Do góry

Krajobraz po

Gorączka kampanii wyborczej już przeminęła. Wyborcy czekają na zmiany. Na nie właśnie liczyli, zabierając ster rządów z rąk Partii Pracy. Królowa w mowie tronowej mówiła o zmianach, które niewątpliwie wstrząsną Wielką Brytanią. Czy pozytywnie? Zobaczymy. Wśród Polonii natomiast odżył temat, jak zachęcić Polaków, żeby poszli do urn i głosowali. Pytanie tylko po co?

Trzy lata temu, w Londynie, zebrała się grupa ludzi którzy stwierdzili, że Polakom trzeba pokazać jak i gdzie głosować w londyńskich wyborach samorządowych. Założyli, że Polacy tego nie wiedzą a chcą głosować. Chcieli „pokazać, że Polacy w Anglii to siła z którą trzeba się liczyć” (cytat z nieistniejącej już strony, kampanii polacyglosuja.co.uk). Od samego początku cel tego przedsięwzięcia był wątpliwy a przypominał akcje rodem z Naszej-Klasy w stylu – „miasto Radom” i dopisek „pokażmy ile nas jest”. Po co trzeba pokazać ilu nas jest, nie jest już wyjaśnione.

Niech pójdą na wybory

Tym razem też pada pytanie. Jak zachęcić Polaków, żeby poszli głosować? Kandydaci zostali zalani pytaniami, czy mają jakąś specjalną ofertę dla Polaków na Wyspach? "Właściwie dlaczego mieliby mieć?" – odpowiada pytaniem Joanna Dąbrowska, wybrana na kolejną kadencję, radna z dzielnicy Ealing. "Tutaj Polacy, czy nawet ludzie z innych krajów przyjeżdżają i tu są obywatelami albo rezydentami i powinni być traktowani równo, jak inni" – odpowiada.
Wie co mówi, jej program spowodował, że wyborcy skreślili krzyżyk przy jej nazwisku. Pani Joanna startowała z list wyborczych Partii Konserwatywnej.

Kiedy w 2008 roku, panowała psychoza uczestnictwa w wyborach mera Londynu, podsycana przez część mediów i wspomnianą już kampanię „Polacy Głosują”, jedna z dziennikarek, współpracująca z The Times, zapytała młodego Polaka, czy pójdzie głosować. Otrzymała odpowiedź logiczną, jednak w sytuacji kampanii zadziwiającą. "Nie. Nie pójdę głosować" – zaczął odpowiadać młody Polak. "Staram się sobie wyobrazić, jakbym się czuł, kiedy do mojego miasta, przyjechałaby chmara „obcych” i chciała mieć wpływ na to, kto będzie rządził moim miastem, przez najbliższe lata. Wiem jedno. Nie spodobałoby mi się to!" – skończył stanowczo.

Dziennikarka była dociekliwa, więc pytała dalej. "Co zatem z kampanią Polaków z Londynu, zachęcająca do głosowania?". "Nie interesuję się tym" – odpowiadał chłopak. "Ale chciałbym zobaczyć za parę lat, gdzie ci młodzi Polacy z kampanii się znajdą. Wtedy odpowiem" – zakończył.

Prorok jakiś czy co? Patrząc się na to, co wydarzyło się przez ostanie dwa lata, młody Polak miał rację. Niewielu zostało z tych, którzy zachęcali do głosowania. Nie mówiąc już o tym, że po organizacji, która była jednym z głównych członków kampanii „Polacy Głosują” - Polish Professionals in London, słuch wszelki zaginął. Tym samym wręcz na drwinę zakrawa fakt, że Polacy którzy tą kampanię wymyślili, w większości są już po drugiej stronie Kanału Angielskiego. Pozostawili po sobie - według danych, 80 tysięcy Polaków poszło w 2008 roku do urn - "na tronie" w stolicy Wielkiej Brytanii, Borysa Johnsona. Samo przychodzi na myśl przysłowie o kukułczym jaju – z akcentem na jajo. Trzeba jednak przyznać, że w obecnym czasie Polish Professionals, robi mniej spektakularne imprezy, nastawiając się na rozwój swoich członków.

Czy warto zatem zachęcać Polaków do głosowania, albo wskazywać na kogo powinni głosować? Jeśli miałaby to być wspomniana już kampania, to nic jak „wiódł ślepy kulawego”. Nie może być tak, że na opinię publiczną, próbują wpłynąć ludzie, dla których celem nadrzędnym, jest dobrze wyglądające CV. Dobry życiorys nie jest zły – jak mawiają na warszawskiej Pradze – do tego nie ma wątpliwości, ale można go sobie zbudować w bardziej „humanitarny” sposób, na przykład wspierając którąś z organizacji charytatywnych. Mówienie ludziom co mają robić, to już tylko zaspokajanie swoich aspiracji w stronę władzy albo traktowanie ich jak „baranów”.

