Do góry

Bohater z La Manche

Londyńczyk Paweł Nowak to kolejny pływak, który zmierzył się ze sławnym Kanałem La Manche, uzyskując najlepszy wynik spośród Polaków, którzy pokonali ten dystans wcześniej. Tylko w „Coolturze” opowiada o swoich zmaganiach z falami, chwilach zwątpienia i o tym, jak smakuje uczucie zwycięstwa.

– Pomysł na przepłynięcie kanału La Manche pojawił się, kiedy poznałem Jane Murphy, żonę Kevina Merphego – nazywanego „Królem Kanału”, który ten osławiony odcinek przepłynął 34 razy. Jego żonę poznałem w pracy. Oboje jesteśmy instruktorami pływania na basenie w Londynie. Poprzez rozmowy z Jane o jej mężu i jego osiągnięciach pływackich zainteresowałam się pływaniem w zimnej wodzie, ale nigdy nie myślałem, że byłbym w stanie przepłynąć ten budzący respekt dystans 21 mil w linii prostej walcząc z prądami, falami, zimną wodą, pogodą i własnym zmęczeniem. Jane jednak wierzyła we mnie i przekonała mnie, że jestem w stanie to zrobić. I tak w październiku 2009 roku po raz pierwszy znalazłem sie w Dover, pływając w zimnej wodzie przez 2 godziny.

Przygotowania

- Aby podjąć próbę przepłynięcia kanału musiałem zapisać sie do organizacji o nazwie Channel Swimming and Pilot Federation (CS & PF), uiścić opłatę rejestracyjną (£300) i wybrać pilota, który będzie mnie eskortował na swojej łodzi w czasie mojej próby przepłynięcia kanału (Koszt - £2000). Za wskazówkami Jane i Kevina wybrałem znakomitego pilota – Neila Streetera na łodzi Suva.

W okresie zimowym pływałem z Jane i Kevinem w klubie pływackim Hyde Park Serpentine i trenowałem również z Kevinem na basenie w Barnet Copthall Masters Club. Zarówno Kevin jak i Jane wspomagali mnie i chętnie dzielili się swoimi doświadczeniami.

Zasugerowali mi, aby w celu zdobycia lepszego doświadczenia wziąć udział w obozie pływackim organizowanym przez Swimtrek na Malcie pod nadzorem bardzo doświadczonych pływaków. Na Malcie, a dokładniej na wyspie Gozo, temperatura wody w kwietniu jest taka sama jak w lipcu w Dover.

Tam też po kilku dniach treningu mogłem przepłynąć moje pierwsze 6 godzin w morzu, w temperaturze 15 – 16ºC gdyż to jest wymagane by zakwalifikować sie do podjęcia próby przepłynięcia kanału. Na Malcie po raz pierwszy poznałem również Fredę Streeter, którą wszyscy nazywają „Generałem Kanału”. Freda i inni wspaniali trenerzy pozwolili mi uwierzyć w swoje siły przed następnym, ciężkim etapem treningu, który zaczął się w Dover w pierwszy weekend maja. To był naprawdę ciężki weekend! 20 minut w 7-stopniowej wodzie wydawało się całą wiecznością. Ale najgorsze dopiero było przed nami aż po godzinie „odmarzania” trzeba było znów wejść do zimnego morza, na następne 20 minut. Każdy weekend w Dover przynosił nowe wyzwania; zimno, deszcz, fale, zmęczenie. Nie wyobrażam sobie jak zniósłbym to bez pomocy mojej dziewczyny Magdy, która była ze mną w Dover każdego weekendu, a gdy ręce odmawiały posłuszeństwa gdyż były zdrętwiałe z zimna, pomagała mi się ubrać.

Na podbój kanału!

- 4 lipca 2010r. wziąłem udział w 6 osobowej sztafecie, aby zdobyć doświadczenie w pływaniu nocą i aby doświadczyć samemu wszystkiego tego, co słowami nie da się opisać - pływania obok wielkich promów i tankowców, meduz, wzburzonego morza. Tą sztafetę ukończyliśmy w 12 godzin i 44 minuty. Po niej wróciłem do Dover na kolejny weekend. Po tym treningu Freda powiedziała mi, że jestem gotowy do mojej próby pokonania kanału.

22 lipca mój pilot Neil Streeter powiadomił mnie, że mogę płynąć następnego dnia, chociaż warunki nie są idealne i będzie wiał wiatr, ale dalsze czekanie nie ma sensu, ponieważ nikt nie może zagwarantować mi dobrej pogody.

I tak 23 lipca o 7 rano ja - pewny siebie, moja niezdenerwowana cześć załogi: Jane i Kevin Murphy i przyjaciel Gary Fagg, który kanał zdobył w 2009 roku, oraz moja przerażona część załogi: moja dziewczyna - Magda, brat - Marcin i przyjaciel - Marcin Piela zapakowaliśmy prowiant i wypłynęliśmy na podbój kanału.

