„Pigs” i „bacon”, czyli świnie i bekony, są wśród wielu epitetów, którymi Brytyjczycy obrzucają policjantów. Niektórzy na ich widok zaczynają chrząkać jak świnie. To ma dodatkowo obrazić. Są tacy, którzy mówią na policjantów „faggots”, czyli pedały. Chodzi jednak o bandytów i całą resztę, która jest na bakier z prawem. Większość Brytyjczyków wciąż uważa policjantów za prawdziwych stróżów prawa, reprezentantów władzy, do której ma się mniejszy lub większy, ale szacunek. Dotyczy to także służących w policji obcokrajowców, w tym około 400 Polaków. Ponad połowa z nich pracuje w londyńskiej Metropolitan Police. Reszta służy w innych częściach Zjednoczonego Królestwa, także w Szkocji.

Kajetan od czterech lat służy na posterunku w południowo-wschodnim Londynie. Mimo że cały czas mówi z polskim akcentem, nie poczuł niechęci ze strony kolegów.
– Londyn jest specyficzny. Tu jest tyle nacji, tyle akcentów, że człowiek szybko wmiesza się w tłum. Tu policjant jest traktowany trochę jak atrakcja turystyczna, z którą robi się selfie na ulicy. Ale prawda jest taka, że Brytyjczycy czują do policji respekt. No i tu policjant próbuje za wszelką cenę pomóc człowiekowi. Nawet temu, a może zwłaszcza temu, który nie mówi po angielsku.
– Ludzie reagują na nas pozytywnie. Może dlatego, że policjanci są mili, uśmiechają się, biorą udział w paradach. Potrafią wtedy tańczyć na ulicach, wymalować sobie twarz w kolorach tęczy – mówi Krystian, który od ośmiu lat pracuje na posterunku w północnym Londynie.
Patrycja jest policjantką w szkockim Fife. Przyjechała z dobrym angielskim. – Nawet przez moment nie odczułam ze strony szkockich kolegów, że jestem obca. Wprost przeciwnie. Wszyscy byli bardzo pomocni.
Paweł na posterunku w zachodniej Anglii jest od siedmiu lat. – O moich angielskich kolegach mogę powiedzieć tylko dobre rzeczy. To porządni ludzie.
Na prowincji jest jednak inaczej. Nie wszyscy akceptują tam, że władza mówi po angielsku z obcym akcentem.
Wracaj do swojej Polski
Niechęć do imigrantów nasiliła się w 2016 roku, po referendum w sprawie brexitu. Wtedy nawet w wielokulturowym Londynie z ludzi wylała się niechęć do obcych, zwłaszcza do Polaków, których na Wyspach jest prawie milion.
Już dzień po referendum na siedzibie Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego na Hammersmith pojawiły się napisy o „polskim robactwie”. Dwa miesiące po referendum, w centrum Harlow, leżącym 30 mil na północny wschód od Londynu, został zabity Arkadiusz Jóźwik. Wieczorem razem z dwoma kolegami pił alkohol na ławce. W pobliżu bawiła się grupa nastolatków. Z do dziś niewyjaśnionych powodów między młodymi Anglikami a Polakami doszło do sprzeczki. W pewnym momencie jeden z nastolatków zaszedł Jóźwika od tyłu i z całej siły uderzył go pięścią w tył głowy. Jóźwik zmarł dwa dni później w szpitalu. 15-latka skazano na trzy i pół roku pobytu w zakładzie dla młodocianych. Brytyjska Polonia zgodnie uznała, że kara była zdecydowanie zbyt łagodna.
