Zabrakło przedstawicieli czwartej co do wielkości alianckiej siły zbrojnej. Zabrakło tych, dzięki którym ta parada w ogóle się odbyła. Gdyby nie polscy piloci, to po londyńskim Mallu najpewniej defilowałby Wehrmacht, a na trybunie zamiast rodziny królewskiej stałby Adolf Hitler.
Londyn, The Mall, 8 czerwca 1946 roku.
Właśnie umilkły oklaski po tym, jak ostatnie szeregi przemaszerowały przed trybuną honorową, na której stała para królewska z dziećmi, członkowie rządu i najwyżsi dostojnicy państwa. Tłum odprowadził je wzrokiem i zaczął powoli rzednąć.
Nagle z góry dobiegł warkot silnika. Wszyscy zadarli głowy. Na wysokości kilkuset metrów leciał samotny Hurricane. Za nim w równych formacjach leciało kilkadziesiąt Spitfire’ów. Potem z głośnym buczeniem przeleciały bombowce.
Tłum ponownie wybuchnął radosną wrzawą.
W połowie The Mall, niedaleko trybuny, stał młody chłopak ubrany w zniszczony battledress. Jako jedyny nie miał uśmiechu na twarzy, co wyróżniało go wśród tłumu. Stał z tyłu i palił papierosa.
- A pan dlaczego dzisiaj taki smutny? – zagadnęła go starsza kobieta trzymająca za rękę małą dziewczynkę.
Mężczyzna nic nie odpowiedział. Rzucił niedopałek na ziemię, przydepnął go i poszedł w stronę najbliższego pubu.
Była to parada, jakiej Londyn nie widział. Mimo kiepskiej pogody na ulice wyszło ponad milion mieszkańców. Wyszli by podziwiać przemarsz żołnierzy, lotników, marynarzy i służb cywilnych. Kolumna marszowa miała ponad piętnaście kilometrów długości.
Na czele parady jechały odkryte jeepy z najwyższymi dowódcami sprzymierzonych armii. Za nimi przetoczyło się kilkaset pojazdów – od sanitarek po czołgi. Potem przed zgromadzonym tłumem przemaszerowały reprezentacje kilkudziesięciu narodów.
Najliczniej stawili się Amerykanie – tłum gorąco oklaskiwał bohaterów lądowania w Normandii, walk w północnej Afryce, Sycylii i na wyspach Pacyfiku.
Potem przeszli Francuzi. Za nimi szli Kanadyjczycy, Australijczycy i Nowozelandczycy. Potem Czesi i Norwegowie…
Niemal każda nacja, która wzięła udział w zakończonej przed rokiem wojnie, zaprezentowała się na tej paradzie. Przed oczami miliona londyńczyków przesuwała się niekończąca się mozaika mundurów, sztandarów i stylów maszerowania.
Byli Hindusi w turbanach, Grecy w białych spódniczkach i Szkoci w kiltach. Maszerowały nawet oddziały z Etiopii, Seszeli i Fidżi.
Polaków na tej paradzie nie było.
Zabrakło przedstawicieli czwartej co do wielkości alianckiej siły zbrojnej. Zabrakło tych, dzięki którym ta parada w ogóle się odbyła.
Gdyby nie polscy piloci to po londyńskim Mallu najpewniej defilowałby Wehrmacht, a na trybunie zamiast rodziny królewskiej stałby Adolf Hitler.
Labourzystowski rząd Clementa Attlee celowo nie zaprosił przedstawicieli Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie nie chcąc denerwować Stalina. Wysłał za to zaproszenie do Warszawy dla pocztu sztandarowego Ludowego Wojska Polskiego. Polscy komuniści pod naciskiem Moskwy odrzucili zaproszenie.
Winston Churchill, dowódcy RAF-u oraz nieliczni parlamentarzyści protestowali przeciwko niezaproszeniu na paradę polskich żołnierzy walczących podczas wojny pod dowództwem brytyjskim, ale rząd pozostawał nieugięty.
Tuż przed samą paradą, w ostatniej chwili wysłano zaproszenia do 25 polskich pilotów, którzy brali udział w Bitwie o Anglię. Mieli maszerować nie jako osobny oddział, lecz jako część Królewskich Sił Powietrznych.
Piloci dowiedziawszy się, że będą jedyną reprezentacją Polskich Sił Zbrojnych, odmówili wzięcia udziału w paradzie. W ten sposób w uroczystości nie wziął udziału ani jeden polski żołnierz.
Starsi Brytyjczycy pamiętają o tym i bardzo się wstydzą za swój ówczesny rząd. Kiedy razem z przyjaciółmi organizowaliśmy wystawę o polskich pilotach podczas pokazów lotniczych w bazie Leuchars w 2010 roku, co chwila podchodzili do nas ludzie w podeszłym wieku przepraszając za decyzję swojego rządu sprzed ponad sześćdziesięciu lat.
