Do góry

Ostatnia noc wolności

Ze zmianą stanu cywilnego związane są różne tradycje i obyczaje. Niektóre z nich wywodzą się jeszcze z czasów pogańskich. W Polsce w przeddzień zaślubin praktykowano np. rytuał rozplecin, czyli rozplatania warkocza pannie młodej, który z czasem przekształcił się w obrządek powszechnie znany jako wieczór panieński.

Często przyjmuje on formę przyjęcia urządzanego dla, lub przez, pannę młodą. A jak praktykuje się go w Wielkiej Brytanii?

Od narodzin, przez założenie rodziny, aż do śmierci poddani jesteśmy określonej obrzędowości - tłumaczy Kurierowi Porannemu dr Elżbieta Gawryluk z Uniwersytetu w Białymstoku. Jej zdaniem w Polsce wieczór panieński stanowi preludium, które związane jest z pożegnaniem przez kobietę stanu wolnego: „Małżeństwo to radykalna zmiana sytuacji życiowej. To nowe obowiązki, nowe role społeczne: żony, matki”.

Według socjolog, zarówno teraz jak i w przeszłości, udany wieczór panieński charakteryzuje przede wszystkim dobrą zabawą, choć, jak zauważa, teraz jest to zabawa czysto komercyjna. „Bawimy się tylko wtedy, gdy zapłacimy i kupimy gadżety. W społeczeństwie konsumpcyjnym kobieta sama może podjąć decyzję, jak chce spędzić ten wieczór i w jakim towarzystwie. Dzisiaj nie jesteśmy już poddani presji jakieś grupy społecznej, tak jak to było kiedyś np. na wsi” – mówi Gawryluk. Ta wolność wyboru jest jeszcze bardziej widoczna na Wyspach…

Kto wypuścił psy?

Na pomysł zorganizowania wieczoru panieńskiego Michaeli, na wyścigach hartów, wpadła jej teściowa.

Ona też sprawdziła cennik i menu. Pannie młodej przypadł do gustu ten pomysł szczególnie, dlatego że nigdy nie była na tego typu wyścigach, a zależało jej, aby tego dnia zrobić coś nietypowego, nie wykosztowując się przy tym zanadto. Jak przypomina sobie, 28 funtów za wstęp na wyścigi i składającą się z trzech dań kolację wydało jej się bardzo racjonalne. Resztą, czyli zebraniem grupki skorych do zabawy dziewczyn i zarezerwowaniem dla nich miejsca w klubie nocnym, przy londyńskim Leicester Square, zajęła się już druhna.

"To był środek lata, a Wimbledon Stadium, gdzie odbywały się wyścigi nie miał klimatyzacji, więc było strasznie gorąco, ale poza tym bawiłyśmy się świetnie" – opowiada Magda. "Wygrywanie zakładów przynosi ogromną radość. Sama nie spodziewałam się, że tak mi się to spodoba. Później przeniosłyśmy się do klubu który, jak dla mnie, był trochę zbyt turystyczny. Byłyśmy jednak w tak dobrych humorach, że niezależnie od ścisku i okazjonalnego natręctwa ze strony niektórych mężczyzn, bawiłyśmy się do trzeciej nad ranem" – dodaje.

Burlesque lesson, czyli lekcja burleski

Wieczór panieński Silvii, mężatki od miesiąca, rozpoczął się jeszcze przed południem podróżą z Londynu do Brighton. Godzina po godzinie, wszystko było dokładnie zaplanowane. Najpierw o dwunastej piknik na plaży i zameldowanie się w hotelu. Potem o czternastej lekcja burleski, prowadzona przez właścicielkę szkoły Seven Veils Productions i wieloletnią tancerkę Rebeccę S J Drury, z przekąskami i lampką musującego wina. Następnie pomiędzy szesnastą a dwudziestą, trochę czasu na zakupy – napicie się kilku piw w pobliskim barze i przebranie się w wieczorowe kreacje. Później kolacja w barze Pitcher & Piano, a na zakończenie dnia, po dwudziestej drugiej, zabawa w klubie Brighton Ballroom.

"Wszystko było świetnie zorganizowane przez szwagierkę Silvii" – relacjonuje Magda. "Do tego robiłyśmy rzeczy, których nigdy wcześniej nie miałam okazji doświadczyć, jak np. lekcja burleski. Miała ona nauczyć nas podstaw uwodzenia przez zmysłowo wykonywany striptiz. Na początku byłam trochę zawstydzona."

