Do góry

Trafił swój na swego

Antypolskie nastroje i lęk przed obcymi nakręcany przez kryzys - tak obecną sytuację emocjonalną w Wielkiej Brytanii diagnozują media. W Irlandii Północnej Polacy nie czują się źle, ale przyznają, że może się to lada dzień zmienić.

Belfast, Irlandia Północna

"Irlandczycy są otwarci, ale nie dzieje się to od razu. Najpierw podchodzą do nowo przybyłych nieufnie, podobnie jak Polacy, co wynika z ich przeszłości" – mówi Maciej Bator, dyrektor Stowarzyszenia Polskiego w Irlandii Północnej. "To społeczeństwo było naszpikowane informatorami, ludzie funkcjonowali w małych kręgach, które świetnie znali, każdy nowy człowiek był podejrzany i musiał być sprawdzony. Polacy, nawet ci, którzy nie pamiętają dobrze komunizmu, przekazują sobie międzypokoleniowo podobną nieufność, nieumiejętność otwierania się na obcych. Dużo czasu musi upłynąć, by takie myślenie przestało mieć znaczenie. W obu społecznościach.

Stowarzyszenie Polskie w Irlandii Północnej pomaga w integracji z mieszkańcami kraju poprzez rozliczne, zupełnie nowatorskie inicjatywy. Bator i przedstawiciel lokalnej policji odwiedzali mieszkańców Belfastu i okolic, by Irlandczykom oddemonizować Polaków, a Polaków zapytać, czy czują się bezpiecznie.

Organizowano też polskie imprezy, i mecze piłki nożnej. Pomoc ta ma również wymiar praktyczny - porady prawne i inne oferowane przez członków stowarzyszenia przez cały tydzień.

Nie dzwonić na policję

Maciej Bator podkreśla rolę lokalnych podziałów, które mogą rzutować na stosunek do obcokrajowców, a szczególnie Polaków.

"Dla nich Polacy to republikanie, bo są odbierani jako katolicy, a spora większość Irlandczyków to protestanci. Echa konfliktu są wciąż słyszalne" - mówi. "To nie zawsze wpływa korzystnie na postrzeganie nas, mimo pewnych rzucających się w oczy podobieństw. Północni Irlandczycy nie ufają, na przykład, policji. Podobnie jak my. Tu się nie dzwoni, by donieść o przestępstwie, takie sprawy załatwia się miedzy sobą.

Przypomina to opowieść londyńskiego policjanta o tym, jak kiedyś z posiłkami został wezwany do potężnej bójki gdzieś na przedmieściach Londynu. Bili się imigranci z Irlandii Północnej. Na oko setka. Na widok policji przestali grzecznie, tłumacząc, że zupełnie nic się nie dzieje, że rozmawiają tylko. W tle leżeli krwawiący ranni, którzy dzielnie tłumili jęki. Policja, uznawszy, że nie może ingerować na siłę, wycofała się, a Irlandczycy podjęli przerwaną czynność.

Polacy podobnie traktują swoje sprawy – jako takie, które trzeba rozwiązać bez angażowania policji czy innych instytucji. Stąd wielokrotnie podejmowane przez lokalne instytucje akcje, mające na celu oswojenie Polaków z brytyjską policją, przełamanie ich przeniesionej z Polski nieufności czy również rozliczne działania brytyjskich związków zawodowych, które chcą pokazać Polakom, że przynależność do nich nie tylko nie jest podejrzana, ale może bardzo się przydać.

Ucieczka i finanse

Ci, którzy przyjechali do Irlandii Północnej, to, jak twierdzi Bator, najczęściej mieszkańcy Polski B. "Nie sądzę, żeby im chodziło o spowolnienie życia, oni przyjeżdżają tu zarobić. Do Londynu przyciąga ludzi klimat miasta, Belfast czy inne miejsca w Irlandii Północnej nie wydają się tak atrakcyjne, ale Polakom niekoniecznie o to chodzi.

Joanna Tarnach, która jako jedyna Polka odbywa właśnie staż w belfaskiej BBC, a ma za sobą roczną pracę jako opiekunka w domach dla osób starszych, mówi, że większość przyjezdnych ucieka przed czymś.

"Z mojego doświadczenia wynika, że to często ludzie, którzy sobie z czymś nie radzili i chcą zacząć wszystko od nowa. Różne mogą być powody tych ucieczek: nieumiejetność poradzenia sobie w szkole, na studiach. Tu jest się "tabula rasa", nie ma się przeszłości, łatwiej zatem zacząć. Bez obciążeń. Jeśli główną motywacją były finanse, to ci, którzy przyjechali dla pieniędzy, będą wracać do Polski prędzej czy później. Mogą nie chcieć się zintegrować."

Kozioł ofiarny?

Obecny kryzys gospodarczy będzie miał ogromny wpływ na obecność Polaków w Irlandii Północnej.

