W domu opiekuńczo-wychowaczym im. J. Korczaka w Gdańsku znajduje się 35 dzieci. Czternaście dziewczynek i dwudziestu jeden chłopców do 12 roku życia. Bez rodziców i krewnych. Bezbronnych, zdanych na łaskę i niełaskę opiekunów państwowych oraz ludzi dobrej woli: wolontariuszy i sponsorów. Zdanych na ciebie.
"Człowiek może być ubogi, nie dlatego, że nic nie zjadł, tylko przez to, że go nie szanują, że go poniżają, że nim gardzą. Cechą ubóstwa jest milczenie. Jest to stan niemożności wypowiedzenia się" – uważał polski reporter Ryszard Kapuściński. Pisał o ubogich w różnych częściach świata, ponieważ "ktoś musi mówić w ich imieniu". W imieniu dzieci z gdańskiego domu dziecka przemawia Fundacja "Serce". W Londynie od marca oficjalnie reprezentuje ją Jolanta Turek. "Od lat staram się wspomagać pozbawione rodzin dzieci w Gdańsku, moim rodzinnym mieście. Fundacja uczyniła mnie swoim Ambasadorem ze względów prawnych, ale tak naprawdę jestem zwykłym wolontariuszem, który ma potrzebę pomagania innym" – mówi Turek. W Londynie szuka podobnych sobie. Jak mówi, nie jest łatwo ich odnaleźć.
Polonia nie lubi się dzielić
W Domu Korczaka są podzielone na trzy grupy według stopnia niepełnosprawności, fizycznej lub umysłowej. Nie mogą i być może nigdy nie będą mogły same o sobie decydować. Mają też znacznie mniejsze szanse na znalezienie rodziny zastępczej, niż zdrowe sieroty. Mimo to, a może właśnie dzięki temu, nie przepuszczą żadnej okazji do odrobiny radości, śmiechu, zabawy. Właśnie dlatego Jolanta Turek postanowiła zebrać pieniądze na pozornie nieważny, ale jakże istotny dla samych maluchów cel: wycieczkę do gdańskiego zoo w Dzień Dziecka. Z racji swej niepełnosprawności dzieci wymagają szczególnej opieki na terenie zoo. "Całkowity koszt takiej wycieczki wraz z prowiantem to według moich obliczeń 470 funtów. Ale oprócz pieniędzy potrzeba też wolontariuszy, którzy zaopiekują się dziećmi podczas tej wyprawy. Każdemu potrzebny jest osobny opiekun. Gdy zdobędę pieniądze na wyprawę, fundacja w Gdańsku zajmie się pozyskaniem wolontariuszy" – mówi Turek.
Ludzi dobrej woli chętnych do wsparcia jej inicjatywy szuka wśród Polonii w Londynie. O potrzebną sumę stara się już od ponad miesiąca. Jak mówi, odzew jest, ale znikomy. Nie udało się zebrać jeszcze nawet połowy pieniędzy. "Zaczęłam działać dopiero w połowie marca, ale zważywszy na brak chęci wsparcia mojej inicjatywy przez organizacje polonijne w Londynie, myślę, że może mi być ciężko uzbierać odpowiednią sumę" – mówi.
Początek jej działalności w charakterze Ambasadora Fundacji "Serce" jest więc trudny. Początek, bo akcja "zoo" jest pierwszą z wielu zaplanowanych przez nią. Dzieci Korczaka, jak je nazywa, wymagają specjalistycznej opieki oraz urządzeń rehabilitacyjnych. Dlatego też głównym celem Turek jest zakup krzesełek rehabilitacyjnych dla maluchów. Najtańsze kosztuje 10 tys. złotych. "Odezwałam się do Cooltury, ponieważ emigranci z Londynu wydają się być znieczuleni na los tych nieszczęsnych dzieci. Nie rozumiem dlaczego? Czyżby Polonia brytyjska faktycznie była tak głucha na niedolę swoich rodaków jak się o niej pisze i mówi?" – zastanawia się Turek.
Bierzmy przykład z Brytyjczyków
"Ludność świata dzieli się na dwie kategorie: na biednych i na bogatych. Tych, których zalicza się do kategorii zamożnych jest na świecie 20 proc. Reszta to ludzie ubodzy. Wy należycie do tych wybranych. Jesteście wyróżnieni, Pan Bóg spojrzał na was łaskawym okiem. Żyjecie w raju, ale 80 proc. ludzi na świecie tak nie żyje" – uświadamiał Polakom przez całe swoje życie Kapuściński. Ludzie go lubili i czytali jego książki. Podobnie jak Jana Pawła II. Ale czy słuchali, co mają do powiedzenia?
