Do góry

Zwolnili mnie. Co dalej?

W obliczu głębokiej recesji gospodarczej w Wielkiej Brytanii polscy imigranci stoją przed wyborem zostania i przeczekania jej na Wyspach lub powrotu do Polski. Według sondy przeprowadzonej przez PRL, więcej niż połowa Polaków planuje przeczekać tu kryzys. Jak wygląda sytuacja na rynku pracy w Wielkiej Brytanni?

Jak recesja głęboka i szeroka - padają małe i średnie firmy, a duże przechodzą restrukturyzacje i tną koszty. Efektem jest prawie dwumilionowe bezrobocie.

Według Office of National Statistics od października do grudnia 2008 roku, bezrobocie w Wielkiej Brytanii sięgnęło 1,97 milionów ludzi, z których aż 1,23 milionów otrzymuje zasiłek dla poszukujących pracy. Tony Dolphin, ekonomista w Institute for Public Policy Reaserch ogłosił publicznie, iż "wydaje się to być nieuniknione, że poziom bezrobocia w 2009 r. sięgnie 3 milionów osób".

Masowe zwolnienia

Przypadek sieci sklepów sprzedaży detalicznej Woolworths, która to marka funkcjonowała na rynku brytyjskim przez sto lat, jest chyba najbardziej spektakularnym przykładem bankructwa z powodu długów, sięgających w tym przypadku 385 milionów funtów. Woolworths od momentu ogłoszenia upadłości w listopadzie 2008 do stycznia 2009 r. zamknął ponad 800 sklepów na terenie Wielkiej Brytanii, po uprzedniej przedświątecznej wyprzedaży reszty produktów oraz zwolnił 27 tysięcy pracowników.

Długi firm, brak popytu na produkty lub niemożność otrzymania kredytu od banków doprowadzają do tymczasowego zawieszenia produkcji (np. Honda) lub ogłoszenia upadłości (np. MFI). Sektory gospodarki najmocniej dotknięte spadkiem popytu na swoje produkty i usługi to bankowość, branża samochodowa, budowlana, sprzedaż detaliczna, branża rozrywkowa i restauratorska.

Puby i restauracje są szczególnie narażone na upadłość. W ostatnich trzech miesiącach 2008 roku ilość upadłych pubów w porównaniu do tego samego okresu rok wcześniej wzrosła o 151% Statystyki firmy Pricewaterhouse Coopers LLP pokazały, że tylko w okresie od października do grudnia 2008 roku zamknięto 74 puby. Firma przewiduje, że do 2010 roku bankructwo ogłosi 4 tysięcy pubów.

Coraz więcej upadłości ogłaszanych jest również przez restauracje, które stanowią 45% małych i średnich firm tracących płynność finansową. W lutym 2009 roku jeden ze sławnych kucharzy regularnie pojawiających się w programach kulinarnych w BBC, Antony Worrall Thompson, ogłosił zamknięcie sieci swoich restauracji z powodu nieotrzymania kredytu od banku na zapłatę długów. W ostatnim kwartale 2008 roku zamknięto 141 restauracji, o 32 więcej niż w tym samym okresie rok wcześniej. Ogółem w 2008 roku zbankrutowały 503 restauracje.

Efekty bezrobocia

Wzrasta również liczba ludzi, którzy nie są w stanie regularnie spłacać swoich kredytów hipotecznych. Council od Mortgage Lenders (CML) szacuje, że w 2009 roku liczba ludzi zalegających ze spłatą rat za dom przynajmniej przez 3 miesiące podwoi się w stosunku do 2008 roku i wyniesie 500 tysięcy, czyli 4% wszystkich domostw obarczonych kredytami hipotecznymi. Coraz częściej dochodzi do odbierania domów ludziom nie spłacającym kredytów.

W związku ze stratą pracy i trudnościami w znalezieniu nowej, znaczna liczba osób staje się kompletnie niewypłacalnymi i ogłasza osobiste bankructwo. W lutym bieżącego roku zadeklarowało je 19 100 osób – 22% więcej niż w ostatnim kwartale 2007 roku 10 tysięcy ludzi, którzy byli zagrożeni bankructwem zdecydowało się na dobrowolne, indywidualne rozwiązania (individual voluntary arrangements), dzięki którym nie musieli bankrutować, odsetki od długów zostały im zamrożone w zamian za regularne spłacanie określonych w umowie rat.

Prezes Debt Resolution Forum, David Mond, powiedział, że "rządowe liczby pokazujące, że jedna na 400 osób jest niewypłacalna, to dopiero wierzchołek góry lodowej. Nie tylko 110 tysięcy ludzi zdecydowało się na formalne, indywidualne rozwiązania (ws.długów-przyp.red.), ale prawdopodobnie ponad 700 tysięcy ludzi stara się poradzić sobie z długami w nieformalny sposób, tzn. starają się spłacać swoje długi na różne dostępne sposoby. Setki tysięcy innych prawdopodobnie ledwo daje radę ze spłatą długów. A to oznacza, że 1 na 60 osób boryka się z niespłaconymi długami, prawie 7 razy więcej, niż podaje rząd".

