Mistrzostwa świata w piłce nożnej - impreza popularnością i rangą przewyższająca nawet Igrzyska Olimpijskie oraz amerykański Super Bowl po raz pierwszy w historii wkroczyła na kontynent afrykański.
To, co będzie się działo na boiskach RPA aż do 11 lipca z uwagą śledzić będą miliony na wszystkich kontynentach. Tym, którym futbol jest obojętny można niestety tylko współczuć.
Sport, a piłka nożna w szczególności, stał się już masową rozrywką. Do tego, informacje o wylatujących przez okna telewizorach, rękoczynach czy nawet w skrajnych sytuacjach samobójstwach niestety już na stałe są wpisane w cykl piłkarskich mistrzostw. Bo o ile w każdych innych rozgrywkach szansa do rewanżu przyjdzie w następnej kolejce, rundzie czy sezonie, o tyle ewentualna porażka na mistrzostwach świata pozbawia splendoru na kolejne czterolecie. Zatem skrajnych emocji nie będzie z pewnością brakowało i tym razem, a nie od dziś wiadomo, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ.
Historia
Ojczyzną futbolu jest oczywiście Wielka Brytania. To tutaj już od 1871 roku rozgrywane są najstarsze regularne rozgrywki na świecie – Puchar Anglii. To właśnie brytyjscy emigranci w dość krótkim czasie zaszczepili bakcyla futbolu we Włoszech, Hiszpanii, Argentynie i wielu innych krajach świata. Na tyle, iż szybko dyscyplina ta stała się uznawana za jeden z najbardziej popularnych sportów świata. Już w 1914 roku FIFA – Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej – która powstała w 1904 roku w Paryżu (notabene bez udziału Anglików) uznała olimpijski turniej piłkarski za "amatorskie mistrzostwa świata". Olimpiady w 1920, 1924 i 1928 roku miały więc taki właśnie status.
Zobacz także:
Co na organizacji mistrzostw zyska, a co straci Republika Południowej Afryki?
Mundial wielkich szans
Tym, co zaważyło na powstaniu istniejących do dziś mistrzostw był fakt organizacji letniej Olimpiady w 1932 roku w amerykańskim Los Angeles. Amerykanie, w odróżnieniu od całego niemal świata (po dziś dzień zresztą) nie są wielkimi fanami futbolu, w związku z czym turniej piłkarski miał tam się nie odbyć. Ówczesny prezydent FIFA, Francuz Jules Rimet wpadł na pomysł zorganizowania niezależnego, pozaolimpijskiego turnieju. I w ten sposób stał się on twórcą i ojcem piłkarskich mistrzostw świata.
Pierwszy turniej
Inauguracyjny turniej odbył się w Urugwaju. Przystąpiło do niego 13 reprezentacji, w tym zaledwie cztery z Europy (Rumunia, Jugosławia, Belgia i Francja), głównie z uwagi na uciążliwy i długi transport drogą morską. W finale gospodarze pokonali 4:2 sąsiednią Argentynę i zostali pierwszym mistrzem świata.
Przed wojną odbyły się jeszcze dwa turnieje (we Włoszech i Francji), a w 1938 roku oficjalny debiut zanotowała reprezentacja Polski.
Po II wojnie światowej turniej rozgrywany był już pod nazwą Pucharu Julesa Rimeta. Pierwsze trofeum, tzw. Złotą Nike, miał otrzymać zespół, który zwycięży trzykrotnie w tym turnieju. I stało się to w 1970 roku udziałem Brazylii, najlepszej drużyny w 1958, 1962 i 1970 roku. Od tego czasu nowe trofeum nosi nazwę Pucharu Świata (Coupe de Monde).
