Brytyjskie sklepy zmagają się z prawdziwą plagą złodziei. W ciągu jednego roku odnotowano 12-procentowy wzrost kradzieży sklepowych, a do "shopliftingu" przyznaje się aż 33% brytyjskiego społeczeństwa. Niestety są wśród nich również Polacy, co utrwalili reporterzy stacji Channel 4.
Emitowany przez stację dokument "Sekrety złodziejów sklepowych" ("Secrets of the Shoplifters") przedstawia Wielką Brytanię jako stolicę europejskiego "shopliftingu". Prezentuje też wypowiedzi reprezentantów obu stron – zarówno złodziei, jak i tropiących ich pracowników ochrony.
Zawodowcy i amatorzy
Niejaki Jamie Nye z Brighton przed kamerami telewizyjnymi przyznaje się, że kradzieże sklepowe to dla niego źródło zarobku i sposób na życie. W dobry dzień potrafi zarobić 250 funtów, w gorszy – "jedynie" 100 funtów. Kradnie z półek sklepowych wszystko – od drobiazgów i jedzenia, aż po odkurzacze. Jedyny sklep, z którego nie kradnie, to "Primark", bo – jak sam mówi – "za tani". Jamie pierwszy raz został złapany na kradzieży w wieku 21 lat. Teraz ma 36 i jest dobrze znany lokalnym detektywom sklepowym. Kradnie również na zamówienie, zwłaszcza przed Bożym Narodzeniem. To, co wyniesie ze sklepu, odsprzedaje swoim klientom za 1/3 sklepowej ceny.
Ale kradzieżami sklepowymi trudnią się też osoby, które na pierwszy rzut oka wyglądają uczciwie, nobliwie wręcz, tak jak pięćdziesięcioletnia kobieta w okularach, która wychodząc ze spożywczego M&S "zapomniała" wyłożyć przy kasie ze swej reklamówki trzech małych butelek wina i paczki ziemniaków o łącznej wartości 8,50 funtów.
Zgodnie z prawem nie jest przestępstwem samo włożenie towaru w sklepie do torebki, kieszeni czy pod ubranie zamiast do koszyka. Przestępstwem jest dopiero wyjście ze sklepu z niezapłaconymi towarami. Dlatego też sklepowi detektywi mogą wkroczyć do akcji dopiero po opuszczeniu sklepu przez klienta. Wcześniej obserwują delikwenta przez kamery albo bezpośrednio. Ich doświadczenie i znajomość ludzkich zachowań są niebywałe. Potrafią wśród klientów wychwycić tego, który zachowuje się podejrzanie.
Niektóre sklepy radzą sobie z kradzieżami na własną rękę. Pani z M&S została na przykład ukarana tylko zakazem wchodzenia do sklepów sieci Marks and Spencer. Po złapaniu na gorącym uczynku zrobiono jej zdjęcie, które rozesłano do wszystkich placówek M&S, chociaż wartość skradzionych towarów była nieznaczna, a dodatkowo po złapaniu owa pani zdecydowała się zapłacić za butelki wina i oddać ziemniaki do sklepu.
Jeden z detektywów sklepowych zauważa, że 10 lat temu 80 procent wszystkich kradzieży sklepowych w jego okolicy była dokonywana przez dobrze znaną grupkę 25 złodziei. Teraz kradzieże są tak nagminne, że złodziei trudno już zliczyć.
Sposoby na markery
Sklepy bronią się przed kradzieżami, instalując różnorodne urządzenia – kamery, bramki alarmowe i zatrudniając detektywów i ochroniarzy. Na droższych produktach instalowane są markery (na ubraniach) lub etykiety RFID, ale i na to złodzieje znajdują sposoby.
Tutaj często złodzieje działają w parach – jeden ściąga marker, drugi wychodzi z produktem. Jedna scena przedstawia sposób "rękawowy" – złodziej wkłada towar z markerami do rękawa kurtki, a następnie wychodząc ze sklepu podnosi rękę powyżej bramki, przez co bramka się nie aktywuje. Dwa inne sposoby na dezaktywowanie zabezpieczeń elektronicznych pokazano zamazując jednak obraz, aby nie podpowiadać innym gotowych i prostych w realizacji rozwiązań.
Ale pokazano też inny sposób – elektroniczny marker wystarczy owinąć folią aluminiową i można bez problemu wyjść ze skradzionym towarem ze sklepu, nie aktywując alarmu.
Kamera sklepowa uchwyciła nawet scenę, gdy klient sklepu odgryzał zabezpieczenia z butelek perfum o wartości 200 funtów. Oczywiście tego klienta ujęto po wyjściu ze sklepu i w tym wypadku przekazano w ręce policji.
Polski wątek
Właśnie przy opisywaniu sposobów na ściąganie markerów pojawił się w programie wątek polski. Elegancka młoda kobieta kradnąca spodnie wartości 40 funtów z domu towarowego Elys na londyńskim Wimbledonie okazała się być Polką. Najpierw kręciła się przy wieszakach ze spodniami. Wzięła dwie pary spodni, przy czym jedną oficjalnie zabrała do przymierzenia, a drugą włożyła do torby. W szatni usunęła marker z jednej pary i założyła ją pod noszone spodnie. Drugą parę oddała jako niepasującą i jakby nigdy nic wyszła ze sklepu. Nie uszła kilku kroków, gdy podbiegł do niej sklepowy detektyw. Początkowo udaje, że nie rozumie, o co chodzi. Dopiero postraszona policją, już w sklepowym "pokoju zatrzymań", przyznaje się, że spodnie ma na sobie, bo chciała je tylko przymierzyć.