Nie znałyśmy się ze wszystkimi koleżankami Silvii, a miałyśmy wykonywać przed nimi erotyczne pozy. Okazało się, że było całkiem zabawnie. Ponadto prowadząca umiała nas zjednoczyć w sposób, w jaki nie zrobiłybyśmy tego same popijając drinki w barze. To zresztą potwierdziło się podczas późniejszej kolacji, kiedy siedziałyśmy już "zamknięte" we własnych grupkach" – tłumaczy Polka.

"Ja byłam bardzo podekscytowana przed lekcją burleski, choć niektórym, szczególnie bardziej pruderyjnym osobom, pomysł mógł wydawać się kontrowersyjny ze względu na fakt, że forma tego tanecznego show graniczy ze striptizem. Osobiście bawiłam się świetnie i zdecydowanie poleciłabym rozważenie burleski organizatorkom wieczorów panieńskich" – przekonuje Paulina.

Tajemnicze wenecjanki w gejowskim klubie

Uczestniczkom wieczoru panieńskiego Silvii bardzo podobały się też, wyszukane w internecie przez jej szwagierkę, akcesoria – pięknie wykonane weneckie maski, boa z czerwonych piór i czarne, pierzaste wachlarze, które świetnie harmonizowały z uprzednio uzgodnionymi czarnymi sukienkami.

"Zdecydowanie wyróżniałyśmy się od "pozostałych" wieczorów panieńskich, bo wyglądałyśmy z klasą" – zgodnie twierdzą dziewczyny. Mimo, że każda z nich musiała zapłacić na poczet dodatków 16 funtów zapewniają, że było warto.

Miło wspominają również klub, który według nich, "był inny od wszystkich", bo zgromadziła się w nim spora gejowska publiczność. "Miejsce to było dużo "żywsze" od normalnych klubów i w odróżnieniu od większości lokalów, uczestnikom zabawy, nie chodziło tylko o upicie się. Wszyscy przyszli po to, by się dobrze bawić. Panowała prawdziwa, imprezowa atmosfera. Niektórzy mężczyźni byli poprzebierani za kobiety. Na wyższym piętrze jeden z nich czesał ochotniczki robiąc im ogromne koki na głowie. Można też było zrobić swoje własne kukiełki ze specjalnie przygotowanych kolorowych skarpetek, piórek, cekinów i wstążek. To było ciekawe doświadczenie, bo mogłyśmy przeżyć coś nowego, świetnie się przy tym bawiąc" – wspomina pochodząca z Hong Kongu, Vickie.

Słodko-kwaśna "tea party"

Zorganizowana na następny dzień "tea party" wydała się jednak koleżankom Silvii przesadą.

"Byłyśmy zmęczone po nocnych szaleństwach i niemal zasypiałyśmy nad zaserwowanymi nam kanapkami, ciasteczkami i filiżankami herbaty" – mówi Magda. "Poza tym siedziałyśmy przy długim stole, który utrudniał jakąkolwiek rozmowę. Chyba jesteśmy jeszcze za młode na tego typu imprezy. Ja wolałabym pójść nad morze i zrobić sobie kolejny piknik" – dorzuca z boku Vickie.

Brytyjka miała okazję nie popełnić tego samego błędu, powierzając organizację swojego własnego wieczoru panieńskiego, który odbył się zaledwie kilka tygodni temu, zaufanej przyjaciółce.

Przedyskutowała z nią wszystkie szczegóły i w przeciwieństwie do Silvii, plan na wieczór panieński nie był dla Vickie żadną tajemnicą. Choć samo miejsce, w którym odbyła się główna impreza – górujący nad Kensington High Street przepiękny klub "The roof garden", podobał się zarówno pannie młodej jak i jej gościom, okazało się, że był zbyt drogi na kieszenie niektórych z nich.

"Przez całą noc martwiłam się, czy dziewczyny dobrze się bawią. Widziałam, że niektóre z nich piją samą wodę, bo nie stać je na dość drogi alkohol" – wspomina przyszła panna młoda. Warto dodać, że w lokalu, w którym "bawiły się" dziewczyny, za kolację i wstęp trzeba było zapłacić 60 funtów, do czego doliczone zostały koszty napojów, a także napiwek za kolację (9 funtów od osoby) i za każdą sztukę zamówionego alkoholu (4 funty).