Młodzi Brytyjczycy nie znają tej historii. Ze świecą szukać by tu takiego, który słyszał o roli polskich pilotów w Bitwie o Anglię. Pora im więc przypomnieć oraz zadośćuczynić żyjącym weteranom za upokorzenie, którego doznali w 1946 roku.
Mój kolega Jacek Kotarbiński (jeden z najwybitniejszych specjalistów od marketingu w Polsce) wystosował petycję do ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego o zwrócenie się do Królowej Wielkiej Brytanii Elżbiety II z prośbą o przyjęcie w Londynie symbolicznej, honorowej defilady polskich żołnierzy. Tych, którzy walczyli podczas wojny oraz tych, którzy tworzą polską armię dzisiaj.
Zwracam się do Was z ogromną prośbą o jej podpisanie. Możecie ją znaleźć tutaj.
Proszę, wklejcie ten link na Waszych stronach, blogach i forach.
Dzisiaj nie żyje już ani jeden z polskich uczestników Bitwy o Anglię (ostatni – generał Tadeusz Sawicz zmarł w październiku 2011 roku w Kanadzie), ale żyją jeszcze żołnierze generała Andersa, czołgiści generała Maczka i komandosi generała Sosabowskiego. To dla nich ma być zorganizowana ta parada.
W końcu nie tylko Brytyjczycy są im coś winni. My także.
Źródła:
- Lynne Olson i Stanley Cloud, Sprawa honoru, A.M.F. Plus Group Sp. z o.o., 2004.
- London Victory Celebrations of 1946, http://en.wikipedia.org, Dostęp 23.03.2012.

Komentarze 26
Bardzo mi sie podoba akcja opisana pod materialem. Niestety jestem czlowiekiem slabej wiary jesli chodzi o zadoscuczynianie historii w UK, wieksze bledy wciaz sa chowane pod dywan. Bede jednak trzymal kciuki oraz reklamowal gdzie sie da.
Kazdy z nas moze miec swoj maly wklad w propagowanie historii Polski, tu - na Wyspach: odzaluj pare funciakow, kup na Amazonie ktoras z ksiazek, opisujacych rzeczone wydarzenia "anglojezycznie", podaruj ja miejscowej bibliotece albo rozpowszechnij wsrod znajomych Brytyjczykow.
Czasami mozna zlowic okazje, doslownie za funciaka z groszem.
Jest w obiegu conajmniej kilka, lekkostrawnie napisanych prac w jez angielskim - "No Greater Ally","Poland Betrayed", "Wojtek the Bear", "For Your Freedom and Ours" itd.
Goraco zachecam do dzialania!
Ja rozdaje od jakiegos czasu "Niedokonczony Rozdzial" Gen. Andersa.
Bardzo proszę poprosić swojego przyjaciela od marketingu żeby już nic do królowej nie pisał, bo narobi tak sobie jak i reszcie rodaków wstydu.
Szanowna monarchini zapewne dobrze pamięta że nie o paradę tu poszło.
Natomiast do tzw. „polskiego” ministra spraw zagranicznych też lepiej nie pisać bo po jego publicznych wypowiedziach o Powstaniu Warszawskim tudzież, również publicznym całowaniu w tyłek umiłowanej pani kanclerz, trudno go posądzać o patriotyzm.
Myślę tutaj o polskim patriotyzmie. Nie o niemieckim, i nie o żydowskim.
A co do meritum sprawy…
Znaczenie miała nie symboliczna parada zwycięstwa ale zdrada rządu brytyjskiego. OSZUKANIE Tysięcy Polskich Żołnierzy przez rząd jego królewskiej mości z panem churchillem na czele.
Po zwycięskiej dla aliantów wojnie wschodnie tereny Rzeczpospolitej ( z polskimi miastami Wilnem i Lwowem) zostały „podarowane” przez churchila stalinowi, natomiast reszta Polski za przyzwoleniem zachodnich aliantów dostała się pod bolszewicko – żydowską okupację.
Po prostu polscy żołnierze, ci co przeżyli, nie mieli możliwości powrotu do domu. A ci którzy się mimo wszystko odważyli na przyjazd do „nowej” Polski, kończyli najczęściej w ubeckich katowniach lub w dole z wapnem.
Więc nie róbcie Panowie cyrku z parady której nie było, bo nie o paradę tutaj chodziło.
W 1946 przeciez nie było komu paradować gdyż dla Polaków nastał czas następnych bitew i potyczek z radzieckimi sołdatami i przekupionymi w zamian za pośrednie stołki na rożnych stanowiskach u władzy pprowcami. Kiedy sukcesywnie wybito już kwiat inteligencji profesorow dziekanow lekarzy, księży, prezydentow miast, oficerów, przez niemcow i rosjan.
Został tylko motłoch, z PPR ktory spiskował lub otwarcie walczył z niedobitkami z AK, przeksztalcili sie oni w PZPR potem świńskie SLD któremu następne pokolenie ciemniaków zawierzyło.
W zasadzie zawierzyli oni specom od agitacji.
Ale i tak ci co głosowali na komuchow są frajerami bo oddali głos na potomków tych co współpracowali z konuchami.
Swołocz