Brytyjskie Ministerstwo Edukacji planuje zastąpić w Anglii dotychczasowe egzaminy GCSE systemem z lat '50. Mają one podnieść poziom wykształcenia młodzieży.
Pytanie z nauk ścisłych: "Za pomocą jakiego przyrządu obserwujemy gwiazdy? Odpowiedzi: a) mikroskop; b) teleskop."
Obecnie formuła egzaminów GCSE dla dzieci w wieku 15 i 16 lat jest zdywersyfikowana. Egzaminy przygotowywane są przez sześć różnych zespołów, a szkoły wybierają ten zestaw, który najbardziej im odpowiada. Uczniowie natomiast mogą dokonać wyboru przedmiotów, w których czują się najpewniej.
Jednak ministerstwo stawia zarządom szkół zarzuty niekompetencji. Z roku na rok rośnie liczba uczniów, którzy egzaminy zdają wzorowo. Ma to świadczyć m.in. o wybieraniu przez dyrektorów zestawów o najniższym poziomie trudności. Przykład pytania z nauk ścisłych: "Za pomocą jakiego przyrządu obserwujemy gwiazdy? Odpowiedzi: a) mikroskop; b) teleskop."
Od 2014 roku egzaminy miałyby powrócić do formuły, z której zrezygnowano w latach '80, czyli O-levels. Będą one ujednolicone dla całego kraju i każdy uczeń chcący uzyskać kwalifikacje akademickie, będzie musiał zdać egzamin z języka angielskiego, matematyki, nauk ścisłych oraz przedmiotów wybranych przez samego siebie.
Uczniowie, którzy nie posiadają odpowiednich zdolności akademickich mieliby zdawać łatwiejsze egzaminy CSE (Certificates of Secondary Education). Mają one przetestować ich przystosowanie do życia. Wśród zadań znaleźć mają się m.in. ćwiczenia z odczytywania rozkładu jazdy pociągów.
- Chcemy rozwiązać w ten sposób problem ogłupiania uczniów poprzez walkę, w której wygrywają najłatwiejsze egzaminy wybierane przez dyrektorów zamiast wiedzy uczniów - oświadczył minister edukacji, Michael Gove.
Z taką argumentacją nie zgadza się opozycja. Parta Pracy twierdzi, że ruch, który chce wykonać Gove uwsteczni brytyjski system edukacji.
- Egzaminy GCSE wymagają wielu poprawek, ale zastąpienie ich dwu-poziomowym egzaminem dzielącym 14-letnie dzieci na wygranych i przegranych nie jest rozwiązaniem - oświadczył Kevin Brennan, rzecznik prasowy laburzystów ds. edukacji.
Pomysłem oburzone są również placówki edukacyjne oraz rodzice.
- To jest kompletna głupota. Zamieniają siekierkę na kijek. Chcą zastąpić zbyt łatwe egzaminy takimi, w których dzieciom, często w wieku buntu, pozwalają na wybór pomiędzy karierą akademicką, a pracą na zmywaku. Powinni podnieść poziom obecnych egzaminów. Jak można oczekiwać od 14-latka podejmowania ważnych decyzji życiowych? - mówi oburzona Magda z londyńskiego Ealingu, matka 13-letniej Natalii.
Komentarze 6
Cpać, pić, palić, uprawiać seks nastolatkowie "mogą" i chętnie bawią się w dorosłych w tych sprawach, nie mniej, jeśli mają zdecydować w jakim kierunku kontynuować naukę, to naglew stająsię "bezradnymi" dziećmi w oczach lewackiej partii... hipokryzja i tyle, my mieliśmy po 15 lat, gdy wybieraliśmy szkoły, a egzaminy 8-klasisty i egzaminy podczas rekrutacji, były wyznacznikiem tego, czy nadajemy się do zawodówki, liceum czy technikum, niby "przestarzały" system edukacji w PL był, ale to właśnie "produkty" tego systemu, podbiły Brytyjski rynek pracy i okazały się bezkonurencyjne w porównaniu z "bezstresowo" chowaną młodzieżą.
Dokladnie Sniper - sam bym tego lepiej nie ujal !!!
Nie komentuję- mimo wszystko zbyt mało danych i zbyt wiele różnic, nie tylko w stosunku do edukacji, ale także kulturowych.
Pozdrawiam wszechwiedzących- zwłaszcza tych z 6.08 na payslipie.
Tak tak, nasz system produkuje samych omnibusów - co by ta głupia Wielka Brytania zrobiła bez napływu tego kontynentalnego intelektu :)
Jakubie to co pokazałeś na filmikach, to już "produk" naszego szkolnictwa po reformie, a nie przed... kiedyś cieżko było skończyć zawodówkę, licemu i technikum było dla ludzi którzy naprawdę mieli zacięcie do nauki, studia to było coś dla nielicznych, dziś magistrów i licencjatów produkuje się masowo, zaniża się poziom, nie robi egzaminów, tylko po to, by młodzież nie czuła się "przegrana".
Proponuje zapoznać się z opiniami profesorów z uniwerków i politechnik, co myślą o "nowych pokoleniach" i ich wiedzy, zarówno praktycznej jak i teoretycznej. Ludzie traktują dyplomy, jak towar który można kupić, a nie jak coś, co należy zdobyć ciezką pracą. Czy potrzeba nam w populacji 90% magistrów po kierunkach humanistycznych, czy może lepiej 10% inżynierów z prawdziwego zdarzenia i 90% świetnie przygotowanych robotników?