Poskromienie złośnicy

- Aby rozpocząć pływanie musieliśmy wypłynąć z zatoki w Dover i dopłynąć do Shakespeare Beach - plaża ta jest punktem startowym. Łódka zatrzymuje się jakieś 20 metrów od brzegu i wtedy pływak wskakuje do wody, pilot łódki daje sygnał do startu i obserwator zaczyna mierzyć czas.
Pierwsze trzy godziny są zawsze najcięższe, ponieważ karmienie (250 ml ciepłego napoju energetycznego - rzuconego w plastikowej butelce na żyłce i czekoladka lub pół banana) jest co godzinę i czas ten dłuży się bardzo. Począwszy od 7 godziny, walczyłem nie tylko z falami i ze zmęczeniem, ale również z bólem barku. Gdy podczas karmienia wspomniałem o bólu, Kevin miał dla mnie gotową odpowiedź, która utkwiła w mojej pamięci aż do momentu, gdy wyszedłem na suchy ląd we Francji: Ból będzie ci towarzyszył przez parę godzin, a odniesiony sukces zostanie z tobą na zawsze – powiedział.

Następne trzy godziny były najcięższe, morze było wzburzone, ląd się nie przybliżał pomimo upływu godzin, a zmęczenie i ból narastały. Garry wiedział, co przeżywam i starał się mnie zmotywować i dodać sił. Moja załoga wspomagała mnie dzielnie mimo wkradającej się choroby morskiej od rozkołysanej łodzi, lecz pomimo ich wsparcia myśl o zaniechaniu pływania wkradała się chwilami do mojej głowy. Jednakże wspomnienie tego ciężkiego treningu, wyrzeczenia, które musiałem podjąć w ciągu ostatniego roku i myśl, że zawiodą wszystkich tych, którzy tak mocno we mnie wierzą nie pozwoliła mi się poddać. W chwilach, gdy było mi najciężej, moje zmęczone i bolące ramiona wykonywały 52 ruchy na minutę.

Rekord! I kolejne wyzwanie…

- Ostatnie trzy godziny okazały się być moimi najlepszymi. Nerwy opadły, morze uspokoiło się i moje ramiona zaczęły pracować w tempie 64 uderzeń na minutę, co pozwoliło mi osiągnąć cel po 12 godzinach i 59 minutach. Gdy stanąłem na suchej, francuskiej plaży przy pięknym zachodzie słońca byłem bardzo zmęczony, ale też niezmiernie dumny i szczęśliwy. Stojąc na plaży jedyne, co słyszałem to okrzyki dopingującej mnie z łodzi załogi. Obolały, zmęczony, zmarznięty, śpiący i głodny, mimo wszystko nadal uśmiechałem się. Tego uczucia nikt mi nigdy nie zabierze.

Płynąc z powrotem do łódki, jedyne, o czym myślałem to wrócić tu za rok. Wrócić i przepłynąć ten nieprzewidywalny kanał w obie strony, jako pierwszy Polak w historii, to moje największe marzenie.
Jeszcze raz chciałbym podziękować wszystkim tym, bez których mój sukces nie byłby możliwy. Jane, Kevin, Freda, Magda - dziękuję za wsparcie i za waszą pomoc.

Rekiny z Londynu

3 lata temu Paweł Nowak i Marcin Piela założyli szkółkę pływacką „Rekiny”. Współpracują również z Vale Farm Sport Center oraz polską szkółką piłkarską London Eagles FC.
Od czasu otwarcia, przez szeregi szkółki przewinęła się prawie setka dziewcząt i chłopców w wieku 5-12 lat. Otwarta jest w każdą środę w godzinach 6:30 do 8:00 oferując 5 grup pływackich o zróżnicowanych umiejętnościach. Zapraszają zarówno maluchów, które jeszcze nie pływają jaki i bardziej zaawansowane pływacko dzieci. Paweł oferuje również zajęcia indywidualne dla dorosłych.

Paweł i Marcin posiadają odpowiednie kwalifikacje i doświadczenie i należą do angielskiego Institute of Swimming, spełniają zatem wymogi ubezpieczeniowe i prawne. Pływanie to ich pasja i z ogromnym zapałem przekazują wiedzę swoim podopiecznym. Serdecznie zapraszają do „Rekinów”.

Adres:
Vale Farm Sport Center
Sudbury, Watford Road
HA0 3HG
Kontakt:
Marcin Piela: 07780114024
Paweł Nowak: 07809221336

Katalog firm i organizacji Dodaj wpis

Komentarze 4

Zbychu_zPlebani
7 988
#110.10.2010, 13:08

wielki szacun Pawle.

muj rekord to 93s w wodzie o temp minus osiem.

pozdro!

MaxFrost
Dunfermline
2 677 63
#210.10.2010, 17:54

Dla Pawła ukłony z mojej strony i podziw. Natomiast chciałem podzielić się taką refleksją. Przyszło nam żyć w reglamentowanych czasach. Śmiech mnie ogarnia, gdy czytam, że aby przepłynąć kanał, trzeba zapisać się do jakiegoś stowarzyszenia, w którym trzeba uiścić upłatę 300 funtów za licencję na przepłynięcie. Przypomina mi się reakcja bohatera Into the Wild na licencję za spływ łódką po rzece.

Rozumiem opłatę za wynajęcie pilota, łodzi i asekurację, ale za przepłynięcie?!!

Powiem jedno: "Live the freeflying dream" i pieprzę serdecznie wszystkich rekietierów. Tych prywatnych i państwowych.

Adam.B
746
Adam.B 746
#310.10.2010, 19:12

Piękna historia. Aż mi się zachciało na basen iść po tym.
Też chciałbym to zrobić :)

Westwood
166
Westwood 166
#411.10.2010, 10:20

brrr, w takiej zimnej wodzie
i slalom między kontenerowcami i promami

basen lepszy