Wśród nowoprzyjezdnych Polaków w Londynie mało kto wie o instytucji zwanej potocznie Instytutem Sikorskiego. Instytut Polski i Muzeum im gen. Sikorskiego znane są głównie w świecie naukowym z powodu swoich archiwów wojskowych z okresu drugiej wojny światowej. W okresie przed pandemią przeszło 350 badaczy historycznych, Polaków, Brytyjczyków i innych, przybywało tu rocznie aby czerpać informacje z archiwów pod czujną opieką głównego archiwisty dr Andrzeja Suchcica.
Jest też bogata sekcja filmów, która znajduje się już obecnie pod ochroną British Film Institute, ale jest poważnym źródłem dochodów dla Instytutu z powodu udostępnienia praw filmowych. Instytut jest również częstym miejscem pielgrzymek nie tylko dla historyków lub członków rodzin wojskowych szukających informacji o swoich krewnych czy przodkach, ale również dla polskich dygnitarzy odwiedzających Wielką Brytanię. Przy okazji oprowadza się ich również po muzeum, które jest często dla nich rewelacją. Pamiętam pierwszy przyjazd Lecha Wałęsy do Londynu w grudniu 1989, kiedy odwiedzenie muzeum i pozowanie do zdjęcia przy posągu misia Wojtka było konieczną dla niego atrakcją przed spotkaniem się z panią premier Thatcher.
Zachować pamiątki w Londynie
Muzeum i archiwa mieszczą się w pięknym zabytkowym gmachu, w zamożnej dzielnicy Kensington, wśród ambasad i instytutów naukowych, na naprzeciw rozległego Hyde Parku.
Sam budynek zakupiony został w roku 1947 przez nowo utworzoną organizację charytatywną pod patronatem prezydenta Władysława Raczkiewicza, aby zachować wszelką dokumentację i pamiątki z walki Polaków na Zachodzie i uniemożliwić przekazanie tych skarbów władzom komunistycznym w Polsce. Ta chęć zachowania archiwów i zabytków na terenie Wielkiej Brytanii pozostaje nadrzędnym celem obecnego zarządu powierników Instytutu do dziś.
Dwie popołudniowe godziny
Choć muzeum jest dostępne dla wszystkich i wstęp jest darmowy, zwiedzać go można tylko przez dwie popołudniowe godziny, od wtorku do piątku i jeszcze w pierwszą sobotę każdego miesiąca. W tych ograniczonych godzinach proponuje się jeszcze zadzwonić z góry i upewnić się, że kurator czy jeden z oddanych wolontariuszy będzie mógł oprowadzić po wystawie. Wyobrażam sobie, że wynika to z powodów ostrożności i bezpieczeństwa i nie krytykuje tego. Lecz nie daje to zachęcającego poczucia dostępności dla nieśmiałego przypadkowego gościa z ulicy.
Mundury, sztandary, ordery
W Muzeum jest co zobaczyć. Mundury generała Sikorskiego i jego córki, które mieli na sobie podczas katastrofy w Gibraltarze; sztandar polski, który zawisł nad zdobytym klasztorem na Monte Cassino; obrazy Wojciecha Kossaka i szkice z frontu Mariana Walentynowicza; urny z ziemi słynnych bitew we Włoszech; szczątki zestrzelonego samolotu niemieckiego; historyczne zbroje; portrety królów; modele okrętów wojennych; niezliczone mundury, medale, monety, dyplomy, a pod sufitem każdej sali sztandary, sztandary i sztandary.
Można dać się sfotografować, siedząc przy biurku generała Sikorskiego czy generała Andersa. Zaskakująca jest duża gablota wynalazków, jak peryskop dla czołgów, czy „odkurzacz” przeciwminowy, świadczące o zdolności do improwizacji polskich inżynierów wojskowych.
Królowie, Napoleon i system światełek
Ekspozycje i wystawy znajdują się na trzech kolejnych piętrach, dostępne tylko schodami i dają poczucie bogatej, lecz nieunowocześnionej, kolekcji zabytków. Z punktu widzenia narracyjnego wydaje mi się, że eksponaty mogłyby być ustawione bardziej w kolejności historycznej, bo mimo pięknych zabytków przedrozbiorowych, szczególnie z lat napoleońskich, eksponaty leżą wmieszane z przedmiotami bardziej nowoczesnymi.
Jest tu mało okazji do prezentacji multimedialnej czy interaktywnej, jak dotykowe ekrany czy podcasty na zamówienie guzika. Ciekawym wyjątkiem jest jednak improwizowany system światełek wskazujący linię frontu i główne obiekty walki na wzgórzach Monte Cassino. Oby więcej tego i śmielej.
Jest strona w sieci, ale…
Instytut obecnie posiada już bardziej nowoczesną i dostępną stronę internetową. Szczególnie cenna jest jej część podająca instytucje, brytyjskie i inne, gdzie można uzyskać źródła do informacji o swoich najbliższych czy o przodkach. Ale brakuje na przykład dostępu wirtualnego do tych najcenniejszych zabytków muzeum, które normalnie udostępniają nowocześniejsze londyńskie muzea dla osób zamieszkałych z dala od Londynu, czy dla szkół.
Mam nadzieję, że przy ostatniej kwietniowej zmianie dyrekcji i powołaniu nowych powierników, Instytut będzie mógł skoncentrować się nad unowocześnieniem swoich ekspozycji i wreszcie szerzej otworzy swoje drzwi.
Komentarze
Zgłoś do moderacji