Kajetan: – Wtedy można było usłyszeć teksty typu „wracaj do domu”, „po co tu przyjechaliście”. Sam usłyszałem to zarówno od Anglików, jak i od ludzi z dawnych brytyjskich kolonii. W przychodni zaczęto przy rejestracji nagle żądać dodatkowych dokumentów, których wcześniej nikt nie wymagał. Czułem, że w ludziach coś się zmieniło. Zwłaszcza poza Londynem. Trzeba było mieć grubą skórę, bo inaczej by się nie wytrzymało. W ostatnim czasie znów wzrosła liczba zgłoszeń przestępstw z nienawiści do obywateli EU. Nikt nie wie, jak to będzie po brexicie.
Stosunek do policjantów w Szkocji różni się w zależności od wieku. Dla starszego pokolenia policjant to naprawdę stróż prawa. Za to młodsi mają policjantów w głębokiej pogardzie. Zwłaszcza nieletni pozwalają sobie na wulgarne uwagi, bo wiedzą, że gdy mają poniżej 18 lat, to policjant nie może im wiele zrobić. Prawo w Wielkiej Brytanii pobłażliwie traktuje nieletnich.
Patrycja: – Nie raz od takich małolatów usłyszałam „You fucking Polish cow”, „You Polish bitch”, czyli ty pierdolona polska krowo, ty polska suko. Wystarczy, że usłyszą dziwny akcent, i zaczyna się wiązanka bluzgów. Akcentu nie da się ukryć. Ja mam typowo polski. Takie reakcje nie robią jednak na mnie wrażenia. Spływa to po mnie. Pewnie w Polsce w podobnej sytuacji usłyszałabym to samo, tylko bez przymiotnika „Polish”. Generalnie jednak Szkoci traktują imigrantów przyjaźnie. Tu w większości ludzie byli przeciw brexitowi. Chcieliby dalej być w Unii. Szkoci w niektórych regionach mówią z tak dziwnym akcentem, że nie wszystkich da się od razu zrozumieć. Ale jak proszę o powtórzenie, to powtarzają.
Krystian: – Gdy ktoś mnie pyta, skąd pochodzę, i wyjaśniam, że jestem Polakiem, ludzie reagują bardzo pozytywnie. Nie mówię tu oczywiście o przestępcach, bo z tymi bywa różnie. Jeden, którego musiałem zatrzymać po tym, gdy mnie już kopnął, wykrzyczał mi prosto w twarz, żebym wracał „do swojej Polski”. To zdarzyło mi się jednak tylko raz.
Policja chętnie przyjmuje
Patrycja skończyła w Polsce oceanografię. Szans na dobrą pracę nie było. Nie chciała zarabiać groszy, więc dziesięć lat temu zdecydowała się na emigrację.
– Zaczynałam od pracy w barze na Royal Mile w Edynburgu. Czasem wpadali tam policjanci na kawę, więc ich trochę obserwowałam i zastanawiałam się, czy ja bym dała radę. Po pięciu latach w barze poszłam do pracy na lotnisku. To nie były dobre pieniądze. Wtedy złożyłam aplikację do szkockiej policji. Lubię mieć kontakt z ludźmi.
Kajetan: – W Polsce nie służyłem w policji. Studiowałem, byłem w wojsku, później pracowałem w ochronie, ale mi się nie podobało. Do Anglii przyjechałem w 2006 zdobyć pieniądze na ślub i wesele. Miało być na kilka miesięcy, a minęło już prawie 14 lat. Zaczynałem od pracy w hotelu, potem stałem na bramce w kilku klubach. Jestem dość słusznej postury, więc z taką pracą nie było problemu.
Krystian: – W Poznaniu zdążyłem skończyć ekonomię. Niby dobry kierunek, ale i tak nie mogłem znaleźć pracy. Mimo to nawet przez moment nie pomyślałem, że tam mógłbym być policjantem. Gdy w 2005 wylądowałem w Anglii, miałem 25 lat. Pierwsza praca? W knajpie jako pomoc kuchenna. Mój angielski w Polsce nie był zły, ale tu na początku miałem jakąś blokadę, żeby się odezwać. Po roku już nieźle mówiłem, więc awansowałem na kelnera. Później przez chwilę sprzątałem pokoje w hotelu. Poznałem sporo fajnych ludzi, głównie Anglików. Dzięki temu ten praktyczny angielski zaczął mi sam wchodzić do głowy. Do policji trafiłem w 2012 roku, gdy zobaczyłem ogłoszenie, że potrzebują ludzi.