Sprawa kończy się wraz z przyjściem managera. Polce zrobiono zdjęcie, wydano zakaz wchodzenia do tego domu towarowego, a także ukarano ją karą grzywny w wysokości 40 funtów.
Widzowie słyszą jednak jeszcze komentarz detektywa sklepowego na temat wzrostu liczby złodziei sklepowych z krajów Europy Wschodniej. Próbuje on tłumaczyć ten fakt tym, że Polacy i inni obywatele krajów Europy Wschodniej tracą pracę i sklepowymi kradzieżami próbują podreperować swój budżet.
Jak złodziej, to Polak?
Bardziej jednak szokująca dla mnie była scena zatrzymania mężczyzny na kradzieży butów sportowych w sklepie Sports Direct w Brighton. Gdy zatrzymany złodziej próbuje się wyrwać detektywom, kopiąc ich i plując, pada pytanie: "Are you from Poland?"
Dopiero po chwili wyjaśnia się, że jest to Litwin, który za kradzież, a zwłaszcza za napaść na pracowników sklepu, trafił do aresztu na 34 tygodni.
Co dalej
W podsumowaniu programu dowiadujemy się, że kradzieże sklepowe w Wielkiej Brytanii kosztują każde gospodarstwo domowe średnio 200 funtów na rok. Ani detektywi, ani złodzieje nie wierzą jednak, że coś może się w tej kwestii zmienić.
– Sklepy bez złodziei to jak Anglia bez królowej – słyszymy na koniec. Czy chcę, czy nie chcę, wierzę tym słowom, bo to, co zobaczyłam w godzinnym programie, nie pozwala mi zaprzeczyć tej tezie.
es.
Komentarze 37
1/3 funduszy przy rozruchu firmy poszła na zabezpieczenia, każdego dnia przyłazi ktoś kto "próbuje" naszą czujność, tylko w zeszłym roku, w ciągu jednego tygodnia złapaliśmy 4 "gagatków" na gorącym, obetnice podpalenia sklepu, czy pobicia to już praktycznie na porządku dziennym są. W Doncastr, większość sklepów i firm, jest połączona siecią łacznści radiowej ze służbami i mnitoringiem, oczywiście też za to płacimy i to nie mało. Co miesiac spotkania z policją, ochronami sklepów, właścicielami firm, wymiana informacji, pokazywane zapisy z cctv, metod działania. Tylko co z tego, że rozpoznajemy i łapiemy złodzieja, jak on potem i tak krócej siedzi w radiowozie po zdarzniu, niż my spisujemy raport z policją. Zapomnieli dodać, że nagminie wykorzystywane są dzieci do kradzieży, szczególnie perfum i biżuteri, mamuśka i tatusiek posługują się potomstwem, bo tego nie można wsadzić do paki, ani mandatem ukarać.
sniper- tylko ze nikt z tych gamoni nie pomysli,ze pozniej to sie przeklada na ceny towarow,bo sklep musi sobie jakos "zamortyzowac" strate, a nitk nie bedzie dokladac do interesu....
co do dzieciakow - dzwonic po social security service czy jako to sie tam nazywa( kama byc moze bedzie wiedziec wiecej na ten temat ). maja prawo odebrac bachora rodzicom.
ja osobiscie wychodze z innego zalozenia: zlapac, wpierdolic, poprawic, poczekac na policje, wpierdopic powtornie, odddac w rece policji.. takie retro, old school style ;)
inna sprawa jest taka,ze polityczni pororawne prawo tutaj chroni zlodzieja a nie ofiare....
Te ścierwa tylko czekają, abyś ich uderzył, celowo prowokują, po tym jak ich złapiesz, bo wiedzą, że to ty potem za to bekniesz bardziej niż oni i jeszcze im kaske sprezentujesz w ramach odszkodowania, więc jeśli masz cctv w sklepie, to raczej ciężko będzie go obić i nie beknać za to, bo policja, pierwsze co robi po przyjeździe, to rząda kopii nagrania z zajścia...wiadomo, że te półgłówki jedynie czego się obawiają to bodźców bólowych (bo tylko to wytwrzyło się w ich układzie nerwowym), ale niestety mamy zasraną humanizację, gdzie złodzieje mają więcej praw i przywilejów, niż ich ofiary.
weeges, to naprawdę smutne, że Twoi rodzice używali bicia, jako głównej metody wychowawczej.
spider_72 niestey, przećpane i przepite imbecyle, z poziomem inteligencji ameby, nie reagują na resocjalizację, nie mają sumienia, nie mają empatii i nie obchodzi ich to, że kogośo kradają, rujnująkomuśbiznes, czy kradną rodzinne pamiątki... to bimechaniczne organizmy z funkcją: jeść, kraść, srać i dymać. Jedyne czego się boją i na co reagują to ból fizyczny...niestety, jak ich spróbujesz "naproistować" to posiedzisz dłużej niż oni i jeszcze im odszkodowania zapłacisz. Co do absurdów i dbałości o zdrowie złodziejstwa, proponuje wam zapoznać się z zasadami legalnego montowania drutu kolczastego w UK, nie dość że trzeba mieć zgode councilu, to jeszcze pozwoleństwo sąsiada i dać ostrzeżenia o tym, bo jak złodziej się skaleczy, a nie będzie tabliczki, to ty pójdziesz siedzieć.