Z badań dotyczących Polonii z ostatnich kilku lat wynika, że cenimy sobie życie na Wyspach nie tylko ze względów finansowych, ale również z powodu poczucia, że żyjemy w "normalnym społeczeństwie", gdzie można być sobą bez ryzyka, że będą nas wytykać palcami. Cenimy sobie zatem brytyjską kulturę opartą na tolerancji, szacunku do drugiego człowieka, uprzejmości i skromności. Jej istotnym elementem jest również gotowość do wspomagania słabszych, uboższych i mniej szczęśliwych. Prawie co tydzień w którymś z brytyjskich miast odbywa się mniejsze lub większe wydarzenie artystyczne czy sportowe, z którego dochód przekazywany jest najbardziej potrzebującym. W kraju lub poza jego granicami. Pomaganie jest na Wyspach elementem kultury i tradycji. Pomaganie leży w dobrym tonie, a w przypadku klasy zamożnej i średniozamożnej jest wręcz wymogiem towarzyskim, który świadczy o poziomie kulturowy danej osoby.
Coroczne badanie British Social Attitudes Survey pokazuje, że każdego roku 60 proc. Brytyjczyków zasila potrzebujących sumą od 5 do 120 funtów rocznie. 12 proc. społeczeństwa ofiarowuje ponad 120 funtów. Na tle Brytyjczyków wypadamy znacznie bladziej. Większość Polaków deklaruje, że korzysta z możliwości przekazania 1 proc. swoich podatków na organizacje charytatywne. Wspomagamy też Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Raz w roku na cel charytatywny przeznaczamy średnio 10 złotych. Mało, ale dobre i to. Pokazuje bowiem, że dzielić się potrafimy. Jurek Owsiak wyzwolił w Polakach instynkt wspomagania innych. Raczej nie ma co liczyć jednak na to, że idea pomagania zakorzeni się w naszej kulturze. Z sondażu "Gazety Wyborczej" z początku roku wynika, że tylko 1 proc. osób pomiędzy 18-24 rokiem życia widzi w pomaganiu innym sens życia. Znacznie istotniejszymi są dla nich egoistyczne wartości: kariera i przyjemności.
Jolanta Turek wkrótce jedzie odwiedzić sieroty w Gdańsku. Weźmie ze sobą zabawki, które dostała w darze od kilkunastu emigrantów. Wycieczki do zoo jednak nie może im jeszcze obiecać, nie wspominając o krzesełkach. Jak twierdzi, będzie jednak dalej walczyć o realizację tego celu. Jest zbyt szczytny, żeby tak po prostu z niego zrezygnować. Ma silną motywację do działania. "Dostałam drugą szansę. Parę lat temu lekarze wydali na mnie wyrok. Rak miał mnie pokonać w ciągu kilku miesięcy. Ale to ja wygrałam. Teraz czuję się w obowiązku pomagania innym" – mówi Turek. Nasuwa się tylko pytanie – czy naprawdę trzeba stanąć na krawędzi życia i śmierci, żeby zacząć pomagać innym?
Pomoc dla dzieci
Pieniądze są najbardziej pożądanym wsparciem w tej chwili, ale dzieciom z Domu im. J. Korczaka w Gdańsku przydadzą się również farby, kredki, zabawki i ubrania. W sprawie szczegółowych informacji należy kontaktować się z Jolantą Turek, Ambasadorem Fundacji Serce w Londynie.
Pieniądze można wpłacać na konto:
Bank Lloyds TSB, Sort code: 779164, Nr konta: 86558660, z dopiskiem "Serce".
Dane kontaktowe do Jolanty Turek:
Adres: 201 Shaftesbury Avenue, HA2 0AN London.
tel. 02087230088, e-mail: fundacjaserce@hotmail.co.uk
Komentarze 11
,,Polonia,, nie lubi się dzielić, bo ,,Polonia,, nie raz była zrobiona w balona za dobre serce przez krętaczy.
Mam jednak nadzieję,że ,,Polonia,, wpłaci parę funtów dla tych dzieciaków, bo nic tak ,,Polonii,, nie rusza za serce jak krzywda dzieci...
"bo nic tak ,,Polonii,, nie rusza za serce jak krzywda dzieci..."
...co prawda to prawda i nie tylko Pl...
Wspomagamy drobnymi kwotami dwie fundacje w Polsce i teraz chyba zaczniemy od pomagania dzieciakom z Korczaka z Gdanska , skad pochodzimy
.Jakos tak glupio , my mamy ale sa tacy co maja mniej ...
Moze nasi drodzy pora zaczac myslec tez o innych ?
jak to nie lubimy sie dzielic! dzielimy sie do tego stopnia ze Polska jako jedyne panstwo europejskiego w dobie kryzysu ma staly wzrost gospodarczy... Ciekawe skad to sie bierze?
jak to nie lubimy sie dzielic! dzielimy sie do tego stopnia ze Polska jako jedyne panstwo europejskiego w dobie kryzysu ma staly wzrost gospodarczy... Ciekawe skad to sie bierze?