Paweł przyjechał w 2006, gdy miał 19 lat, zaraz po maturze.
– Zaczynałem jako budowlaniec. Ale już około trzydziestki dopadł mnie kryzys wieku średniego i postanowiłem coś w swoim życiu zmienić. Szukali ludzi do policji, więc się zgłosiłem. W środkowo-zachodniej Anglii do niedawna byłem jedynym policjantem, który mówi po polsku. Niedawno zdałem egzamin na sierżanta.
Kajetan przyznaje, że jego poziom angielskiego na początku pobytu w Londynie to była matura na czwórkę. Angielski rozumiany, ale nie do końca mówiony. Teraz jego angielski jest bezbłędny. – Cztery lata temu zobaczyłem reklamę w metrze, że szukają policjantów dwujęzycznych, w tym tych z językiem polskim. Wypełniłem jakieś 40 stron formularza. Po sześciu miesiącach byłem już w szkole policyjnej. Zacząłem od włożenia munduru, a na głowę tej charakterystycznej czapki, jaką ma każdy angielski policjant. Dobrze to wyglądało. Pomyślałem: „Nie jest źle”.
Żeby zostać brytyjskim policjantem, trzeba mieszkać w Wielkiej Brytanii co najmniej pięć lat. Nie wolno być karanym ani na Wyspach, ani w Polsce. Wymagania sprawności fizycznej są na niskim poziomie. Trzeba na przykład przebiec na czas 500 metrów. Żadnych pompek, żadnego podciągania na drążku. Trzeba być zdrowym, mieć dobry wzrok i słuch. Umiejętności obrony czy obezwładniania uczy się już po przyjęciu do szkoły. Policja chętnie przyjmuje też niepełnosprawnych na stanowiska cywilne.
Polska flaga, a obok geje
W londyńskiej Metropolitan Police istnieje polskie stowarzyszenie – Metropolitan Police Polish Association. Liczy 160 członków, czyli ponad połowę Polaków służących w MET. Członkowie stowarzyszenia wyjaśnili przełożonym, że w czasie świąt Bożego Narodzenia dla Polaków ważny jest nie tylko 25 grudnia, ale też Wigilia, i dzięki temu udaje im się i tego dnia nie mieć służby. Polaków w mundurach widać zarówno podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, jak i na święcie upamiętniającym ofiary Holocaustu organizowanym przez policjantów z żydowskimi korzeniami. Chodzą na święta hinduskie, muzułmańskie czy na imprezy organizowane przez kolegów pochodzących z Afryki.
Kajetan: – Wzięliśmy też udział w Pride London, wspierając policjantów i policjantki, którzy są gejami, lesbijkami czy transseksualistami. Londyńska policja nie ma problemu z LGBT. Mam na mundurze plakietkę z polską flagą. Miałem ją też na Pride London. Jestem z niej dumny. Tu jest takie prawo, że za nazwanie kogoś pedałem można zatrzymać i pociągnąć do odpowiedzialności. Za „świnię” już raczej nie, bo jest to traktowane jako przyjęte językowo. To tak jak w Polsce na policjantów mówi się „psy”.

Krystian: – Tutaj policjant może być gejem i mieć partnera albo męża. W Londynie jest to tak normalna sprawa, że już nawet o tym nie rozmawiamy. Jedni mają chłopaka, a inni dziewczynę. Po prostu. Uważam, że Anglicy to jeden z najbardziej tolerancyjnych narodów na świecie. Moi znajomi to prawie sami Anglicy, głównie koledzy z pracy. Za to w rewirze większość mieszkańców to muzułmanie, w tym z Pakistanu. To normalni ludzie. Są wśród nich uczciwi, którzy ciężko pracują i płacą podatki, są i bandziory. Jak wszędzie.