W sumie właścicielami owej pozłacanej repliki, co oznaczało zdobycie tytułu najlepszej drużyny globu, było dotychczas zaledwie siedem państw: pięciokrotnie Brazylijczycy, czterokrotnie Włosi (aktualni mistrzowie świata), trzykrotnie Niemcy, po dwa razy wspomniane już Urugwaj i Argentyna, a po jednym zwycięstwie w wielkim finale posiadają Francuzi oraz ci, którzy uczyli świat gry w futbol, czyli Anglicy (grający w 1966 roku na własnych boiskach).
Niezapomniane chwile
W przestrzeni lat było wiele wzlotów i upadków związanych z mistrzostwami. Pierwsza wielka sensacja wydarzyła się w pierwszym finale po wojnie. W 1950 roku turniej rozgrywano w Brazylii, a w finale gospodarze (w obecności 200 tys. kibiców! – co jest absolutnym rekordem świata po dziś dzień) na największym wówczas stadionie świata, legendarnej Maracanie podejmowali Urugwaj. Porażka 1:2 zapoczątkowała w Brazylii, rozkochanej w futbolu ogólnonarodową żałobę.
Cztery lata później nastąpiła jeszcze większa sensacja. "Złota jedenastka", jak nazywano reprezentację Węgier Gustava Szebesa (zresztą przez wielu nazywaną najlepszą drużyną piłkarską w historii), niepokonana od 1950 roku, w 1930 grała w finale na stadionie szwajcarskim Bernie z zespołem RFN. Już po 8 minutach Madziarzy prowadzili 2:0, jednak ostatecznie zeszli z boiska pokonani 3:2. Niemcy pokazali w finale to, z czego słyną do dziś – nieustępliwość i walkę do końca; Węgrzy przeżyli to, co cztery lata wcześniej Brazylijczycy.
Tego typu zwrotów akcji piłkarska historia zna sporo. Ostatnim wielkim wydarzeniem była sytuacja z finału sprzed czterech lat. Dochodziła 110. minuta meczu na Olimpia Stadion w Berlinie. Gdy do końca dogrywki zostało zaledwie 10 minut najlepszy wówczas piłkarz świata, Francuz Zinedine Zidane, uderzeniem głową powalił na ziemię „największego prowokatora”, Włocha Marco Materazziego, wobec czego został usunięty z boiska. Wynik 1:1 oznaczał rzuty karne, a w efekcie zdecydowanie przeważający w trakcie gry Francuzi ulegli w rzutach karnych jak zawsze zdyscyplinowanym Włochom. To był dramat dla Zidana i Francji.
Polacy na mistrzostwach
Swój duży wkład do historii mistrzostw wnieśli też Polacy. Już w 1938 roku, kiedy to zespół znad Wisły po raz pierwszy (po wyeliminowaniu faworyzowanej Jugosławii) zakwalifikował się do turnieju głównego nastąpił pamiętny już debiut reprezentacji Polski. 5 czerwca 1938 roku, na Stade de la Maineau we francuskim Strasburgu rozbłysła gwiazda Ernesta Wilimowskiego. Najlepszy „lewy łącznik” sprzed wojny strzelił aż 4 gole reprezentacji Brazylii i pomimo że Polacy przegrali ostatecznie 5:6, wynik poszedł w świat. Późniejsza historia "Ezi’ego" jak był nazywany jest niestety mniej chwalebna. Zawodnik po rozpoczęciu wojny podpisał tzw. volkslistę i grał w reprezentacji hitlerowskich Niemiec. Nie mniej to właśnie on był pierwszym polskim bohaterem mistrzostw świata.
Na kolejnych trzeba było poczekać aż 36 lat. W 1974 roku furorę, po sławetnym remisie z Anglikami na Wembley i wyeliminowaniu ich z championatu w RFN, zrobiła reprezentacja pod wodzą Kazimierza Górskiego. Polacy przez turniej szli jak burza, pokonując kolejno Argentynę, Haiti, Włochy, Szwecję i Jugosławię. W półfinale Polacy zmierzyli się w sławetnym "meczu na wodzie" (nad Waldstadionem we Frankfurcie nastąpiło istne urwanie chmury” przegrali pechowo 0:1 z gospodarzami turnieju, a w meczu o trzecie miejsce pokonali aktualnych mistrzów, Brazylię 1:0, po golu króla strzelców turnieju oraz aktualnego prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, Grzegorza Laty.