"Warto byłoby odejść od takiego prowadzenia troszeczkę za rękę każdego człowieka, bo każdy człowiek jest dorosły i odpowiedzialny za swoje losy" – mówiła Prezes Zjednoczenia Polaków w Wielkiej Brytanii, w programie Tydzień Polski, w TVP Polonia 26 maja. Doświadczenie życiowe bijące z tej wypowiedzi na niewiele się zda tym, którzy nie chcą słuchać albo po prostu nie rozumieją sensu wypowiedzi.

Jeszcze raz Joanna Dąbrowska, radna z Ealingu. "Ci, co przyjeżdżali tu przez ostatnie dziesięć lat, nie czują się właściwie wgłębieni w życie społeczne, lokalne. Czują, że ich opinia nie jest ważna" – przemawia za taką opinią jej doświadczenie we współpracy z lokalnymi mieszkańcami.
Jest logiczne, że jeżeli ktoś chce mieszkać w tym kraju dłużej, powinien również zaangażować się w tworzenie lokalnej społeczności. Jednak nie może być to przymus a przyjemność z wykonywanego, społecznego obowiązku. Ci Polacy, którzy wygrali w wyborach, zarówno lokalnych jak i parlamentarnych, zawdzięczają to raczej swojej pracy oraz wyrobionej marce pośród wszystkich wyborców – bez oznaczeń etnicznych. To powinno być bardziej nobilitujące, niż polskie pospolite ruszenie w stylu „pokażmy ilu nas jest” – te zabawy pozostawmy raczej dzieciom z gimnazjum.

Jeszcze pomyślą, że my tu jesteśmy dla nich

Musimy zdać sobie sprawę z tego, że wyborów nie wygrywa się, kierując program polityczny do mniejszości. Wybory wygrywa większość. To tylko polska megalomania powoduje, że jesteśmy przekonani o naszej wyjątkowości. Myślimy, że jako społeczność, możemy zmienić polityczną rzeczywistość i to na dobre – jesteśmy przecież Polakami, wiemy lepiej.
Nie należy oczekiwać, że będziemy traktowani specjalnie przez dwóch polskich posłów w brytyjskim parlamencie. Ani Daniel Kawczyński, ani Mark Lazarowicz, nie mogą być zakładnikami swojej narodowości. Muszą być lojalni wobec swoich wyborców, ze swoich okręgów wyborczych. To ci ludzie dali im mandat do reprezentowania ich w Izbie Gmin. Tak samo nie należy oczekiwać, że Joanna Dąbrowska na Ealingu będzie w „lepszy” sposób traktowała polskich mieszkańców z jej dzielnicy. Byłoby to ze wszechmiar niepoważne i nieprofesjonalne a przede wszystkim niesprawiedliwe.

Żyjąc w tym kraju, pogódźmy się z tym, że ten kraj jest inny. Po prostu dostosujmy się. Nie róbmy krucjat, tylko starajmy się poznać inną kulturę. Wtedy też będzie nam łatwiej zrozumieć narody brytyjskie a przez to też będzie mniej sytuacji konfliktowych. Zdecydowaliśmy się na życie w innym kraju, to bądźmy konsekwentni i zdecydujmy się żyć inaczej.

Katalog firm i organizacji Dodaj wpis

Komentarze 4

Profil nieaktywny
Konto usunięte
#110.06.2010, 10:16

jesli maja glupio glosowac, to niech lepiej nie glosuja. Wybiora ci, ktorym zalezy

Profil nieaktywny
pistopit
#210.06.2010, 16:53

jestes zgloszony do moderacji ty tez ty tez i ty tez. glos psuje

Profil nieaktywny
pistopit
#310.06.2010, 16:56

raz zem gupio glosowal: jestem w tej urniei se dopisuje nazwisko kandydata: BATMAN. i co? i nie wygral. zem potem telewizje ogladal i nie bylo nic o tym ze byl jeden glos na BATMANA. nic nie powiedzieli.

Profil nieaktywny
Shaun_The_Sheep
#410.06.2010, 17:48

Paweł Arndt. - Myślę, że wystarczy przytoczyć opinię Marka Belki mówiącą o tym, że nie potrzeba rewolucji w polityce pieniężnej, aby stwierdzić, że jest to dobry kandydat na to stanowisko - wyjaśnił poseł.
Wtórowała mu posłanka PO Krystyna Skowrońska. - Nam wszystkim zależy na stabilnej sytuacji makroekonomicznej naszego kraju - wyjaśniła posłanka.

no to chwila rewolucja czy stabilizacja - a moze schizofrenia ?

http://www.rp.pl/artykul/2,492227_S...
Sejm większością 253 głosów wybrał prof. Marka Belkę na stanowisko prezesa Narodowego Banku Polskiego. Za kandydaturą byli posłowie Lewicy i PO, przeciw - PiS i PSL

Zgodnie z konstytucją prezes Narodowego Banku Polskiego jest powoływany przez Sejm - na wniosek prezydenta - na 6 lat. Szef NBP nie może należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej nie dającej się pogodzić z godnością jego urzędu.