Szkocja pachnie marihuaną
W londyńskim rewirze Kajetana mieszka sporo Afrykanów, ale też imigrantów z Bangladeszu. Jest tam też trochę Polaków. W ostatnim czasie nie ma dnia, żeby nie było napadu z nożem. Niektóre kończą się śmiercią. Ostatnie policyjne statystyki za 2019 rok, i to tylko z Anglii i Walii, mówią o 47 tysiącach napadów z użyciem noża lub innego ostrego narzędzia. W samym tylko Londynie od ugodzenia nożem zginęły w ubiegłym roku 133 osoby.
Sprawcami i ofiarami są najczęściej bardzo młodzi ludzie.
– Doszło do tego, że dzieci, które zatrzymujemy, mówią nam, że noszą przy sobie noże, bo z nimi czują się bezpiecznie. Najmłodsze dziecko, które zatrzymaliśmy z nożem, miało 12 lat. Uratowałem życie dwóm osobom tamując krwawienie. To też były nastolatki.
Krystian: – Policjanci w Wielkiej Brytanii nie noszą broni. Mają ją tylko specjalne jednostki do walki z najgroźniejszymi przestępstwami, w tym z terrorystami. Ja mam na służbie pałkę, kajdanki i gaz w sprayu. Łapię tych, którzy na ulicy sprzedają narkotyki: kokaina, amfetamina, marihuana.
Patrycja: – W Szkocji prawie wszędzie czuć marihuanę. Z tym jest tu ogromny problem. Wielu ludzi z klas niższych bierze narkotyki. Są łatwo dostępne, a z karaniem za ich zażywanie bywa różnie. Często jest tak, że nie podejmuje się interwencji, bo to mogłoby podnieść statystyki i wyszłoby, że Wielka Brytania to kraj ćpunów. Zresztą w Szkocji to już mamy największą śmiertelność po zażyciu narkotyków w Europie. W 2018 roku było z tego powodu 1187 trupów. Wskaźnik zgonów z powodu zażywania narkotyków jest w Szkocji prawie trzykrotnie wyższy niż w całej Wielkiej Brytanii. Większość ludzi, z którymi spotykam się podczas interwencji, ma problemy psychiczne, ale czemu się dziwić, ich życie to benefity, dragi i nuda. Niektórzy od dwóch, a bywa, że od trzech pokoleń żyją z zasiłków. A ich mieszkania! W kuchniach sterty niemytych chyba nigdy garnków. Do tego resztki jedzenia w zlewach. Na podłogach walają się opakowania po pizzy, kartoniki po chińszczyźnie. Ale wszędzie jest jedna charakterystyczna rzecz – wielki telewizor w salonie. To niemal punkt honoru każdego Brytyjczyka. Dziecko może nie mieć zabawek, może być syf i bieda, ale telewizor musi być ogromny.
Zamachy i krew
Najbardziej niebezpieczna sytuacja?
Paweł: – Wchodzę do budynku, w którym widzimy wykrwawiającą się ofiarę, ale jednocześnie wiem, że gdzieś, w którymś pomieszczeniu, czai się ten, kto tę ofiarę zadźgał. Trzeba opanować nerwy. Z jednej strony próbuję zatamować krwawienie kogoś, kto może mi za chwilę umrzeć, a z drugiej muszę być w każdej chwili gotowy na atak. Skończyło się szczęśliwie. Ujęliśmy bandziora.