Sukces ten biało-czerwoni powtórzyli w Hiszpanii w 1982 roku pod wodzą Antoniego Piechniczka. Wówczas niezapomnianą rolę odegrał w polskim zespole Zbigniew Boniek, strzelec m.in. hat-tricka w ćwierćfinale z Belgią.
W sumie Polacy w turnieju finałowym mistrzostw świata wystąpili siedmiokrotnie. Oprócz dwóch brązowych medali za trzecie miejsca wspomnieć należy, iż najwięcej bramek dla naszego zespołu zdobył w sumie Grzegorz Lato. Na trzech kolejnych turniejach (1974, 1978 i 1982) strzelił łącznie 10 goli; natomiast najwięcej meczów na mistrzostwach świata rozegrał Władysław Żmuda. Zagrał 21 razy w czterech kolejnych turniejach: 1974, 1978, 1982 i 1986.
Jak wiadomo, reprezentacja Polski do najbliższych mistrzostw nie zakwalifikowała się, nie wydaje się więc, aby w najbliższych latach rekordy te mogły zostały pobite.
Ostatni turniej
Jednak aby nieco ulżyć w cierpieniu polskim kibicom Polacy byli obecni na poprzednim turnieju, w Niemczech. Co prawda, podobnie jak cztery lata wcześniej, nasz udział ograniczył się do: meczu o zwycięstwo, meczu o wszystko i meczu o honor, ale pozytywnych emocji dostarczyły nam inne drużyny. Ostatecznie, po wspomnianym już meczu, mistrzami świata (którego to tytułu będą bronić w RPA) zostali Włosi, pokonując Francuzów. Trzecie miejsce po pokonaniu Portugalii zdobyli Niemcy. Królem strzelców został po raz drugi w historii zawodnik urodzony nad Wisłą. Niestety, Miroslav Klose, gdyż to o nim mowa, uczynił to w barwach naszych zachodnich sąsiadów. A pierwszorzędną rolę w zespole niemieckim grał również inny piłkarz urodzony w Polsce, Lukas Podolski. Obydwu, a także innego zawodnika urodzonego w Polsce – Piotra Trochowskiego – zobaczymy w reprezentacji Niemiec także na boiskach w Republice Południowej Afryki.
Bafana Bafana wita!
Najbliższe mistrzostwa odbędą się w dniach 11 czerwca – 11 lipca właśnie w RPA. Na początku tego stulecia władze FIFA zadecydowały, że turniej finałowy co cztery lata odbywał się będzie na innym kontynencie. Kiedy więc 15 maja 2004 roku ogłoszono w Zurychu, iż to właśnie RPA będzie gospodarzem zawodów w 2010 roku, decyzję przyjęto w umiarkowanym zaskoczeniem. Głównie dlatego, iż obecni gospodarze pokonali – wydawało się bardziej przygotowane ku temu – Maroko i Egipt.
Wyścig rodaków Bafana Bafana, jak nazywana jest reprezentacja RPA, z tym, aby zdążyć z organizacją turnieju trwał niemal do samego końca. Prezydent Jacob Zuma osobiście nadzorował postępy prac, ale na szczęście wszystko wskazuje na to, iż Południowoafrykańczycy godnie zaprezentują się w roli gospodarza mistrzostw.
Sam turniej rozgrywany będzie na niezwykle dużym obszarze, w dziewięciu miastach, w których jest dziesięć przygotowanych na przyjęcie zespołów stadionach, w tym dwa w samym Johannesburgu. Tam m.in. na Soccer Stadium 11 czerwca zainaugurują rywalizację zespoły gospodarzy, RPA oraz Meksyku. Finał zaplanowano z kolei na tym samym stadionie dokładnie miesiąc później.