Kurcząca się gospodarka kraju, obecnie o 1,5%, upadające firmy, plan ratowania banków, wzrastające bezrobocie (6,3% w skali kraju) i jednocześnie rosnąca liczba pobierających zasiłki, powodują wzrost zadłużenia państwa. Może ono sięgnąć 1,5 tryliona funtów.

Polacy w kryzysie

Sławomir Rutkowski, który pracował w londyńskim City Banku od 5 lat, z czego od 2 lat, jako branch extension project manager, znalazł się w grupie 75 tysięcy ludzi zwolnionych przez jego firmę w oddziałach na całym świecie. Pod koniec 2008 roku City Bank zredukował ilość etatów z 375 do 300 tysięcy.
"Na początku listopada zaczęły się rozmowy o cięciach, było wiadomo, że odbędzie się restrukturyzacja, ale nie zostało powiedziane, w których departamentach" – mówi Sławomir Rutkowski. Dwa tygodnie później odbył spotkanie w kadrach na temat prawdopodobnego zwolnienia. "Pierwszy komunikat był taki, że moje stanowisko jest zagrożone likwidacją i że w ciągu miesiąca zostaną przeprowadzone analizy, co dalej. Po ostatecznym spotkaniu głos mi drżał, może i nawet łzy się gdzieś kręciły.

Firma zaoferowała zwalnianym pracownikom różnego rodzaju pomoc. "Podeszli do całego tematu rewelacyjnie. City Bank daje 3 miesiące darmowego korzystania z usług zewnętrznych konsultantów, aby sobie poradzić po zwolnieniu, do tego organizowane jest szkolenie na temat jak szukać pracy, jak ułożyć cv, jak się przygotować do rozmowy kwalifikacyjnej, negocjować kontrakty, zdobywać nowe znajomości i kontakty, plus 12 godzin spotkań z konsultantem" – dodaje Sławomir Rutkowski.

Obecnie szuka pracy przez internet oraz rozpoczął studia MBA (Masters Business Administration). Zakłada również z kolegą własną firmę zajmującą się eksportem polskich mebli biurowych do Europy Zachodniej.

Marcin Wilusz pracuje dla Glaxo Smith Kline (GSK), w oddziale w Maidenhead, jako process technologist. GSK pod nowym kierownictwem już od jakiegoś czasu planowało przeprowadzić restrukturyzację - plany zbiegły się z recesją gospodarczą. W zeszłym roku rozpoczęto proces zwalniania 10 tysięcy ludzi w oddziałach na całym świecie, który potrwa do połowy 2010 roku W oddziale w Maidenhead z 600 osób zostało 250. Zwolnienia odbywają się na podstawie systemu punktowego za doświadczenie, osiągnięcia, wkład pracy oraz zaangażowanie w rozwój firmy. Informacje na temat likwidowanych działów były jawne i komunikowane wielokrotnie. Marcin Wilusz spełnił wszystkie wymagania stawiane osobie na jego stanowisku, a w niektórych zaprezentował dużo wyższy poziom, niż oczekiwany, dlatego firma uznała go za godnego utrzymania nawet, jeśli jego staż pracy w firmie nie przekroczył półtora roku. Jednocześnie firma zadbała o pomoc dla zwalnianych pracowników.

"GSK pomaga pracownikom odchodzącym z firmy w przekwalifikowaniu się lub znalezieniu pracy w innych oddziałach, oferuje pomoc w napisaniu dokumentów, udziela dni wolnych, aby iść na rozmowy kwalifikacyjne do innych firm" – wylicza Marcin Wilusz. "Wszyscy są poinformowani o ilości osób odchodzących w poszczególnych kwartałach roku. Firma starała się zmniejszyć ból odchodzenia na zasadzie "to nie jest Twoja wina, że odchodzisz, byłeś świetnym pracownikiem, na pewno byś został, ale my kierujemy się kryteriami biznesowymi". Część ludzi oczywiście była niezadowolona, kwestionowanie procesu pojawia się w takich sytuacjach zawsze. Natomiast przy tak kompleksowym procesie, który trwał rok czasu i w który były zaangażowane różne strony, m.in. pomoc psychologiczna, finansowa, bardzo mała liczba osób była zrozpaczona sytuacją" – dodaje.

Być aktywnym

Marcin Wilusz, który ma wykształcenie ekonomiczne twierdzi, że aktywność na rynku pracy jest bardzo istotna, włączając w to podnoszenie swoich kwalifikacji, całkowite przekwalifikowanie się oraz założenie własnej firmy, choć nie gwarantuje to powodzenia.