Krystian: – Nie liczę siniaków, zadrapań, lekkich złamań. Było tego tyle, że nie warto o tym mówić. Do końca życia zapamiętam za to wielkiego kolesia z Jamajki. Dostaliśmy zgłoszenie, że handluje narkotykami pod jedną ze szkół. Nie jestem mikrusem, ale na widok tego gościa mnie i mojemu partnerowi włosy stanęły na głowie. Facet miał ponad 190 centymetrów i rzucił się na nas z kuchennym nożem. Zranił mojego partnera. Było dużo krwi. Ja wyszedłem z tej akcji bez szwanku.
O ostatnim ataku nożownika na London Bridge, w listopadzie 2019, podczas którego zginęło dwoje młodych ludzi, polscy policjanci z Londynu nie chcą mówić.
– Nie wolno nam.
Telefon z polskiego getta
Większość polskich policjantów na Wyspach zgodnie twierdzi, że Polacy, których spotykają podczas pracy, częściej są ofiarami niż sprawcami przestępstw. Nawet ci, którzy mieszkają w niebezpiecznych dzielnicach, rzadziej wchodzą w konflikt z prawem niż przedstawiciele innych nacji.
Kajetan: – Nie wiem, z czego to wynika. Ja mam jeden rys Polaków, którzy przyjechali do Londynu: to ciężko pracujący ludzie przestrzegający prawa. Oczywiście Polacy nie są święci. Zdarza się, że kradną w sklepach, że Polak kogoś pobije. Mnie najbardziej irytują pijani polscy kierowcy. Niektórym się wydaje, że po paru piwach czy butelce prosecco mogą jeździć na gazie i nic im za to nie grozi, bo tu nie ma takiej typowej drogówki jak w Polsce. No i jeszcze ci, którzy wożą ze sobą gaz pieprzowy, noże, jakieś pałki. „Bo w Polsce wolno!”. Tu są za to wysokie kary.
Pawłowi najbardziej utkwiła w głowie sprawa Daniela Pełki. Czteroletniego chłopca głodzili i okrutnie bili matka i jej partner. Zmuszali malca do łykania soli, a gdy wymiotował, karali go, wsadzając pod zimną wodę. Bezpośrednią przyczyną śmierci Daniela mogło być uderzenie w głowę, które zadał mu ojczym. W chwili śmierci Daniel ważył zaledwie 12 kilogramów. Matka i jej partner dostali dożywocie. Oboje popełnili za kratkami samobójstwo.
– Uważam, że największym problemem wielu Polaków w Wielkiej Brytanii jest przemoc domowa. Niektórzy mówią, że to coś, z czym trzeba żyć. Są tacy, którzy traktują bicie dzieci jako coś normalnego, a my to w Wielkiej Brytanii klasyfikujemy jako ciężkie przestępstwo. Szkoda, że wielu Polaków nie reaguje, gdy dzieciom z ich rodziny czy sąsiadom dzieje się krzywda. Często dzwonią na policję, gdy jest już za późno. Przyjeżdżamy i widzimy skatowane dziecko i matkę. Pytamy taką kobietę, dlaczego nie zgłaszała wcześniej przemocy, a one: „Nie wiem. Bałam się”. Takich historii jest cała masa.
Patrycja: – Wśród niektórych Polaków panuje opinia, że brytyjskie służby socjalne bardzo łatwo zabierają dzieci rodzinom, i to pod byle pretekstem. Tymczasem w ciągu roku dzieci odbierane są około stu polskim rodzinom. I nie ma dymu bez ognia: dzieci są zabierane, ale wtedy, gdy istnieje zagrożenie ich życia lub zdrowia. Wszystkie te opowieści, że Brytyjczycy zabierają polskie dzieci tylko po to, żeby je później oddać do adopcji muzułmanom czy gejom, to jakieś bzdury.
Wielu Polaków ma problemy, bo słabo lub w ogóle nie mówią po angielsku. Nawet ci, którzy spędzili na Wyspach wiele lat. Krystian ma na to prostą odpowiedź: – Żyją w polskich gettach, spotykają się tylko z Polakami, chodzą do polskich sklepów, polskich fryzjerów, oglądają tylko polską telewizję.