"Jest nas tu bardzo wielu, ok. 30 tysięcy" - podkreśla Bator. "Teraz będą musieli podjąć decyzję, jak przetrwać ten trudny okres. Ci, którzy zostaną, biorą pod uwagę dwie możliwości: albo ściągnąć rodzinę i żyć tu na zasiłku, z którego łatwiej wyżyć niż z polskiego, albo utrzymywać się z oszczędności, jeśli takie są. Ci, którzy przyjechali dla lepszego życia, przeczekają kryzys, nie będą wracać, bo tutejszy system socjalny jest jednak bardziej przyjazny."

Sytuacja zawodowa Polaków w Irlandii jest w tej chwili dość niewesoła. Codziennie padają małe firmy, coraz częściej słyszy się o fabrykach, które na jakiś czas zawieszają produkcję i wysyłają pracowników na przymusowe urlopy. Irlandczycy są tym zaniepokojeni nie mniej niż Polacy. Wobec rosnącego bezrobocia naturalną koleją rzeczy jest szukanie kozła ofiarnego.

"Sądzę, że antypolskie nastroje się nasilą i nie bez winy jest prasa brukowa" - diagnozuje Maciej Bator. "Napędza tę spiralę niechęci. Ale uważam, że i Polacy są sobie trochę winni, bo swoim zachowaniem utrwalają negatywne stereotypy: mieszkają w zatłoczonych domach, imprezują głośno, nie licząc się z sąsiadami, nie są przygotowani do mieszkania w kraju, który do niedawna był tak mocno podzielony. Nieświadomie prowokują. Znałem osobę, która w koszulce Celtic Glasgow wybrała się do dzielnicy protestanckiej. Została pobita. Dochodzi do incydentów, zdarzały się najazdy na polskie domy czy podpalenia. Żeby tu zamieszkać, trzeba mieć pewną wiedzę o miejscu. Ale nie oznacza to w ogóle, że Irlandia Północna jest niebezpieczna."

Joanna Tarach nie zauważyła żadnych antypolskich resentymentów. "Przyznam, że fakt, iż jestem Polką, pomógł mi w wielu sytuacjach. Mamy świetną opinię, lojalnych pracowników, którzy potrafią bardzo ciężko pracować i nie wybrzydzają. Kiedy Brytyjczyk zostanie poproszony, by popracował w sobotę, niezależnie od tego, ile pieniędzy mu się zaoferuje, pomysł najczęściej wyśmieje, jeśli sobie coś zaplanował. Polak propozycję przyjmie. Wydaje mi się, że tu się łatwiej żyje niż na przykład w Londynie, bo Irlandzycy są przewrażliwieni na punkcie ksenofobii i dużo szybciej i łatwiej potępiają wszelkie jej przejawy, nauczeni, do czego może prowadzić.

Podczas, gdy Gordon Brown zastanawia się nad zmianą prawa, by sprawić, że Brytyjczycy będą dostawać pracę w pierwszej kolejności, honorowy konsul polski w Irlandii Północnej, Jerome Mullen, nawołuje Irlandczyków, by ci, mając w pamięci własną emigrancką przeszłość, nie występowali przeciwko polskiej mniejszości.

"Rozumiem, że Polacy mogą w pewnym momencie stanowić dla Irlandzyków pewien problem. Pojawili się z dnia na dzień. Potężna i jedyna taka fala cudzoziemców, innych, których nie znali i nie rozumieli" - przyznaje Asia. "Co ciekawe, wydaje mi się, że ewentualna niechęć może ich samych, wewnętrznie podzielonych, zintegrować: protestantów i katolików przeciwko tej fali, która „zabiera pracę i benefity”. Ale mówimy o takich ludziach, którzy z założenia są nieprzychylni obcym, czyli, moim zdaniem, o mniejszości.

Katalog firm i organizacji Dodaj wpis

Komentarze 2

Profil nieaktywny
Użytkownik
#107.03.2009, 11:46

No i obawiam się, że żarty się skończyły:P

Tom
63
Tom 63
#213.03.2009, 16:13

Pracowałem i żyłem w Irl. Pł. 2lata ,co do Polaków to racja ,to głównie ludzie z problemami -młodzi nieudacznicy ,lub alkoholicy, kredyciarze z dlugami pozostawionymi w Polsce .Ogólnie niezaciekawe "typki".Ludzie którzy przyjechali zarobić ,już dawno wyniesli sie na dużą wyspę lub do innego kraju w UE(Holandia,Norwegia,Niemcy) lub z zarobionymi pieniędzmi wrócili do Kraju.Ci co zostali to outsiderzy którzy nie mogą wrocic do kraju(kredyty),i inni menele lub ludzie będący tu z dziecmi które zaczeły tu edukacje i rodzice chcą aby ja dokączyły.