Kolacja na dachu

Kolejnym minusem wieczoru zorganizowanego dla Vickie była pogoda. Choć nie padało, kolacja odbywała się na świeżym powietrzu. Biorąc pod uwagę, że był to chłodny, jesienny wieczór, nawet grzejniki i rozdawane przez obsługę koce nie pomogły, aby część uczestniczek wieczoru, ubranych zaledwie w sukienki nie trzęsła się z zimna.

Vickie zapamiętała jednak i dobre strony swojego wieczoru. – To była świetna okazja, żeby się wystroić. Motywem przewodnim, który same sobie wymyśliłyśmy był efektowny ubiór w stylu gwiazd Hollywood. Z jak największą ilością czerni, złota, srebra, cekinów i świecidełek" – tłumaczy przyszła panna młoda.

Coraz częściej, w klubach obowiązują wyłącznie stroje wieczorowe i kategorycznie zabronione są jakiegokolwiek typu przebrania, łącznie z kolorowymi akcesoriami, w które zazwyczaj zaopatrzają się uczestniczki wieczorów panieńskich. Poza tym, jak podsumowała "gwiazda wieczoru" "To dzięki ludziom noc jest udana albo nie. Ja na pewno będę pamiętać fakt, że wszystkie dziewczyny włożyły sporo wysiłku, żeby pięknie wyglądać i chętnie włączały się do zabawy, a tego nie można kupić za żadne pieniądze" – zauważa.

Kapelusze, limuzyna i striptizer

Gdyby Vickie mogła cofnąć czas, przedłużyłaby swój wieczór przynajmniej o kilka godzin. Chętnie zaczęłaby od zorganizowania bardziej kreatywnej części świętowania swojego stanu wolnego. Na przykład od lekcji robienia kapeluszy, w których dziewczyny mogłyby później wyruszyć na podbój nocy. Po krótkim zastanowieniu stwierdza też, że nie miałaby nic przeciwko striptizerowi. Jednak tylko wtedy, gdy wyraźnie zgodziłyby się na to jej koleżanki. Bowiem według Vickie, w wieczór panieński dobrze ma się bawić nie tylko przyszła panna młoda, ale i wszystkie jego uczestniczki.

Jak opowiada, wśród jej brytyjskich koleżanek najbardziej popularne jest, aby wieczór panieński rozpoczynał się w domu przyszłej panny młodej, gdzie dla dziewczyn przygotowywane są koktajle i różnego rodzaju zabawy, sprawnie wprawiające je w szampański nastrój. Następnie podjeżdża po nie limuzyna, w której przewożone są przez centrum Londynu. Opuszczając towarzystwo serwowanej tam muzyki i szampana, uczestniczki imprezy lądują w klubie, gdzie czeka już zarezerwowane dla nich miejsce. Tak bawią się nawet do czwartej w nocy.

Na naszym podwórku

Czym wieczory panieńskie w Wielkiej Brytanii różnią się od tych w Polsce? "U nas każdy dużo bardziej liczy się z kosztami" – zauważa Paulina. Magda opowiada, że jej siostra uczestniczyła w wieczorze panieńskim, w którym dziewczyny wynajęły domek nad jeziorem, poprzebierały się w ręcznie robione hawajskie stroje i świetnie bawiły się we własnym gronie. Dodaje, że jej zdaniem ta zdolność do organizowania sobie rozrywki na własny rachunek wynika z naszej polskiej kultury i tradycji urządzania przyjęć w prywatnych domach.

Tymczasem w przypadku Pauliny fakt, że mieszka ona w Wielkiej Brytanii od dłuższego czasu i miała okazję być na kilku organizowanych tu wieczorach panieńskich sprawił, że zwykłe domowe imprezy wydają się jej już mniej ciekawe. "Im pomysł jest dziwniejszy, tym bardziej mi się podoba" – twierdzi Paulina. "W trakcie takiego wieczoru chciałabym doświadczyć czegoś, co na długo zapadnie mi w pamięci. Bardzo podobają mi się wszelkiego rodzaju wyjazdy za miasto, które niestety są przeważnie drogie. Z drugiej jednak strony warto pamiętać, że wszystko zależy od grupy osób, która się zbierze, bo tak naprawdę dobrą imprezę można zorganizować nawet w biurze na korytarzu."

Katalog firm i organizacji Dodaj wpis

Komentarze