Wielcy nieobecni
Turniej w RPA będzie miał z pewnością wiele gwiazd. Jednak zanim staną się one faktem, błyszcząc na piłkarskim nieboskłonie już teraz można pokusić się o listę "wielkich nieobecnych". Kibice na Wyspach najbardziej przeżyli nieobecność Davida Beckhama. Popularny Becks zrobił wszystko, aby jechać na Mundial. Przeniósł się z Los Angeles Galaxy do AC Milan, utrzymał wysoką formę i kiedy wydawało się, że będzie jednym z filarów kadry Fabio Capello… w meczu ligi włoskiej z Chievo Werona doznał eliminującej go z gry kontuzji zerwania ścięgna Achillesa.
Został on jednak ostatecznie włączony do sztabu szkoleniowego angielskiej kadry i poleci do RPA.
Z pozostałych "nieobecnych" można zaś utworzyć zespół. Który byłby z pewnością groźny dla najlepszych. Spójrzmy bowiem na te nazwiska: Ronaldinho, Ronaldo i Pato (Brazylia), Alessandro Nesta i Antonio Cassano (Włochy), Juan Riquelme, Esteban Cambiasso, Gabriel Milito i Javier Zanetti (Argentyna), Samir Nasri, Sebastien Frey i Karim Benzema (Francja), Raul (Hiszpania), Clarence Seedorf (Holandia), czy też doskonale znany na Wyspach zawodnik Aston Villi Ashley Young.
Żony, matki i kochanki
A skoro już jesteśmy przy poziomie, na ów stan rzeczy składa się wiele składników. Jednym z nich jest tzw. motywacja. W tym elemencie trenerskiego rzemiosła każdy pomysł prowadzący do sukcesu jest na wagę złota. Niestety, nie dla wszystkich jest on miły, ale w końcu, jakie wyrzeczenia nie są warte, by móc wznieść w górę Puchar Świat. Niby tak, ale…
Trener reprezentacji Anglii, Włoch Fabio Capello obiecał, iż na turniej pojadą także żony i dziewczyny zawodników. Pomny jednak tego, iż angielskie WAGs podczas poprzedniego championatu zyskały nie bez przyczyny niesławne miano "chuliganów z kartami kredytowymi", skutecznie wybijając swoje gorsze połowy z turniejowego rytmu swoimi zakupowo-biesiadnymi ekscesami. Tym razem spotkają się ze swoimi lubymi… zaledwie raz w tygodniu. Panowie-zawodnicy nudzić się jednak nie będą, ponieważ w ich mundialowej fortecy znalazł się m.in. pokój wyposażony w automaty do gier i konsole.
Nie lepiej mają jednak inni faworyci – Hiszpanie. Ich trener Vicente del Bosque zabronił bowiem swoim kadrowiczom nawet korzystania z popularnych portali społecznościowych: Facebooka i Twittera, aby zawodnicy mogli w pełni skoncentrować się na treningach. Ich gwiazdy – Carles Puyol i Andres Iniesta już złorzeczą na los.
Faworyci
A kto może zdobyć miano mistrza na cztery kolejne lata? Wbrew pozorom nie jest to identycznie ta sama lista co zawsze. Co prawda funkcjonująca od wielu lata stara zasada piłkarska, że "grają wszyscy, a na końcu i tak wygrywają Niemcy" nie straciła wiele na aktualności, jednak wobec straty lidera drużyny, zawodnika londyńskiej Chelsea Michaela Ballacka to nie oni są wymieniani jako główni faworyci. Zatem kto? Tradycyjnie Włosi – aktualni mistrzowie świata. Przede wszystkim jednak to może być turniej aktualnych mistrzów Europy – Hiszpanów. Chociaż i u nich zasada: "Gramy pięknie jak nigdy, a kończy się jak zawsze…" ciąży zapewne nad ich głowami jak fatum.