Kajetan: – Bywa, że Polacy dzwonią do naszego stowarzyszenia i proszą o pomoc, bo nie znają języka i sami nie potrafią zwrócić się na ogólny numer policji.

Pensja policjanta
Początkujący policjant w MET zarabia 27 tysięcy funtów rocznie. Gdy po trzech miesiącach skończy się szkolenie, to pensja wzrasta do 28 tysięcy. Na rękę zarabia się około 2 tysięcy funtów miesięcznie. Po siedmiu latach służby zwykły policjant, czyli constable, w skrócie zwany PC, może zarabiać nawet 42 tysiące rocznie. To pozwala na spokojne życie.
Kajetan jeszcze przed wstąpieniem do policji kupił mieszkanie. Z żoną i dwójką dzieci raz w roku jeździ na wakacje.
– Do Polski nie wrócę, ale dbam o ten kawałek Polski tutaj, w Londynie. Udzielam się w polskiej społeczności, angażuję się w działalność naszego stowarzyszenia w Met Police.
Patrycja zarabia 29 tysięcy funtów rocznie. Ma darmową siłownię, wejściówki do kina, zniżki na posiłki. Może za darmo zwiedzać szkockie zamki. Do tego 28 dni urlopu.
– Wakacje spędzam w Polsce, choć ostatnio też w Turcji. O powrocie do kraju nie myślę. Będę się starać o pracę w wydziale przemocy domowej.
Paweł też nie planuje powrotu. – Całe dorosłe życie mieszkam w Wielkiej Brytanii. Trudno byłoby mi teraz tak po prostu wrócić.
Inaczej Krystian. Mimo że w Londynie mieszka już 15 lat, to urlopy coraz częściej spędza w Polsce.
– Był czas, że przez trzy lata nie latałem do Polski. Nie dlatego, że z rodziną jestem skłócony. Jakoś ta Polska przestała mnie interesować. Ale teraz jestem tam częściej. Niedawno się ożeniłem. Żona jest Hiszpanką i w Polsce bardzo jej się podoba. Zwłaszcza Mazury. Niedawno urodził nam się syn. Chciałbym, żeby w przyszłości wiedział, skąd pochodzi ojciec, bo do Polski to ja już raczej na stałe nie wrócę. Chyba że na starość coś mi się odmieni.
Kajetan ma propozycję dla tych, którzy nie zamierzają wracać.
– Cały czas szukamy Polaków do pracy w policji. Każdy, kto spełni warunki, ma szansę na przyjęcie. To naprawdę dobra praca. Dzięki niej można poznać ludzi z całego świata. Może nie będzie to elita, ale na pewno nie można się nudzić. Nasze stowarzyszenie pomaga przy rekrutacji. No i można nosić na głowie ten fantastyczny kask. Aha! Na policjantów na Wyspach co niektórzy wciąż mówią pieszczotliwie Bobby. Nie tylko świnie i bekony.
Reportaż powstał we współpracy z Dużym Formatem – magazynem reporterów Gazety Wyborczej.

Komentarze 89
A cenzurant emitowych artykulów,to chyba jeszcze spi?
Moderacja sama zglosi sie do moderacji,czy trzeba samemu?
Nie,zebym byl jakis francuski piesek,ale takie wyrazy przed 8-má rano....
Patrycja swietnie podsumowala rzady separatystow. Zamiast wziac sie do roboty i zaczac prostowaac te przerazajace statystyki, to w kolko tylko o neverendum i o tym jaka to Anglia zla dla nich - a pieniazki na te zasilki to biora chetnie jednak!
#2
O Tecza?
Artykul klamie. Mowi w nim, ze biora narkotyki tylko ludzie z klas nizszych. Mam duzo bogatych kolegow i tez biora narkotyki. Ba, moj kolega z Dennistoun, sprzedaje narkotyki i sie smieje, ze nigdy go nie zlapiom!