"Ponieważ kredyt był i nadal jest tak ciężko osiągalny dla dużych firm, to ich inwestycje zmalały. Pociągnęło to za sobą zwolnienia pracowników. Świadomość społeczna ludzi w czasach recesji jest taka, że jeśli mam pracę, to powinienem oszczędzać, wydawać mniej. A zatem konsumpcja się zmniejsza, ludzie wydają mniej w sklepach, wówczas ekspedienci również zostaną zredukowani. A ponieważ ludzie mniej kupują, to to się może skończyć na producencie np. jajek, bo ilość potrzebnych jajek będzie mniejsza lub z różnych przyczyn on nie będzie w stanie ich wyprodukować. To jest zamknięte koło w gospodarce, które zaczyna się od największych pieniędzy, ale dotyczy to pośrednio każdego działu gospodarki i każdej osoby na rynku. Aktywność na rynku pracy pomaga, ale znalezienia pracy nie gwarantuje, bo każdy z nas zdaje sobie sprawę, że tych miejsc pracy jest mniej. Jeśli nie ma aktywności, to jest to tylko i wyłącznie obarczanie kraju jeszcze wyższymi kosztami, pobierając zasiłki."

Marcin Wilusz zauważa, że Polacy, z którymi ma styczność, dzielą się na dwie grupy pod względem stosunku do recesji w Anglii. "Pierwsza to osoby, które są przejęte sytuacją gospodarczą, nie straciły jeszcze pracy, są ostrożne, nie planują wrócić do Polski. Drugi rodzaj to osoby, które są na włosku, często wykonują prace dorywcze, zmieniają je bardzo często, ale nie zdają sobie w ogóle sprawy z pojęcia recesji. Słyszą o niej, ale nie wiedzą, co ta recesja może w ich przypadku oznaczać. Ta niewiedza jest straszna, bo to jest niemożność przygotowania się do ewentualnych działań i sytuacji. Podejście, które powinno być praktykowane, to radzenie sobie z obecną sytuacją, a nie narzekanie na nią. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy jak "produkt" i ten "produkt" musi być dobry, nic więcej" – podkreśla Marcin Wilusz.

Sławomir Rutkowski zauważa natomiast, że bardzo często podnoszona kwestia powrotu do Polski ze względu na recesję niekoniecznie może być dobrym rozwiązaniem dla każdego. "Moi znajomi mają własne firmy lub pracują dla wielkich korporacji, czy też są w restauracjach. Ci, którzy pracowali w cateringu, dalej tam są, nie spędzają czasu na nauce języka. Tym, którzy mają swoje firmy na pewno zmniejszyła się liczba kontraktów, a więc i przychody firmy zmalały, ale nie jest to powodem zamykania biznesu i uciekania do Polski. Jest to dodatkowy czas na przeanalizowanie kosztów firmy, zaoferowanie nowego produktu, to zmusza to przemyślenia kierunku, w którym firma ma podążać. Osoby, które przyjechały tu, żeby zarobić i wrócić do Polski na pewno teraz wracają, bo brakuje pracy, kurs złotówki jest słaby. Ale jeśli ktoś chce się rozwijać zawodowo w Europie czy innej części świata, to z mojego punktu widzenia powrót do Polski jest cofaniem się" – dodaje Sławomir Rutkowski.

W obliczu głębokiej recesji gospodarczej w Wielkiej Brytanii polscy imigranci stoją przed wyborem zostania i przeczekania jej na Wyspach lub powrotu do Polski. Według sondy "Co Polacy myślą o kryzysie" przeprowadzonej przez Polskie Radio Londyn na grupie 1404 osób, więcej niż połowa polskich imigrantów przebywających na Wyspach, planuje przeczekać tu kryzys (61.7%). 21.9% twierdzi, że kryzys gospodarczy ich nie dotyczy, natomiast 4,7% zadeklarowało chęć przeprowadzenia się do innego kraju. Powrót do Polski rozważa 11.5% respondentów.

Katalog firm i organizacji Dodaj wpis

Komentarze 5

zartowalem
24 299 48
zartowalem 24 299 48
#113.03.2009, 11:15

ja tez jestem bezrobotny :(

ErgSamowzbudnik
243
#213.03.2009, 11:45

Żartujesz!

hide.
233
hide. 233
#313.03.2009, 12:40

no i niech tak pozostanie...hehe

czeska
394
czeska 394
#413.03.2009, 13:23

ee tam nie ma co ryczec praca w knajpie zawsze sie znajdzie;p

Mazio
10 204 1
Mazio 10 204 1
#513.03.2009, 23:27

Zwolnili mnie. Co dalej?
Wszystko zależy od tego, czy na warunkowe, za dobre sprawowanie czy na koniec kary. Ogolnie to zacznij od kupna wspołczesnego ubrania i nie noś grzebienia w tylnej kieszeni spodni.