Oprócz nich z pewnością ważną rolę powinni odegrać Brazylijczycy i Argentyńczycy – wylęgarnie piłkarskich talentów. Zwycięstwo którejś z tych ekip nie byłoby żadnym zaskoczeniem. Zresztą podobnie jak triumf Holendrów, którzy jak zawsze zdobywają serca piękną grą i jak zawsze kończą "syndromem Hiszpanów".
No i oczywiście Anglia. Synowie Albionu mają uzasadnione nadzieje na drugą w ich historii wiktorię, jednak czy sprostają zadaniu, przekonamy się już niebawem.
Komentarze 21
Janusz Waluś (born 1953 in Zakopane, Lesser Poland Voivodeship) is a Polish immigrant to South Africa who assassinated South African Communist Party chairman Chris Hani on April 10, 1993.
The timing of the event, just prior to the first democratic elections in South Africa, caused considerable political tension in the country. Only Nelson Mandela's personal pleas for calm were able to defuse the situation[1].
The assassination was ultimately unsuccessful at derailing the dismantling of apartheid. For the murder, Waluś and his accomplice, Conservative MP Clive Derby-Lewis, were sentenced to death, but later commuted to life imprisonment following the abolition of the death penalty in South Africa in 1995. Upon hearing of his sentence, Waluś had this to say of the African National Congress:
“ They (the ANC) are communist and they will destroy this wonderful country. They will squander all that was built here by Whites with such difficulty. It pains me that everything here will be destroyed in the name of a multiracial utopia that will never work here. They want freedom and democracy. In a few years freedom and democracy will be all they will have.
Janusz Waluś (ur. 1953 w Zakopanem) – polski emigrant w RPA, biały separatysta, zabójca czarnoskórego lidera partii komunistycznej Chrisa Haniego.
Z zawodu szlifierz, w 1981 wyemigrował do Republiki Południowej Afryki. Po kilku latach zaangażował się w działalność National Party. 10 kwietnia 1993 dokonał zamachu na czarnoskórego lidera komunistów Chrisa Haniego, za co razem z byłym deputowanym partii konserwatywnej Clive'm Derby-Lewisem został skazany na karę śmierci. Wobec zniesienia kary śmierci w RPA wyrok zamieniono na dożywotnie więzienie.
Zamach został dokonany, gdy Hani wysiadał z samochodu, by otworzyć garaż. Trafił go dwoma pociskami - w głowę i brzuch. Dla pewności dobił leżącego dwoma strzałami w skroń. Janusz Waluś nie próbował uciekać. Jak zeznał później w sądzie - Nie chciałem strzelać mu w plecy, więc zawołałem: Mister Hani! [1]
Janusz Waluś po ogłoszeniu wyroku powiedział[2]:
Quote-alpha.png
Oni (Kongres Narodowy) są komunistami, którzy zniszczą ten wspaniały kraj. Zmarnują to wszystko, co zostało z takim trudem zbudowane przez białych. Boli mnie, że to wszystko zostanie zniszczone w imię utopii wielorasowego społeczeństwa, która się tu nigdy nie spełni. Chcieli wolności i demokracji. Za parę lat wolność i demokracja będą jedynymi rzeczami, jakie będą tu mieli.
słowa Walusia spełniły się w 100%
Wakacje w RPA? Lepiej jedź z ochroną..
http://www.mojeopinie.pl/wakacje_w_...
MŚ: Uwaga na przestępców!
http://www.sports.pl/Pilka-nozna/MS...
Biali ofiarą rasizmu w RPA
http://www.rp.pl/artykul/357629.htm...
http://www.eurosport.pl/pilka-nozna...
Skad Ty Maniek te info bierzesz?serio pytam?wlasny research, czy masz jakas ksiazke ze spiskami?
jak widze te gwiazdy Ronalda i te podobne jak sie wykładajom nie dotkniete by wymusic karny to se mysle ze piłka to jusz jest tylko dla Ciot.