Zimą, zamiast pod prysznicem, mył się w śniegu. Publicznie. Nurkował w śniegowych pryzmach, ku uciesze kolegów studentów z ASP.
Starowieyski znany był także jako kolekcjoner dzieł sztuki. "Całe życie miałem skłonność do kolekcjonerstwa. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze dzieliłem swój czas między sztukę a kolekcjonerstwo. Będąc zbieraczem, nauczyłem się, że z nowych przedmiotów można wyczytać inne rzeczy niż ze starych. Tu dowiaduję się o fabrykach i gustach ludzi. Do tamtych przedmiotów dochodzi jeszcze ich los" - mówił. Jego zdaniem, kolekcjonowanie stanowi pretekst do rozmów o czasie. "Przedmioty mogą być wieczne i nieskończone. W tym upatruję ich wielkość (...) Zanurzam się w zbieractwie, by na moment dostąpić nieśmiertelności rzeczy" - deklarował artysta.
Starowieyski wielokrotnie wystawiał w galeriach i muzeach w Polsce oraz m.in. w Austrii, Belgii, Francji, Holandii, w Kanadzie, Szwajcarii, USA, we Włoszech. Jest laureatem wielu nagród, m.in.: Grand Prix na Biennale Sztuki Współczesnej w Sao Paulo (1973), Grand Prix za plakat filmowy na festiwalu w Cannes (1974), Grand Prix na Międzynarodowym Festiwalu w Paryżu (1975), Annual Key Award gazety Hollywood Reporter (1975-1976), nagrody na Międzynarodowym Biennale Plakatu w Warszawie i na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Chicago (1979-1982). W 1994 roku otrzymał Nagrodę "Złotej Maski" za scenografię do "Króla Ubu" Krzysztofa Pendereckiego w Teatrze Wielkim w Łodzi, a w 2004 Nagrodę Ministra Kultury w dziedzinie sztuk plastycznych.
Wystawa plakatów została wypożyczona dzięki uprzejmości Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Komentarze 2
to fakt, on i jego prace są jedyne w swoim rodzaju
Kurczak jak u Antoniszczaka. :)
Zgłoś do moderacji